Rozdział 32: Prawdziwy Przyjaciel

544 44 5
                                    

Warta właśnie przeszła obok krańca bazy i skierowała się w stronę jej centrum. “Teraz albo nigdy” - pomyślałam i pobiegłam. Serce biło mi w klatce piersiowej tak głośno, że dziwiłam się, iż jeszcze nie zaalarmowało strażników. Adrenalina buzowała w moich żyłach, gdy dopadłam do namiotu. Biegłam przez około piętnaście sekund i nikt mnie nie zauważył. Na razie mój plan działał doskonale.
Oczywiście mogłam spróbować zaatakować ich wszystkich naraz, ale po pierwsze nie wiedziałam, z kim się mierzę, jaką mają broń i jak są wyszkoleni, a po drugie bałam się o życie Anakina i Padmé. Mogli właśnie siedzieć na bombie, a ja przez lekkomyślność mogłam spowodować ich śmierć. To byłby idiotyzm, a nie, jak jeszcze pomyślałabym o tym rok temu,  heroizm. Droidów nawet nie brałam pod uwagę.
Wyjęłam z torby przy pasie elektroniczną zapałkę. Wcisnęłam przycisk na okrągłej obudowie i patrzyłam, jak na jednej z końcówek pojawia się mały płomień. Podpaliłam w kilku miejscach płótno i zaczęłam dmuchać, by jeszcze bardziej rozprzestrzenić płomienie. Wyłączyłam zapałkę i schowałam ją. Teraz nie miałam już zacienionego, bezpiecznego miejsca, w którym mogłabym się schować. Liczyły się już nawet nie sekundy, a ich ułamki.
Płomienie nie obudziły śpiących w namiocie wojowników, ponieważ zasnęli już snem wiecznym. Cała ściana stała w płomieniach i zobaczyłam biegnących w moją stronę ludzi w zbrojach i droidów. Myślałam przez chwilę, że zostałam zdemaskowana, ale po okrzykach wywnioskowałam, że chodzi im o ogień. Ukryłam się w namiocie dziesięć metrów dalej, z którego właśnie wybiegli obudzeni porywacze. Ściągnęłam dosłownie wszystkich w stronę pożaru, który, na moje szczęście, rozprzestrzenił się. Pobiegłam w stronę drzewa i ujrzałam półprzytomnych Anakina i Padmé. Najwyraźniej zbyt bali się zasnąć w bazie nieprzyjaciela. Rozcięłam pętające ich łańcuchy i rzuciłam senator blaster, który nosiłam ze sobą za pasem.
- Szybko! - rzuciłam i odwróciłam się na pięcie, by zacząć biec w stronę lasu.
Niestety uderzyłam twarzą w napierśnik z symbolem białych mieczy.
Upadłam na ziemię. Natychmiast wstałam z włączonymi mieczami i zaatakowałam nosiciela zbroi. Padł martwy na ziemię, a w moją stronę poleciało kilkanaście pocisków. Większość odbiłam, tylko nie jeden.
Anakin osłonił mnie.
Bez miecza, zbroi, tarczy. Własnym ciałem. Przez pierwszych kilka sekund nie rozumiałam, co właśnie się stało. Dopiero po chwili oprzytomniałam.
Nie zobaczyłam jedynie dwudziestu ludzi, lecz  również co najmniej pięćdziesiąt droidów w zbrojach z blasterami i ciężkimi działkami mogącymi mnie podziurawić jak ser szwajcarski. Cóż, Anakin już zdążył dostać. Wyłączyłam miecze w akcie poddania się i natychmiast przy nim uklękłam. Odsłoniłam szatę ukazując ranę po postrzale. Dostał w brzuch i mocno krwawił.
- Nie powinieneś tego robić - szepnęłam.
Pomimo swojego kiepskiego położenia Anakin uśmiechnął się.
- Ja uważam inaczej.
Spojrzałam mu w oczy i oprócz chęci wypowiedzenia pięknej wiązanki dostrzegłam w jego oczach tak charakterystyczne dla niego dobro i ciepło. Odwzajemniłam uśmiech.
W tej chwili właśnie zrozumiałam, ile znaczę dla mojego mistrza. Czy gdybym, jak wcześniej myślałam, była dla niego jedynie dodatkowym ciężarem, to zaryzykowałby własnym życiem, by mnie chronić?
- Chyba jednak nie jesteś służką - odezwał się ten sam człowiek, który porwał Anakina i Padmé, po czym wystąpił do przodu. Rozpoznałam go po głosie. - Ahsoka Tano, komandor Jedi. Miło poznać.
- Bez wzajemności. On potrzebuje lekarza.
- Widzisz tu jakiegoś? - zapytał i zatoczył ręką koło. - To najemnicy i droidy, komandor Tano. Nie lekarze.
Wyjęłam zza pasa shoto. Natychmiast usłyszałam dźwięk odbezpieczanych broni.
- Muszę przypalić ranę.
“Szef” pokazał reszcie dłonią, by opuściła broń. Odpaliłam shoto i najdelikatniej jak umiałam przewróciłam mistrza na bok. Nie zareagował, ale gdy przyłożyłam ostrze do rany przygryzł wargę do krwi.
- Teraz, gdy generał Skywalker zyskał trochę więcej czasu, miecze już ci się nie przydadzą.
Wyciągnął rękę po moją broń. Trzęsącą się dłonią oddałam mu ją.
- Zapłacisz za to - powiedziałam nienawistnie.
- Mylisz się. To Republika zapłaci. Dwóch to dobrze, a trzech... no to po prostu dobry interes. Jeśli trzeci przeżyje do czasu jego ubicia.
Zostałam spętana łańcuchami i zawleczona razem z Anakinem i Padmé do jednego z namiotów. W środku nie znajdowało się nic z wyjątkiem drewnianego słupa podtrzymującego sufit, do którego zostaliśmy przywiązani i słabo świecącej lampy w kącie. Przed drzwiami stanęło dwóch strażników. Mój mistrz i senator znajdowali się obok siebie za moimi plecami, dlatego musiałam się do nich obrócić.
- Przepraszam - szepnęłam. - To była chyba najgorsza misja ratownicza, jaką w życiu przeprowadziłam.
- Nie obwiniaj się, Ahsoko - usłyszałam głos Padmé. - To cud, że w ogóle udało ci się tu dostać, ale czemu nie zawiadomiłaś nikogo?
- Zostawili mi wiadomość, że w takim wypadku was zabiją.
- Zapewne i tak to zrobią - odezwał się Anakin. - Nie wyglądają na honorowych.
- Dzięki - powiedziałam do niego. - Uratowałeś mi życie.
- Nie ma sprawy. Zrobiłem to, co musiałem.
Nagle dostałam oświecenia. Przypomniałam sobie o mieczu mistrza, który był za moim pasem. “Co za głupcy… Nawet mnie nie przeszukali” - pomyślałam i spojrzałam na strażników stojących w drzwiach. Nie wyglądali, jakby zaraz mieli się odwrócić. Jakimś cudem udało mi się tak wykręcić, że dosięgnęłam rękojeści. Śliskimi od krwi rękoma wyciągnęłam miecz zza pasa. Nacisnęłam przycisk, ale… nie ujrzałam niebieskiej klingi ani nie usłyszałam mruczenia miecza świetlnego. Wcisnęłam po raz drugi. Trzeci. Czwarty… I dalej nic.
- Anakinie. Mam twój miecz, ale on nie działa.
- Mój miecz? - zapytał.
Westchnęłam.
- Nawet nie pamiętasz swojego miecza? Każdy Jedi ma swój. Zwykłeś mi powtarzać: “ta broń to twoje życie”, ponieważ kiedyś ciągle go gubiłam albo zapominałam go ze sobą zabierać. W końcu chyba do mnie trafiło, bo teraz mam również shoto, którego nie zgubiłam. Cóż, do teraz. Spróbuję przetoczyć go do ciebie.
Łańcuchy boleśnie wbijały mi się w ręce i nogi, ale udało mi się położyć rękojeść na ziemi i ją kopnąć.
- Mam go.
Usłyszałam wciskanie przycisku, ale, tak jak w moim przypadku, nie nastąpiło po tym mruczenie miecza świetlnego.
- Nie rozumiem tego. Powinien zadziałać.
- Może to z powodu twojej amnezji - powiedziała Padmé.
- Czyli już nie ma dla nas żadnych szans - mruknęłam. - Gdybyś miał swoją pamięć, to nawet bez miecza znalazłbyś rozwiązanie. Potrafisz wybrnąć z każdej sytuacji. W końcu jesteś Wybrańcem Mocy, najpotężniejszym z Jedi...
Oparłam głowę o słup i westchnęłam.
- To ty nauczyłeś mnie wszystkiego, co umiem. Pokazałeś mi nawet więcej, niż powinien umieć Jedi. Wyjaśniłeś mi z pozoru niemożliwe do pojęcia rzeczy w prosty sposób. Dzięki tobie wiem już, czym jest Moc.
- Czym?
- Moc po prostu jest. Nie ma definicji, zasad ani instrukcji. Trzeba ją poczuć. Tobie udało się mi to wyjaśnić. Chyba właśnie w tym tkwi twoja niezwykłość. Potrafisz rzeczy, o których inni nawet nie śnią. Nadal masz swoje wspomnienia… W Mocy. Musisz tylko je poczuć. Wstrzymałam oddech. Zamknęłam oczy.
Po chwili usłyszałam mruczenie miecza świetlnego.

Ahsoka Tano: PamiętajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz