- Jak to uciekł?! - ryknęłam na kobietę w recepcji. Mnie i Padmé cudem udało się dotrzeć do szpitala, a teraz dostałam informację, że Anakina tam nie ma.
Ludzie w holu patrzyli się na mnie jak na chorą psychicznie osobę, ale byłam zbyt wściekła i sfrustrowana, by się tym przejąć.
- Próbowaliśmy powstrzymać pana Skywalkera - usprawiedliwiała się recepcjonistka. - Ale uciekł nam. Bardzo mi przykro.
- Nie dopilnowaliście pacjenta z amnezją - powiedziałam powoli, sącząc maksymalną ilość jadu w każdą literę.
- W tym szpitalu mamy ogromną ilość pacjentów! Proszę o wyrozumiałość, taki wypadek...
- On nie jest zwykłym pacjentem - mruknęłam i odwróciłam się w stronę Padmé, całkowicie ignorując dalsze słowa pielęgniarki. - Chodź. Tu już nic nie zdziałamy.
Zrobiłam kilka kroków, ale wtedy przypomniałam sobie o ważnej rzeczy.
- Gdzie jest jego miecz?
- Zaraz go pani dostanie - powiedziała i szepnęła coś na ucho przechodzącej obok pielęgniarce, która po chwili przyniosła mi broń mojego mistrza. Nigdy tak naprawdę jej się nie przyjrzałam z bliska, dlatego teraz z zaciekawieniem oglądałam szczegóły rękojeści.
Wyszłyśmy ze szpitala, a ja westchnęłam, gdy zobaczyłam, jaką powierzchnię musimy przeszukać.
- Chyba kończy mi się urlop - mruknęłam. - Próbuję wyczuć Anakina w Mocy, ale jego potęga jest zbyt wielka. Emanuje... zewsząd.
- Czy jest jakiś inny sposób, by go namierzyć?
- Jest. Cud.
~*~
Próbował znaleźć tę osobę, którą wyczuł, ale ona stale się przemieszczała. Najpierw wbiegł do lasu w poszukiwaniu jej, ale potem wróciła do miasta. Jego białe ubranie nie wyglądało najlepiej - gałęzie podarły je w kilku miejscach, błoto ubrudziło nogawki. W pewnej chwili zaczepiło go dwóch togrutaninów.
- Wyskakuj z kasy - odezwał się jeden, przykładając mu pistolet do pleców.
Skywalker nie mógł go dostrzec, ale po głosie rozpoznał, że to mężczyzna. Drugi podszedł do niego od przodu. Miał czarne ubranie i kominiarkę z dziurami na rogi, a jeden z nich był ułamany.
- A więc rabusie atakują na ulicy w biały dzień - mruknął Jedi z amnezją. - Nawet gdybym miał pieniądze, nie oddałbym ci ich. Dobrze wam radzę - odejdźcie, póki możecie.
Powoli wzbierał w nim gniew, który dodatkowo wzrósł, gdy złodzieje zaśmiali się.
- Koleś, jedno pociągnięcie i nie żyjesz, więc nie groź nam. Nie masz kasy, dostajesz kulkę. Decyduj się.
- Dobrze... Zdecydowałem się.
Przymknął oczy i uśmiechnął się. Nagle mężczyzna wycelował broń w swojego towarzysza.
- Hej, co ty robisz?! - zawołał przerażony chłopak.
Anakin otworzył oczy i stanął za swoim niedoszłym zabójcą.
- To twój młodszy brat, prawda? Widzę to w twoim umyśle. Zaraz pociągniesz za spust... i zabijesz go.
- Błagam, przestań! Przepraszam! Potrzebowaliśmy tej kasy! Nie! Kim ty do cholery jesteś?!
Blondyn zmarszczył brwi. W jego umyśle pojawiło się mgliste wspomnienie pustyni i uśmiechającej się do niego kobiety... Ale zaraz znikło, zostawiając po sobie pustkę.
Togrutanin pociągnął za spust, a potem przyłożył lufę pod brodę i strzelił.
- Jestem nikim.
CZYTASZ
Ahsoka Tano: Pamiętaj
FanfictionGdy Ahsoka była mała, sądziła, że przez całe życie nie wyściubi nosa zza swojej wsi i będzie prowadziła nudne, monotonne życie. A tymczasem jej historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż sądziła. Zwiedziła prawie całą Galaktykę podczas swoich...