56. Odejdź, Jane.

1.7K 106 34
                                    

- Nie płacz, proszę.

Usłyszałam. Spojrzałam na Richarda, siedzącego na przeciwko. Obraz był trochę zamglony. Harry wybiegł zaraz za mną, ale nie mogłam opowiadać mu o tym co czułam, bo nie mogłam dzielić się z nim wizjami, które mnie do tego pchały. Gdy zaczęłam, widziałam jak emocjonalnie do tego podchodzi. Nie chciałam zrzucać na nas i tego, co rodzi się między nami, piętna takich wspomnień. A terapia zaczynała się teraz.

- Nie płaczę - mruknęłam przekornie, ocierając kciukiem dolne powieki. 

- Dlaczego jest ci źle? - zapytał spokojnie. Wyglądał smutnie i sprawiał, że mi również było jakoś przeraźliwie szaro.

- Bo zrobiłam coś strasznego - szepnęłam słabo, zasłaniając usta dłonią. Spuściłam głowę, czując jak poczucie winy wisi nade mną jak czarna chmura.

- Nie planowałaś tego? 

- Nie... - pokręciłam lekko głową, ściągając brwi. - Nie do końca.

Richard powoli wstał i usiadł na kozetce, blisko mojego krzesła. Patrzył na mnie pytająco, nachylając się lekko w moją stronę.

- Chciałam tylko powiedzieć mu co o nim myślę... - zaczęłam niepewnie, wzdychając cicho. - Ale potem, z każdym krokiem rosły we mnie te wszystkie złe emocje. A kiedy go zobaczyłam... - pokręciłam głową, spuszczając ją blisko ud. - Nigdy w życiu nie byłam tak sfrustrowana.

- Frustracja zniknęła? - zapytał cicho.

- Wtedy tak. Przez moment - przyznałam, kiwając głową. - Bardzo chciałam, żeby poczuł się tak jak ja. Kompletnie bezbronny. Oczywiście tak nie było, ale... - westchnęłam głośno, odkładając plecy na oparcie. - Nie mogę pogodzić się z tym, że wtedy nie mogłam nic zrobić. Nie mogę zaakceptować tego, jak bardzo to bolało i jak bardzo się tym nie przejmował. Po prostu mi coś zabrał... patrząc mi prosto w oczy. Uderzył mnie w twarz i wciąż dotykał, i wciąż i wciąż...

- Mm... - z jego ust wyrwał się cichy jęk, spuścił wzrok i zamknął na chwilę oczy. 

- Przepraszam, wiem, że nikt nie chce o tym słuchać - szepnęłam, czując zrezygnowanie.

- Przestań. Możesz powiedzieć mi wszystko. Po prostu biorąc pod uwagę to, co do ciebie czuję, jest ciężko. Zwłaszcza, że to my nie znaleźliśmy cię na czas.

- To nie jest wasza wina. Tylko i wyłącznie Zayna, a teraz moja, bo chciałam go zabić.

- Nie zrobiłaś nic złego, teoretycznie. Wiesz, że z Harrym potraktowalibyśmy go gorzej... - powiedział, wyciągając dłoń w moją stronę. Chwyciłam ją niepewnie. Wstałam i usiadłam obok niego.

- Ale to ja się na niego rzuciłam.

- Tak, ale on cię skrzywdził dużo bardziej... - wzruszył ramionami.

- Jakby to było takie proste - prychnęłam lekko. 

- To jest proste, Jane. Znalazłaś swój sposób, by zakończyć sprawę. Możesz go wsadzić do więzienia, więc właściwie jest to ulgowe traktowanie - objął mnie ramieniem. - Nie daj sobie wmówić, że zachowałaś się źle. Uległaś tylko instynktom, a on w pełni na to zasłużył.

- Może... - mruknęłam cicho, wpatrując się w przeciwległą ścianę. - Może... Z jednej strony przesadziłam, a z drugiej to za mało.

- Tak. To jest za mało, ale nie potrzebujesz więcej.

- Masz rację, Richard. Boże, czemu zawsze masz rację... - pokręciłam głową, wreszcie na niego spoglądając.

- Też dużo nad tym myślałem, ale ostatecznie zwyczajnie musimy się z tym pogodzić - uśmiechnął się ciepło, patrząc na mnie.

- Nie ma problemu - poczułam dużo światła w sobie i w nim. 

*

Wszystko mnie bolało. Całe ciało. Nie wiem jak mogła mi to zrobić. Nie wiem jak potrafiła mnie pobić, prawie na śmierć. Leżę na oddziale medycznym i nie mam siły się podnieść. Nie chcę problemów. Nie chcę niczego. Mógłbym w zasadzie umrzeć, a nikt by się nie przejął. Nawet znaleźli by się ludzie zachwyceni moją śmiercią. Nienawidzę ich. Nienawidzę świata. A najbardziej nienawidzę Harry'ego Stylesa, który wpuścił do naszego życia Jane.

*

Czuję się nienaturalnie. Jane jest na terapii. Nie jestem zazdrosny, że to przed nim wylewa żale. Potrzebowała tego, a on umie z nią rozmawiać. Ja też potrafię, ale chyba nie jestem... dostatecznie dobry. Trochę mi pusto w środku. A więc rzuciła się na tego śmiecia, a będzie cierpieć, jakby pobiła niewinnego. Kobiety są zbyt delikatne. Życie jest dziwne. Nie umiem się odnaleźć, po tym wszystkim co się stało. Zgwałcił ją. Po prostu. Wiem, że chodzi o nią i o to, by było jej dobrze, ale ja nie potrafię zostawić tego za nami. To właśnie chyba jest żal. Coś się stało i się nie odstanie, więc nierozsądnym byłoby mieć jakieś pragnienia w związku z tym. Musi zatem to być żal. Czy to właśnie czuli moi rodzice, kiedy Gemma umarła?

*

- Harry! - pobiegłam, widząc jego sylwetkę, zmierzającą do biblioteki smętnym krokiem. Nie zatrzymał się. Zwolniłam, wchodząc do pomieszczenia chwilę za nim. Obserwowałam jego silne plecy. - Harry?

Nie usłyszałam odpowiedzi, po prostu szedł. Gdy był na końcu sali, zatrzymał się. 

- Odejdź, Jane - powiedział cicho, zachrypniętym głosem.

- Co? Dlaczego? - zapytałam, czując strach oblewający mnie od środka. Z jego ust wyrwał się głośny jęk, a zaraz potem szloch. Sparaliżowało mnie. Nie mogłam się ruszyć. Nigdy w życiu nie wyobrażałam sobie mojego Harry'ego, płaczącego.

- Ja... - zaczął, ale nie mógł skończyć. Po prostu płakał. Odzyskałam władzę w mięśniach i minęłam go, stając przed nim. Byłam w szoku. Harry był cały zapłakany, a jego dolna warga trzęsła się lekko. Nigdy nie widziałam tak wiele emocji w jego oczach. I to mnie bolało.

- Co się stało, Harry? - zapytałam cicho, łapiąc go niepewnie za dłoń.

- Moja siostra... - zaszlochał głośno, spuszczając głowę. - Moja siostra nie żyje - zasłonił twarz dłonią. - Chyba ją kochałem.




Ten rozdział jest naprawdę wymęczony. Wiem, że jest nieciekawy, ale nie mam ostatnio pasji do niczego, a w tym do historii. Jutro idę do psychologa, pierwszy raz w życiu, by skończyć moje napływy depresji. Może wtedy będzie lepiej. Póki co, zaczęłam nową historię. Możecie ją znaleźć na moim profilu. "Arystokrata". Jest już prolog. Uważam, że taka krew dobrze mi zrobi i chcę naprawdę stworzyć ciekawą historię. Będę wdzięczna za każdą opinię. Dziękuję za to, że jesteście i kocham.

Demenatrium | Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz