W szukaniu wyjścia kierował mną tylko i wyłącznie strach. Żołądek miałam zaciśnięty w supeł i wręcz bolał mnie z przerażenia. Trzymałam obiema rękami mój miecz świetlny i uważnie patrzyłam, czy nic nie porusza się w słabej, zielonej poświacie, którą rzucał mój miecz. W ciemności nie mogłam dostrzec nawet własnej ręki, choć wzrok Togrutan był przystosowany do ciemności. „Jaką potęgą dysponowali Sithowie, skoro po tysiącach lat wciąż są tu widoczne ślady Ciemnej Strony?" – zapytałam siebie w myślach. Z każdą godziną byłam coraz bardziej przerażona. Nie czułam głodu ani zmęczenia, jakby to wszystko rozgrywały się gdzieś indziej, poza czasem, poza przestrzenią... W końcu nie wytrzymałam i upadłam na kolana. Umysł Jedi nie mógł ot tak przerzucić się na umysł Sitha... Usiadłam pod ścianą.
- Nie dam rady – szepnęłam bardzo cicho. Czułam, jak Ciemna Strona powoli mnie wyniszcza od środka jak nieznośny pasożyt. Próbowałam ją kontrolować, ale jak zapanować nas starożytną potęgą, której nie okiełznał jeszcze nikt? Z wszystkimi Sithami było tak samo... Popadali w szaleństwo przez Ciemność, która ich po prostu zabijała.
- Widzisz, do czego doprowadziłaś, dziecko? – rozległ się szept, a ja znieruchomiałam z przerażenia. Nie dlatego, bo nie wiedziałam, czyj on był... Znałam ten głos.
Na jednej z moich misji ukazała mi się postać w ogniu, która przedstawiła się jako... ja z przyszłości. Namawiała mnie, żebym opuściła Zakon, póki nie jest za późno.
Uznałam, że to był tylko zwykły sen, ale czy zwykły sen mógłby się powtórzyć dwa razy?
- Odejdź – powiedziałam, choć tak naprawdę chciałam usłyszeć czyjś głos.
- Niby jak? Jestem częścią ciebie!
Słyszałam ją z każdej strony i to powoli stawało się denerwujące.
- Jeśli zamierzasz ze mną rozmawiać, pokaż się.
- Nie mogę.
- Niby czemu?
- Podjęłaś złą decyzję... Stałaś się ważną osobą w życiu Anakina Skywalkera... Dlatego jestem słaba, dziecko. Twoja przyszłość jest jeszcze niepewna i możliwe, że przeżyjesz. Jeśli jednak nie zmienisz zdania... Ja zniknę. Razem z tobą.
- O czym ty mówisz?! – krzyknęłam i natychmiast zasłoniłam usta dłońmi. Zrobiłam bardzo głupią rzecz. Mogłam znowu obudzić jakiegoś ducha albo innego potwora!
- To prawda... Szczera prawda, dziecko... Jeśli pozostaniesz w Zakonie, czeka cię przedwczesna śmierć.
- Mów prosto z mostu. Nienawidzę zagadek.
- Jesteś taka ciekawa... I twoja ciekawość cię zgubi. Zbyt wiele przejęłaś po nim cech, żeby móc podjąć właściwą decyzję...
Głos z każdą chwilą cichł, aż w końcu ponownie pogrążyłam się w ciszy. „Co to było, do cholery?" – zapytałam siebie w myślach. Wstałam i ruszyłam dalej korytarzem. Szczerze wierzyłam w to, że uda mi się wydostać z tego okropnego miejsca, ale nadzieję powoli pochłaniał mrok, który ukazywał się za każdym kolejnym zakrętem... A tak bardzo pragnęłam dostrzec światło! Choćby mały promień słońca wpadający przez szczelinę w skale... Bezsilność i gniew mieszały się we mnie, zaćmiewały umysł, odbierały wszelką wiarę. Już bezmyślnie brnęłam dalej w mrok, a jedyną rzeczą, która utrzymywała mnie przy zmysłach, było bicie mojego serca. O wiele szybsze niż normalnie, ale znajome. Ten mięsień nieprzerwanie pracował w moim ciele, nie miał ani chwili wypoczynku. Dlatego też, na jego wzór, nie zatrzymywałam się. W pewnej chwili uderzyłam w ścianę. Upadłam na podłoże i spróbowałam wymacać rękoma dalszą część drogi. Nie znalazłam nic. To był ślepy zaułek. Gdy się podniosłam, zauważyłam, że mój miecz jest wbity w skałę, w którą uderzyłam. „No to trzeba się teraz namęczyć" – pomyślałam ponuro. Złapałam za rękojeść miecza i pociągnęłam za nią mocno. O dziwo, to nie wymagało aż tak dużej siły. Znowu upadłam, a wtedy oślepiło mnie światło. Mocno zacisnęłam powieki, ale i niewielka ilość promieni słonecznych bardzo mnie raziła. Po kilkudziesięciu sekundach odważyłam się otworzyć oczy. Ujrzałam okrągłą dziurę w skale, a za nią... światło.
- Światło – wyszeptałam z niedowierzaniem.
Powiększyłam otwór w skale i znalazłam się na zewnątrz. Ze łzami w oczach powitałam słońce i niebo. Zaczęłam iść w stronę statku, ale wciąż coś ciągnęło mnie ku ciemności... Z wydrążonego przeze mnie otworu słyszałam czyjś głośny, świszczący oddech, jakby wspomagany przez aparaturę...
~*~
Anakin powiedział Padme, że już nie wyruszy po Ahsokę... Ale nie było mowy o studiowaniu map w poszukiwaniu jej. Wszystkie wolne chwile, których niestety miał niewiele, poświęcał na to. Z czasem doba stała się dla niego za krótka, by uporać się ze wszystkim. Gdy pewnego dnia po raz kolejny przeczesywał mapy w bibliotece w Świątyni Jedi, zapiszczał jego komunikator. Szybko odebrał połączenie, by pozbyć się tego rozsadzającego mu głowę dźwięku.
- Haaalo? – zapytał zmęczonym głosem.
- Skywalker... Namierzyłam Ahsokę.
Anakin natychmiast się ożywił i zapomniał o senności.
- Gdzie jest?
- Spokojnie, powoli... Jest trochę rzeczy do wyjaśnienia, ale wolę nie mówić o tym przez komunikator...
- Okej. Postaram się jak najszybciej przylecieć.
Rozłączył się nie czekając na odpowiedź. Lekceważąc piorunujący wzrok bibliotekarki wybiegł prędko z pomieszczenia. Udał się do portu lotniczego pod senatem, gdzie znajdował się jego myśliwiec. Stanął przed nim i sięgnął do kieszeni po kluczyki, ale natrafił jedynie na papierek po gumie do żucia. Zaklął w myślach, bo przypomniało mu się, że zostawił je w ramach „depozytu" w gabinecie Padme. Mógł zakradać się do bazy Dooku, śledzić Grievousa, ale wiedział, że pragnąca zatrzymać go przy sobie żona to o wiele groźniejszy przeciwnik. Wtem przypomniało mu się, że z pewnością nie pomieści trzech osób w Azure Angel. Cóż w takim razie miał zrobić? Jedi na pewno nie pomogliby mu, bo wszyscy uznawali już Ahsokę za martwą... Wtedy zdał sobie sprawę, że pozostała mu tylko barka dyplomatyczna Padme. Powiedział cicho kilka motywujących słów, ale wydała mu się teraz smętna i pesymistyczna. Układając sobie w myślach plan rozmowy szedł w stronę gabinetu senator. Wszedł, jak zwykle, bez pukania. Stanął przed biurkiem swojej żony, a wtedy mowa, którą układał przez ostatnich dziesięć minut, wyparowała mu z głowy.
- Potrzebuję twojego statku – powiedział tylko.
Padme odłożyła przeglądane przez nią papiery i zmarszczyła brwi.
- Dlaczego? Coś się stało z twoim myśliwcem?
- Nie, po prostu muszę przewieźć więcej niż jedną osobę.
W oczach Amidali dostrzegł gniew i nieufność.
- A więc lecisz po nią? Mówiłam ci, że to jest bez sensu!
- To ma sens! Siostra Ahsoki namierzyła ją i wie, gdzie jest. Padme, czy ty naprawdę tak źle życzysz mojemu padawanowi?
Kobieta spąsowiała na twarzy i wyciągnęła z szuflady pod biurkiem kluczyki. Wstała z fotela i podeszła blisko do Anakina. Wyciągnęła rękę z nimi w stronę Skywalkera, ale nie puściła ich, gdy miał zamiar je wziąć.
- Annie, powiedz mi tylko jedno... - zawiesiła głos i jej rumieniec z delikatnego różu ściemniał do burgundu. – Czy ty z nią... No, wiesz...
Blondyn podniósł brwi wysoko do góry, gdy zrozumiał chaotyczną wypowiedź swojej żony.
- Uważasz, że mógłbym mieć... romans z moim padawanem? – zapytał surowo. To wydawało mu się tak idiotyczne i nierealne, że nie pomyślał, by komukolwiek coś takiego przyszło do głowy! „Nigdy nie zrozumiem kobiet" – pomyślał. – Tak, w pewnym sensie może nawet i ją kocham, ale nie tak, jak myślisz. Ahsoka jest dla mnie jak przyjaciółka, kompan, uczeń... Nie umiem ci dokładnie określić, na czym polega więź między padawanem a mistrzem. Jest tak specyficzna, że ją trzeba po prostu... poczuć, by pojąć. Zapewniam cię, nigdy, przenigdy nie zdradziłbym ciebie. Kocham cię, Padme.
- Ja ciebie też. Udanej misji.
Pocałowała go krótko i oddała mu kluczyki.
- Dzięki. Na razie!
Z szerokim uśmiechem na twarzy pobiegł do swojego myśliwca.____________________________________________________________________________________
Hej!
Tak, jeszcze żyję... Rozdziału nie było od bardzo, baaaardzo dawna. Bardzo za to przepraszam, ale nie miałam nawet chwili, żeby coś napisać. Miałam mega ważny sprawdzian, zachorowałam, coś zepsułam w programie, w którym miałam wszystkie rozdziały, byłam "lekko" podłamana po Twilight of the Apprentice... Wiem, źle się zachowałam, skoro żadnych ogłoszeń ani nic nie dałam, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.
Podczas mojej nieobecności ta książka osiągnęła ogromną liczbę wyświetleń, bo aż 1 300. Aż nie wiem, co powiedzieć... Przy pierwszym rozdziale myślałam, że będzie ich pod koniec maksymalnie 300-400, a przy 1.3k jestem dopiero w połowie... Dziękuję.
Do rozdziału 19!
GalaxyGuardian
P.S. Postaram się wrzucać 1-2 rozdziały tygodniowo.
CZYTASZ
Ahsoka Tano: Pamiętaj
FanficGdy Ahsoka była mała, sądziła, że przez całe życie nie wyściubi nosa zza swojej wsi i będzie prowadziła nudne, monotonne życie. A tymczasem jej historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż sądziła. Zwiedziła prawie całą Galaktykę podczas swoich...