"Dziwka", "dziwka", "dziwka"... Pierdolony Styles. Nie mam pojęcia co za pierdoły mówił. Słyszałam jeszcze jego krzyk, gdy wracałam na górę, ale nie mam pojęcia co krzyczał. Za pewne powtarzał nieprzyjemne epitety. Nie obchodziło mnie już to. Jak widać, naprawdę ludziom nie można ufać. Jedyne czego chcę, to żeby wyszedł z tej jebanej izolatki, w której nie powinien być, a potem może się odpierdolić raz na zawsze. Choć to ostatnie czego chcę.
- Jane! - usłyszałam za moimi plecami. To był Zayn. Byliśmy tu sami, więc przyśpieszyłam kroku.
- Nie teraz, dobra? - warknęłam, idąc w stronę głównego holu, by wrócić do swojego pokoju. - Spierdalaj.
- Posłuchaj mnie, proszę!
- Nie zbliżaj się.
- Przepraszam, w porządku? Nie byłem sobą... - zaczął, mimo, że nie chciałam go słuchać. Nie zwolniłam kroku.
- Nie, nie w porządku. Lepiej będzie dla nas obojga jak nie będziemy wchodzić sobie w drogę - rzuciłam.
- Czekaj! - chwycił mnie za ramię i przytrzymał mocno. - Posłuchaj mnie, proszę.
- To nie jest prośba - zauważyłam, czując ucisk na ramieniu.
- Proszę, zależy mi na tobie. Jakkolwiek. Nie chcesz mnie, w porządku. Ale nie odrzucaj tego co było wcześniej - spojrzał mi w oczy, tymi swoimi brązowymi. Wyglądał na przygnębionego.
- Nie ufam ci, Zayn. Pamiętaj o tym - powiedziałam, wyszarpując swoje ramię.
- Co to za zakłócenia? - znikąd pojawił się ten Bennet, koleś od papierkowej roboty. Podszedł do nas. Patrzył na nas podejrzliwie, widząc jak Zayn trzyma mnie za ramię. Wreszcie je puścił.
- Nic, rozmawiamy tylko - powiedziałam, chcąc uniknąć kłopotów. Gdzie pan był wczoraj, do cholery?
- Jane Darcy. Proszę za mną - powiedział, a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Czyżby czytał w moich myślach?
- Coś nie tak? - zapytałam niepewnie.
- Był telefon do pani. Dość pilny.
- W porządku... - skinęłam głową w zamyśleniu. Próbowałam wymyślić sobie sensowne wytłumaczenie, dlaczego ktoś miałby do mnie dzwonić i dlaczego byłoby to pilne. Ruszyłam za nim, ciesząc się, że zostawiam Zayna za plecami. Weszliśmy do tego samego gabinetu, w którym byłam, by wpisać Cedrika na listę.
- Proszę podnieść słuchawkę, połączę panią - powiedział oficjalnym tonem, siedząc naprzeciwko mnie. Przyłożyłam niepewnie słuchawkę do ucha. Usłyszałam kilka sygnałów, po czym odezwał się młody, męski głos.
- Jane Darcy?
- Słucham.
- Z tej strony doktor Thomas Clifford, dzwonię ze szpitala The Royal Marsden HNS Trust - usłyszałam, położyłam dłoń na kolanie, które zaczęło niekontrolowanie się trząść.
- Tak... - mruknęłam cicho, skupiając wszystkie myśli.
- Z przykrością przekazuję wiadomość o śmierci Johna Adama Darcy'ego. Odszedł dzisiejszej nocy o trzeciej piętnaście nad ranem. Wypuszczając go ze szpitala na tę godzinę podjęliśmy duże ryzyko. Zaraz po powrocie miał kolejny atak. Stan był krytyczny, nie mogliśmy już nic zrobić. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje.
- Rozumiem. Dziękuję - odpowiedziałam nieswoim głosem, nie chcąc się rozklejać. Nie tu. Mogłam to zrobić tylko przy Harrym.
- Wszystkiego dobrego, pani Darcy. Taka niestety jest kolej rzeczy. Cieszę się, że miała pani szansę się pożegnać. Pani ojciec bardzo o to walczył.
CZYTASZ
Demenatrium | Harry Styles
FanfictionSzpital psychiatryczny w północnym Londynie to nieciekawe miejsce. Nie chciała tu być. Nie powinna tu być. Jaki wpływ na sytuację będzie miał fakt, że Niall Horan to lękliwy, zagubiony paranoik, Zayn Malik jest agresywnym, brutalnym, lecz przyjaznym...