rozdział 59

707 52 38
                                    

Tris 

Pod koniec tygodnia jestem na tyle wyczerpana symulacjami, że najchętniej schowałabym się gdzieś i tam pozostała, dopóki mi to nie zbrzydnie. Mimo że Tobias zauważa moje wyczerpanie i nalega jeszcze bardziej, bym zamieszkała z nim, dalej jestem nie uległa. Nawet jeśli tej nocy nie wrócę ani do sypialni, ani nie pójdę do Tobiasa, dawało mi pewnego rodzaju ulgę. Jednak nie wiem, gdzie iść, ale zgodnie z sobą nie miałam zamiaru wracać do sypialni. Musiałam coś wymyślić.

Schodzę po na parter i trafiam do skrzydła szpitalnego, a dokładniej do pokoju, gdzie leży Derek. Lekarzom udało się opanować sytuację i będzie mógł uczestniczyć w ceremonii inicjacyjnej, ale do tej pory nie miałam odwagi do niego przyjść i z nim porozmawiać, a dobrze wiem, że powinnam zrobić to już bardzo dawno. Przeczesuję palcami włosy i wchodzę do pomieszczenia. Siadam na stołku obok łóżka i patrzę na blondyna, który wygląda jak Derek. Ma jego wysokie kości policzkowe, złocistą karnację pomimo tego, że jest bardzo blady i blond włosy. Prawie wszystko w nim przypomina Dereka, bo nim jest, ale teraz nie potrafię tego dostrzec. Jesteśmy w tej chwili w zupełnie innej sytuacji niż dotychczas.

Derek przekręca głowę i leniwie otwiera oczy. Momentalnie trzeźwieje i wytrzeszcza oczy na mój widok. Dlaczego dziwi się, że przyszłam, skoro pewnie spodziewał się tego?

-Sześć?- poprawia się na łóżku, przez co udaje mu się usiąść. Nie próbuję go powstrzymywać, bo i tak nie posłucha, tak jak ja podczas swojego pobytu szpitalu nie słuchałam poleceń Matthew.

-Cześć, Derek- mówię cicho i uśmiecham się blado- Na szczęście wracasz do życia.

-Jak dobrze pamiętam, to ty o mało nie kopnęłaś w kalendarz. Znowu- mruży oczy.

-Powiedzmy, że jestem do tego przyzwyczajona i nie mam o to do nikogo pretensji- wzruszam ranionami- Choć ty nie powinieneś ryzykować życia.

-Sześć, nie żałuję tego ani trochę. Nie żałuję, że tam poszedłem i jestem dozgonnie wdzięczny Cztery, że przekonał liderów, by mnie puścili. Nawet nie wiesz, jak okropnie się czuję ze świadomością, że wszystkie blizny na twoich rękach są z powodu chorej obsesji mojego kuzyna. Bardzo cię za niego przepraszam.

-Nie przepraszaj- wzdycham- Stracił kontrolę nad sobą po utracie rodziny. Też wyprawiałam wiele dziwnych rzeczy po śmierci moich rodziców, ale nie zabijałam ludzi. Każdy przeżywa swój ból na inny sposób.

-Ale nie mógł tego zrobić- docieka z drżeniem wargi- Nie miał żadnego prawa oszpecać cię na resztę twojego życia.

-Nic mi nie jest i nic mi nie będzie- wzruszam ramionami- Ledwo ty wyszedłeś z tego cało. Hazel odchodziła od zmysłów, to co mogę powiedzieć o twoich rodzicach, czy rodzeństwie.

-Okej, ty miałaś ciężko, i ja miałem ciężko. Wyrównało się, więc nie trzeba już poruszać tego tematu.

-Już dawno powinien być poruszony i zakończony.- zauważam.

-Nie zostałabyś wpuszczona, bo przez najcięższy okres mogli wchodzić jedynie najbliżsi.

-Przynajmniej bym o tym wiedziała- mruczę przegryzam wargę.

Derek wzdycha.

-Czy coś zmieniło się przez ten tydzień?- pyta chłopak.

-Raczej nie zmieniło się nic tak bardzo, niż kiedy mnie nie było- stwierdzam.- Nie pytałeś Hazel?

-Pytałem, ale po prostu chciałem rozmawiać z tobą, by nie było teraz krępującej ciszy. Leżę tu cały czas, bliscy odwiedzają mnie tylko popołudniami, więc większość czasu jestem sam. Nudzę się jak cholera.

Fourtris- Ciąg Dalszy NiezgodnejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz