20. Wykorzystaj ten moment.

2.5K 141 16
                                    

Dzień odwiedzin. Jebany rollercoaster. Dzisiaj wszyscy pacjenci są posłuszni i podekscytowani, a następnego dnia poziom depresji, poczucia beznadziejności i tęsknoty wzrasta trzykrotnie. Na szczęście jutro niedziela. Wolne. 

Ochrona jest znacznie wzmożona. Po zielonych terenach przechadza się z piętnastu strażników. Tak samo w sali widzeń. Potrzebuję kawy. Gdy patrzę na to co chcą mi podać w kafeterii, wolę wypić własny mocz. Ludzie są tu traktowani jak w więzieniu. Jedzenie jest do dupy. Nie nakarmiłbym tym psa. Ruszam w stronę automatu, przy głównym wejściu. Wybór nie jest ciekawy. Czarna lura. Ewentualnie z białym proszkiem. Dziękuję za sztuczne mleko i biorę czarną. Czekam aż mój "napój" będzie gotowy i rozglądam się. Na prawo sala widzeń. Pełno rozemocjonowanych ludzi oddzielonych od bliskich korytarzem. Na lewo "przedszkole". Pokój zabaw. Przez szklane drzwi widzę ochroniarza. Mówi coś, ze zmartwionym wyrazem twarzy. To dość dziwnie. Mija mnie ten chujek od prac systemowych i papierków. Chowa do kieszeni krótkofalówkę. Chwilę później otwiera drzwi do przedszkola i mierzy się z ochroniarzem i... Jane? Zabieram kubek z parującą "kawą" i idę w tamtą stronę.

*

- Kto to jest? - pytam, czując jak serce dosłownie wyskoczy mi zaraz z piersi. 

- To... - ochroniarz zerka na kartkę i bierze oddech, co trwa dla mnie jak wieczność - John Darcy.

- Co? - słyszę jęk wychodzący z moich ust. Splatam dłonie na karku, czując jak nie mogę oddychać. Boję się. Po prostu się boję. Jak on tu dotarł?

- Ale obawiam się, że nie możecie się zobaczyć - mówił gdzieś w przestrzeń, a ja patrzyłam w podłogę, nie używając, tak naprawdę zmysłu wzrok. Po prosu oczy były otwarte. - Cokolwiek ta reakcja miałaby oznaczać... 

Usłyszałam trzask krótkofalówki. "Panie Bennet, mamy problem z listą. Dziękuję".

- Poczekamy na decyzję - usłyszałam głos ochroniarza. Czułam, że zaraz zwymiotuję. Z drugiej strony rozpierało mnie coś jakby... euforia? Niekontrolowany stan. Byłam pewna, że już go nie zobaczę, ale mam tę ostatnią szansę. Nienawidzę marnować ostatnich szans. Wszystkie poprzednie mogą się jebać, ale nie ostatnia. Nie mogą mi tego zabrać. Nawet nie zauważyłam, kiedy Harry tu podszedł. Wziął mnie za rękę.

- Co się dzieje? - zapytał cicho, marszcząc brwi.

- Proszę usiąść na miejsce - powiedział do niego ochroniarz. Harry go zignorował, rzucając mu tylko surowe spojrzenie.

- Pogadamy później - ledwo udało mi się odpowiedzieć. Mój głos był dziwnie odbierany przez mój mózg. Jakbym zamiast słów, słyszała przelewające się we mnie morze sprzecznych emocji. - Usiądź, proszę.

- W porządku - Harry wrócił na miejsce, przystawiając krzesło bliżej nas. Nie spuszczając ze mnie zaciekawionego, zmartwionego wzroku.

- Witam, panie Bennet - zaczął ochroniarz. Ten niemiły pan, w którego gabinecie byłam tydzień temu, skanował nas spojrzeniem. Wiedziałam, że nic z tego nie będzie. "Kurwa!" wrzasnęłam w myślach. - Pan John Darcy chce się zobaczyć z Jane, ale nie ma go na liście odwiedzających.

- Więc wszystko jasne. Nie może się z nią zobaczyć - usłyszałam, czując żal zalewający moje wszystkie mięśnie. Drzwi otworzyły się ponownie.

*

- Więc wszystko jasne. Nie może się z nią zobaczyć - usłyszałem, nim popchnąłem lekko drzwi. Bennet i Diaz spojrzeli na mnie, Jane patrzyła gdzieś w dal, przygryzając dolną wargę z nerwów. Jej twarz wyrażała dziesięć negatywnych emocji na raz.

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz