Odprowadzałem ją do domu. Michael nie mógł, a mimo wszystko, nie mogłem odmówić, gdy mnie o to poprosiła. Jest atrakcyjną kobietą, a dochodzi druga w nocy. Niebezpiecznie było wracać kobiecie samej. Być może sam potrzebowałem towarzystwa. Nie mam pojęcia. Dobrze mi się na nią patrzyło. Dobrze wyglądała.
- Richard? - zaczęła, zaskakująco cicho jak na nią. Podniosłem głowę i spojrzałem w prawo, w jej brązowe oczy.
- Hm?
- Czemu nam nie wyszło? - spytała, wkładając dłonie w kieszenie mojej marynarki, którą była okryta. Noc była chłodna.
- Nie wiem, Margot - odpowiedziałem, nie szukając długo odpowiedzi. - Jesteś głośna.
- To chyba powód do dumy - uśmiechnęła się frywolnie. Westchnąłem cicho.
- W życiu. W życiu jesteś głośna. Za głośna dla mnie. A ja nie czuję tego, po prostu. Lubię spokój - przyznałem cicho, patrząc na chodnik, który poruszał się pod moimi butami.
- Mogę być cicho, jeśli tego chcesz - odpowiedziała po chwili. Zaskoczyła mnie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć.
Próbowałem iść w ciszy. Próbowałem nie myśleć choć przez chwilę o Jane. Margot pozornie chciała mnie od niej odciągnąć, ale paradoksalnie mnie do niej zbliżała, bo z każdym słowem uświadamiała mi, jak idealna była Darcy.
- Będę enigmatyczna jak ty i zadam tylko jedno pytanie - stanęła pod drzwiami do swojego domu, dwadzieścia minut później. Wiedziałem jakie pytanie zada, lecz nie znałem jeszcze odpowiedzi. Uśmiechnęła się wyjątkowo subtelnie. - Wejdziesz?
- Mm... - spuściłem wzrok, kalkulując sprawę. Z pewnością tego potrzebowałem w tej chwili. Bliskości, czułości, seksu. Nie z nią, ale czy to istotne w obliczu bagna w jakim tkwię? Jane nie będzie moja. Nigdy. Lecz w zasadzie to niczego nie zmienia. Pragnę tylko jej. Spoglądam na Margot. Naprawdę dobrze wygląda w tej sukience. Naprawdę przyjemnie byłoby położyć się do łóżka spoconym, spełnionym i rozluźnionym, pierwszy raz od kilku tygodni. Nie mogłem tego robić, odkąd poznałem Jane. Po prostu nie chciałem. Patrzyła na mnie zachęcająco, ale jej usta udawały obojętność. Była naprawdę dobra w łóżku. To powinno być w porządku. Mój umysł podjął decyzję w ciągu kilku sekund, ale serce zakuło nieprzyjemnie. - Dobranoc, Margot.
*
- Cieszę się, że tego nie zrobiliśmy - powiedziałam cicho, opierając się o drzewo. Było już późno, a niebo ciemniało. - Wczoraj.
- Mieszane uczucia - stwierdził krótko, marszcząc lekko brwi. Zaciągnął się papierosem i spojrzał na mnie poważnie. - Zróbmy to dzisiaj.
- Harry... - spojrzałam na niego niepewnie.
- Żartuję - uśmiechnął się, choć wyglądał jakby chciał to zatrzymać. - Rozumiem, rozumiem... Też chcę zrobić to jak należy.
- Czyli jak? - uśmiechnęłam się lekko, kładąc dłoń na jego biodrze. Mogłam wyczuć mięśnie pod koszulką i to podobało mi się niesamowicie. Mogłabym go dotykać bez końca.
- Wziąć cię na prawdziwą randkę - oblizał wargę i wbił rozbawione spojrzenie w pień drzewa. - Poprosić do tańca. Nalać wino. Oddać kurtkę, gdy będzie zimno. Zabrać do hotelu, domu, gdziekolwiek będziemy chcieli. I zrobić to tak jak chcemy i tak jak czujemy. A rano znowu, i znowu i znowu - zaśmiał się cicho. - Zrobię ci dobre śniadanie. To akurat umiem.
- Nie wątpię - zaśmiałam się, wyobrażając sobie to wszystko. - Podoba mi się.
- Nie masz jeszcze pojęcia jak bardzo.
- Nie mam.
- Kiedy możesz stąd wyjść? - Harry spojrzał na mnie pytająco, a w jego oczach pojawił się błysk niepewności.
- Chyba niedługo - wzruszyłam lekko ramionami. - Kolejny proces nie będzie potrzebny. Richard powiedział, że da mi wypis kiedy będę chciała.
- Och, bohater psychoterapeuta! - Harry zmarszczył brwi i pokręcił głową.
- Przestań - spojrzałam na niego z politowaniem. - To chyba dobrze, prawda?
- Jednak wciąż tu jesteś - rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie, położył dłoń na mojej talii i przyciągnął lekko do siebie, składając naturalny pocałunek na moim czole.
- Tak... - zawahałam się lekko, spoglądając w dół. - Czekam na ciebie.
- Och, Jane - odwrócił wzrok, wzdychając lekko, przygryzł wargę. - Jak tu cię nie...
- Co? - spojrzałam na niego niepewnie, nie wiedząc co chce powiedzieć.
- Jak tu cię nie... uwielbiać - odparł po chwili, patrząc w swoje buty. - Będę musiał polubić Cedrika, prawda? Prędzej czy później.
- Ee... - zawahałam się, czując jak zmienia temat. - Pewnie tak. A ty masz jakichś przyjaciół gdzieś w Londynie?
- Nie - odparł krótko, a na jego twarz wtargnął niepokojący wyraz. Trochę smutny. Właściwie mogłam się tego spodziewać, ale jednak dziwnie było to usłyszeć. - Jednego, właściwie.
- Opowiedz mi o nim - poprosiłam, patrząc na niego z, tak mi się wydawało, czułością. Zobaczyłam w nim małego chłopca, którym gdzieś tam był i to trzymało moje serce w garści. Uwielbiałam go całego. Kochałam jego dziwne rzeczy.
- Ma na imię Speedway* - powiedział cicho.
- Speedway? - to dość dziwne imię. Spojrzałam na niego niepewnie. Oby nie był to wymyślony przyjaciel.
- Tak. Ma cztery łapy i ogon - dodał po chwili.
- Och... - mimowolnie uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie Harry'ego i jego zwierzęcego przyjaciela.
- Jest świetny, bo nie umie mówić, ale jest i wygląda na szczęśliwego przy mnie - powiedział na jednym tchu, ściągając usta w wąską linię. - Martwię się o niego. Poza mną nie ma przyjaciół. Nie w domu.
- Jesteś cudowny, Harry - powiedziałam cicho, zanim przyszło mi to do głowy. Spojrzałam na niego niepewnie, czując dziwną falę uczuć, przyjemną, ogłupiającą, silną jak nigdy.
- Ty... - spojrzał na mnie pewnie, przyciągnął mnie do siebie. - Próbuję ci to powiedzieć od tygodnia.
- Że jestem cudowna? - spytałam cicho, patrząc na jego zielone, pełne uczuć oczy, lekko rozchylone usta, ruszającą się klatkę piersiową. Jego spojrzenie było silne, czułe, seksowne.
- Nie, że cię kocham - szepnął, a zanim dotarł do mnie sens tych słów, chwycił mnie mocno i otoczył moje wargi swoimi. Nigdy w życiu moje serce nie biło tak mocno. Odsunął się po chwili, patrząc na mnie niepewnie.
- Ja... - odpowiedziałam ciszej, niż bym się spodziewała. Odpowiedź nasunęła się sama. Spłynęła na mnie jak spadająca gwiazda. - Kocham cię, Harry.
Naszą uwagę odwróciła ciemność. Światła palące się w większości okien szpitala, nagle zgasły. Spojrzeliśmy za siebie, strażnik stojący przy drzwiach magnetycznych, wyciągnął klucze i zamknął drzwi ręcznie. Miał w uchu słuchawkę. Chwilę później zbliżył się do nas.
- Wszyscy do środka! - zawołał głośno, na cały dziedziniec. Spojrzeliśmy na niego niezrozumiale. Ruszyliśmy w stronę drzwi frontowych.
- Co się dzieje? - spytałam zaniepokojona.
- Nie bój się - mój Harry otoczył mnie ramieniem i zaprowadził do wejścia.
Dziękuję za ponad 500 gwiazdek, nie spodziewałam się tego nigdy. Jesteście niesamowici. Wy, którzy dajecie gwiazdki i wy, którzy komentujecie. Cudownie się to wszystko widzi i czyta. Kocham, kocham i kocham. Trzymajcie się.
*Mój pies miał na imię Speedway. Mój tata przyprowadził go do domu pewnego dnia, a potem, kiedy się od nas wyprowadzał, zabrał go ze sobą. Wydaje mi się, ze byli najlepszymi przyjaciółmi. Imię ma związek z pracą mojego taty, dlatego trochę porąbane.
![](https://img.wattpad.com/cover/77321412-288-k874015.jpg)
CZYTASZ
Demenatrium | Harry Styles
FanfictionSzpital psychiatryczny w północnym Londynie to nieciekawe miejsce. Nie chciała tu być. Nie powinna tu być. Jaki wpływ na sytuację będzie miał fakt, że Niall Horan to lękliwy, zagubiony paranoik, Zayn Malik jest agresywnym, brutalnym, lecz przyjaznym...