48. Mieszane uczucia.

1.7K 106 48
                                    

Odprowadzałem ją do domu. Michael nie mógł, a mimo wszystko, nie mogłem odmówić, gdy mnie o to poprosiła. Jest atrakcyjną kobietą, a dochodzi druga w nocy. Niebezpiecznie było wracać kobiecie samej. Być może sam potrzebowałem towarzystwa. Nie mam pojęcia. Dobrze mi się na nią patrzyło. Dobrze wyglądała. 

- Richard? - zaczęła, zaskakująco cicho jak na nią. Podniosłem głowę i spojrzałem w prawo, w jej brązowe oczy.

- Hm? 

- Czemu nam nie wyszło? - spytała, wkładając dłonie w kieszenie mojej marynarki, którą była okryta. Noc była chłodna.

- Nie wiem, Margot - odpowiedziałem, nie szukając długo odpowiedzi. - Jesteś głośna.

- To chyba powód do dumy - uśmiechnęła się frywolnie. Westchnąłem cicho.

- W życiu. W życiu jesteś głośna. Za głośna dla mnie. A ja nie czuję tego, po prostu. Lubię spokój - przyznałem cicho, patrząc na chodnik, który poruszał się pod moimi butami.

- Mogę być cicho, jeśli tego chcesz - odpowiedziała po chwili. Zaskoczyła mnie. Nie wiedziałem co odpowiedzieć. 

Próbowałem iść w ciszy. Próbowałem nie myśleć choć przez chwilę o Jane. Margot pozornie chciała mnie od niej odciągnąć, ale paradoksalnie mnie do niej zbliżała, bo z każdym słowem uświadamiała mi, jak idealna była Darcy. 

- Będę enigmatyczna jak ty i zadam tylko jedno pytanie - stanęła pod drzwiami do swojego domu, dwadzieścia minut później. Wiedziałem jakie pytanie zada, lecz nie znałem jeszcze odpowiedzi. Uśmiechnęła się wyjątkowo subtelnie. - Wejdziesz?

- Mm... - spuściłem wzrok, kalkulując sprawę. Z pewnością tego potrzebowałem w tej chwili. Bliskości, czułości, seksu. Nie z nią, ale czy to istotne w obliczu bagna w jakim tkwię? Jane nie będzie moja. Nigdy. Lecz w zasadzie to niczego nie zmienia. Pragnę tylko jej. Spoglądam na Margot. Naprawdę dobrze wygląda w tej sukience. Naprawdę przyjemnie byłoby położyć się do łóżka spoconym, spełnionym i rozluźnionym, pierwszy raz od kilku tygodni. Nie mogłem tego robić, odkąd poznałem Jane. Po prostu nie chciałem. Patrzyła na mnie zachęcająco, ale jej usta udawały obojętność. Była naprawdę dobra w łóżku. To powinno być w porządku. Mój umysł podjął decyzję w ciągu kilku sekund, ale serce zakuło nieprzyjemnie. - Dobranoc, Margot.

*

- Cieszę się, że tego nie zrobiliśmy - powiedziałam cicho, opierając się o drzewo. Było już późno, a niebo ciemniało. - Wczoraj.

- Mieszane uczucia - stwierdził krótko, marszcząc lekko brwi. Zaciągnął się papierosem i spojrzał na mnie poważnie. - Zróbmy to dzisiaj.

- Harry... - spojrzałam na niego niepewnie.

- Żartuję - uśmiechnął się, choć wyglądał jakby chciał to zatrzymać. - Rozumiem, rozumiem... Też chcę zrobić to jak należy.

- Czyli jak? - uśmiechnęłam się lekko, kładąc dłoń na jego biodrze. Mogłam wyczuć mięśnie pod koszulką i to podobało mi się niesamowicie. Mogłabym go dotykać bez końca.

- Wziąć cię na prawdziwą randkę - oblizał wargę i wbił rozbawione spojrzenie w pień drzewa. - Poprosić do tańca. Nalać wino. Oddać kurtkę, gdy będzie zimno. Zabrać do hotelu, domu, gdziekolwiek będziemy chcieli. I zrobić to tak jak chcemy i tak jak czujemy. A rano znowu, i znowu i znowu - zaśmiał się cicho. - Zrobię ci dobre śniadanie. To akurat umiem.

- Nie wątpię - zaśmiałam się, wyobrażając sobie to wszystko. - Podoba mi się.

- Nie masz jeszcze pojęcia jak bardzo.

- Nie mam.

- Kiedy możesz stąd wyjść? - Harry spojrzał na mnie pytająco, a w jego oczach pojawił się błysk niepewności.

- Chyba niedługo - wzruszyłam lekko ramionami. - Kolejny proces nie będzie potrzebny. Richard powiedział, że da mi wypis kiedy będę chciała.

- Och, bohater psychoterapeuta! - Harry zmarszczył brwi i pokręcił głową.

- Przestań - spojrzałam na niego z politowaniem. - To chyba dobrze, prawda?

- Jednak wciąż tu jesteś - rzucił mi niezrozumiałe spojrzenie, położył dłoń na mojej talii i przyciągnął lekko do siebie, składając naturalny pocałunek na moim czole.

- Tak... - zawahałam się lekko, spoglądając w dół. - Czekam na ciebie.

- Och, Jane - odwrócił wzrok, wzdychając lekko, przygryzł wargę. - Jak tu cię nie...

- Co? - spojrzałam na niego niepewnie, nie wiedząc co chce powiedzieć.

- Jak tu cię nie... uwielbiać - odparł po chwili, patrząc w swoje buty. - Będę musiał polubić Cedrika, prawda? Prędzej czy później.

- Ee... - zawahałam się, czując jak zmienia temat. - Pewnie tak. A ty masz jakichś przyjaciół gdzieś w Londynie?

- Nie - odparł krótko, a na jego twarz wtargnął niepokojący wyraz. Trochę smutny. Właściwie mogłam się tego spodziewać, ale jednak dziwnie było to usłyszeć. - Jednego, właściwie.

- Opowiedz mi o nim - poprosiłam, patrząc na niego z, tak mi się wydawało, czułością. Zobaczyłam w nim małego chłopca, którym gdzieś tam był i to trzymało moje serce w garści. Uwielbiałam go całego. Kochałam jego dziwne rzeczy.

- Ma na imię Speedway* - powiedział cicho.

- Speedway? - to dość dziwne imię. Spojrzałam na niego niepewnie. Oby nie był to wymyślony przyjaciel.

- Tak. Ma cztery łapy i ogon - dodał po chwili.

- Och... - mimowolnie uśmiechnęłam się, wyobrażając sobie Harry'ego i jego zwierzęcego przyjaciela.

- Jest świetny, bo nie umie mówić, ale jest i wygląda na szczęśliwego przy mnie - powiedział na jednym tchu, ściągając usta w wąską linię. - Martwię się o niego. Poza mną nie ma przyjaciół. Nie w domu. 

- Jesteś cudowny, Harry - powiedziałam cicho, zanim przyszło mi to do głowy. Spojrzałam na niego niepewnie, czując dziwną falę uczuć, przyjemną, ogłupiającą, silną jak nigdy.

- Ty... - spojrzał na mnie pewnie, przyciągnął mnie do siebie. - Próbuję ci to powiedzieć od tygodnia.

- Że jestem cudowna? - spytałam cicho, patrząc na jego zielone, pełne uczuć oczy, lekko rozchylone usta, ruszającą się klatkę piersiową. Jego spojrzenie było silne, czułe, seksowne.

- Nie, że cię kocham - szepnął, a zanim dotarł do mnie sens tych słów, chwycił mnie mocno i otoczył moje wargi swoimi. Nigdy w życiu moje serce nie biło tak mocno. Odsunął się po chwili, patrząc na mnie niepewnie.

- Ja... - odpowiedziałam ciszej, niż bym się spodziewała. Odpowiedź nasunęła się sama. Spłynęła na mnie jak spadająca gwiazda. - Kocham cię, Harry.

Naszą uwagę odwróciła ciemność. Światła palące się w większości okien szpitala, nagle zgasły. Spojrzeliśmy za siebie, strażnik stojący przy drzwiach magnetycznych, wyciągnął klucze i zamknął drzwi ręcznie. Miał w uchu słuchawkę. Chwilę później zbliżył się do nas.

- Wszyscy do środka! - zawołał głośno, na cały dziedziniec. Spojrzeliśmy na niego niezrozumiale. Ruszyliśmy w stronę drzwi frontowych.

- Co się dzieje? - spytałam zaniepokojona.

- Nie bój się - mój Harry otoczył mnie ramieniem i zaprowadził do wejścia.


Dziękuję za ponad 500 gwiazdek, nie spodziewałam się tego nigdy. Jesteście niesamowici. Wy, którzy dajecie gwiazdki i wy, którzy komentujecie. Cudownie się to wszystko widzi i czyta. Kocham, kocham i kocham. Trzymajcie się.

*Mój pies miał na imię Speedway. Mój tata przyprowadził go do domu pewnego dnia, a potem, kiedy się od nas wyprowadzał, zabrał go ze sobą. Wydaje mi się, ze byli najlepszymi przyjaciółmi. Imię ma związek z pracą mojego taty, dlatego trochę porąbane.

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz