Rozdział 6: Dom

923 65 7
                                    


- Co się tu dzieje? – zapytał od progu, a ja zorientowałam się, że nie zakryłam jakoś podrapanych drzwi. Błagałam wszystkich znanych mi bogów, żeby nie zauważył zniszczonego wejścia.

- Mistrzu, co miałoby się tutaj dziać? Odpoczywam.

- Ponoć miałaś jakieś problemy.

- A, to... Ostatnio tak jakoś wpadłam w paranoję i zdaje mi się, że wszędzie widzę Ciemną Stronę.

- Obawiam się, że ci się nie zdaje. W tych czasach wszystko jest naznaczone Ciemną Stroną. Wszystko już dobrze?

- Tak, czy wiesz, kiedy dotrzemy na miejsce, mistrzu?

- Za jedną standardową godzinę. Szykuj się.

Mistrz wyszedł z mojego pokoju, a ja, tak jak mi polecił, przygotowałam się. Podczas lądowania ciągle poprawiałam miecze przy pasie i próbowałam przełknąć tą nieznośną gulę w gardle. W milczeniu szłam obok Anakina za Padmé. Standardowo przywitaliśmy się z Quebbem (władcą Shili), który na widok swojego pobratymca w ogóle nie zwrócił uwagi. „Najwidoczniej ten chłód doszedł aż na mą rodzimą planetę. Dlaczego wszystko się tu pozmieniało? Przecież pamiętam, jak nawet w te dni, gdy na zewnątrz był przenikliwy mróz, a nieba nie możliwym było dostrzec zza grubej warstwy chmur, Togrutanie wychodzili z domów i bawili się. Razem. Gdzie te czasy, gdy cała Shili stanowiła jedną rodzinę?" – pomyślałam. Podczas kolacji powitalnej miała miejsce ta sama chłodna atmosfera. Choć w moim domu nigdy nie panowało szczęście, a cała rodzina klepała biedę, to obserwowałam innych Togrutan. A ta planeta wyglądała jak całkowite przeciwieństwo mojej ojczyzny! Gdy po wstępnych rozmowach wszyscy się rozeszli, Anakin zdecydował się pochodzić ze mną po stolicy. Twierdził, że to ma być zwykły spacer, ale ja wiedziałam, że chce ze mną omówić jakąś sprawę.

- Wszystko dobrze? – zapytał, gdy szliśmy główną ulicą, Shééno Vef.

- Tak. Wszystko dobrze – powiedziałam nerwowo rozglądając się po wylotach pobocznych uliczek na główną, którą obecnie szliśmy.

- Jesteś okropnie zdenerwowana. Powiesz mi wreszcie, o co chodzi?

Opuściłam głowę i przygryzłam wargę, głęboko rozmyślając nad tym, czy mogę zaufać Jedi.

- Jest wieczór. Dużo podejrzanych osób kręci się po ulicach... Tylko tyle.

Wzruszyłam ramionami, ale gest wyszedł mi niezwykle sztywno.

- Smarku, naprawdę możesz mi zaufać – powiedział ze swoją charakterystyczną zawziętością.

- Chodź, mistrzu.

Skręciłam w jedną z tych mrocznych uliczek. Po przejściu kilkuset metrów ulicznego labiryntu znaleźliśmy się na obskurnym placu. Niegdyś tętniący życiem, teraz wyglądał, jakby od lat nie grano na nim w klasy. Zarośnięte trawą podłoże pod zardzewiałymi huśtawkami to bardzo nieprzyjemny widok. "Gdzie są dzieci?" – zapytałam siebie w myślach. Skupiona na placu dopiero po chwili zauważyłam zgliszcza domu naprzeciwko mnie. Zaniemówiłam, a choć wieleprzykrych rzeczy spotkało mnie w tym miejscu, poczułam pustkę patrząc na to, cokiedyś było moim domem. Pierwszy raz naprawdę uderzyła we mnie świadomość, jakbardzo tęsknię za tamtymi latami. Owszem, spotkało mnie tam wiele złego, alebędąc dzieckiem niewiele z tego rozumiałam. To było właśnie piękne wdzieciństwie. Ostrożnie zrobiłam kilka kroków w stronę domu i zobaczyłam popiół na kamiennych pozostałościach. Drewniane elementy poszły z dymem, co spowodowało zawalenie się konstrukcji. Przeskoczyłam przez przybitą do niskiego, na wpół spalonego płotu tabliczką z napisem: „Nie wchodzić. Budynek niestabilny." i stanęłam przed ruinami mojego domu.

- Ahsoko, to... był twój dom? – zapytał Anakin, rozglądając się po zgliszczach.

- Można tak powiedzieć, mistrzu.

Zwykle starałam się jak najrzadziej tytułować go mistrzem, ale teraz to jedno słowo dodało mi siły. Obowiązkiem każdego mentora było chronić swojego padawana, a z moim mistrzem z pewnością nic mi nie groziło. Przeszłam dawnym korytarzem i zaglądałam przez duże dziury w ścianach do pokoi. Sypialnia rodziców, ich gabinet, salon, jadalnia, łazienka... Każdy pokój wywoływał u mnie falę wspomnień. Starałam sięprzypominać sobie jedynie to przyjemne, ale jak miałam to zrobić, gdy patrzyłamna spopielone szczątki miejsca, w którym dorastałam? Zapewne rozryczałabym się,gdyby nie to, że razem ze mną był Anakin. Nie wstydziłam się płakać przy nim,ale uważałam, że wtedy ucierpiałby mój honor.

- To twój pokój?

Odwróciłam się w stronę swojego mistrza. Stał na środku jednego z pomieszczeń i patrzył na osmaloną głowę pluszowego królika leżącą na podłodze.

- Nie – odpowiedziałam krótko.

- A więc... miałaś rodzeństwo? – ostrożnie spytał.

- Byłam najmłodsza. Miałam jeszcze starszą siostrę, i brata, który był z nas najstarszy.

Cień zdziwienia przemknął po twarzy Anakina.

- Wyczuwam tu Ciemną Stronę – powiedział nagle. – Bądź w gotowości.

Doszliśmy do schodów. Nie wyglądały na dostatecznie stabilne, by szczur mógł po nich przejść, więc co dopiero my! Skrzywiłam się nieznacznie, bo miałam ogromną ochotę zwiedzić piętro. W pewnej chwili dostrzegłam na parapecie, na piętrze kartkę przyciśniętą kamieniem. Zrobiłam krok, ale Jedi położył mi rękę na ramieniu.

- Chyba nie zamierzasz tam wejść?

- Muszę. Tam jest coś, co... muszę zobaczyć.

- W takim razie wezwij to Mocą. Schody się pod tobą załamią. Nie wyglądają na stabilne.

- Nie dam rady. To jest przygniecione kamieniem.

- A skąd wiesz?

- Widzę to stąd.

Przygotowałam się na jeden z tych nielicznych wykładów Anakina. Zawsze było to kilka słów, ale kiedy już je powiedział, to wszystko wydawało mi się o wiele prostsze. Miał dar nauczania i cieszyłam się, że to on jest moim nauczycielem.

- Nie ma znaczenia, czy to jest przygniecione kamieniem, czy leży na tym pióro. To twój umysł cię ogranicza, nie jego waga. W Mocy wszystko jest równe. Spróbuj.

Zamknęłam oczy i skoncentrowałam się na kartce. 

____________________________________________________________________________________

Cześć! :)

Rozdział 6 za nami... Uważam, że go trochę zwaliłam :/ Prawdopodobnie niedługo dojdą do niego jeszcze poprawki, ale chciałam już wrzucić rozdział, byście nie pomyśleli, że umarłam. :P 

Bardzo proszę o komentarze, nawet nie wiecie, jak to motywuje! Teraz ubolewam na chwilowy brak weny i zatrzymałam się na początku rozdziału 8. 

Dobra, pewnie i tak nikt nie przeczyta tych paru słów ode mnie. Nie przedłużając: do rozdziału 7!

GalaxyGuardian

P. S. Nie mogłam patrzeć na rozdział 3 - był za krótki, dlatego dodałam tam wizję Ahsoki i rozmowę z Yodą.

Ahsoka Tano: PamiętajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz