Wisiałam tak długo, iż myślałam, że zaraz odpadną mi ręce. Już prawie w ogóle ich nie czułam – krew spłynęła z nich w dół okropnie mi zdrętwiały. „Myśl, Ahsoka, myśl!" – powtarzałam sobie w głowie cały czas, ale nic to nie dawało. Postanowiłam zaczekać, aż siostra znowu skontaktuje się ze mną. Podejrzewałam, że stało tak się za pomocą tego niby zwykłego tatuażu. Całą siłą woli spróbowałam wprowadzić się w trans przypominający sen. Miałam nadzieję, że to zadziała. Gdy udało mi się to osiągnąć, od razu zobaczyłam moją siostrę.
- Ahsoka! Czy tam jest Aiireu? – zapytała od razu, gdy pojawiłyśmy się w tej samej scenerii.
- Tak!
- Ahsoko, szukamy cię razem z Anakinem. Wiesz może, gdzie jesteś?
- Nie... Odciągnijcie ode mnie Dooku, z Aiireu dam sobie radę! – wykrzyczałam na szybko wymyślony plan. Nie miałam pojęcia, gdzie jestem, w jakim miejscu, czy jest to duży obiekt. Stawiałam wszystko na jedną kartę i miałam nadzieję, że uda mi się uciec.
Znowu obudził mnie prąd, który ponownie poraził moje ciało. Jako Jedi miałam większą odporność na ból, dlatego jedynie zagryzłam wargę i miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Mijał czas, a ja po długim okresie czasu przestałam wyczuwać obecność Dooku. Nie pokazywałam swojego szczęścia, gdy Aiireu wszedł do mojej celi. Z ogromną euforią zauważyłam, że brat ma przy pasie mój miecz. Całą swoją Moc skupiłam tylko na jego umyśle.
- Zniesiesz tarczę i rozepniesz moje kajdany – powiedziałam drżącym głosem. W pierwszej chwili sądziłam, że mi się nie uda, w końcu Aiireu był uczniem Dooku... Wtedy chłopak powtórzył:
- Zniosę tarczę i rozepnę twoje kajdany.
Miałam ochotę rozpłakać się ze szczęścia, ale dalej pozostałam skupiona. Pot zaczął spływać po moim czole, ponieważ ogromnego skupienia wymagało zapanowanie nad umysłem wrażliwym na Moc. Chłopak uwolnił mnie. Westchnęłam z ulgi, gdy krew ponownie zaczęła dopływać do moich rąk. To były prawdziwe katusze, wisieć na tych cholernych kajdanach!
- Oddasz mi mój miecz i bezpiecznie wyprowadzisz z tego miejsca.
- Oddam ci twój... miecz i bezpiecznie... wyprowadzę z tego miejsca.
Jego głos zaczął się załamywać. Z przerażeniem zorientowałam się, że jeszcze chwila, a stracę nad nim kontrolę. Mój brat otworzył drzwi i zaczął powoli iść korytarzami. Szłam za nim z mięśniami napiętymi do granic wytrzymałości. Udawałam, że mam związane ręce, gdy obok nas przechodziły droidy. Niby są takimi idiotami, ale jednak mogła się zdarzyć wśród nich inteligentniejsza jednostka. Nagle Aiireu zatrzymał się i podparł ściany. Bez zastanowienia zaczęłam biec do przodu. Wybierałam na ślepo korytarze i biegłam, ile sił miałam w nogach.
- Stój! – usłyszałam krzyk Togrutanina i komendy wydawane droidom. Biegłam przed siebie, jednocześnie starając się odbijać strzały z blasterów. Dzięki Mocy udało mi się odnaleźć hangar. Szybko wsiadłam do pierwszego z brzegu statku. Odpaliłam silniki i wystartowałam. Cudem uniknęłam zgniecenia w zamykających się wrotach, ale, niestety, dostałam. Szybko sprawdziłam, co zostało uszkodzone i zaklęłam. Bak! Nie mogłam ocenić wielkości dziury ani szybkości, z jaką wypływało paliwo.
- Raz kozie śmierć – powiedziałam i weszłam w nadprzestrzeń.
~*~
Skywalker przez komunikator sprowadził republikański statek. Kiedy kierowana autopilotem machina wylądowała, czym prędzej zaczął przygotowywać się na dłuższą podróż. Wiedział, że nie znajdą Ahsoki tak szybko.
- Co z nią? – dopytywał ciągle Anakin.
- Nie wiem, ale... chyba... O mój Boże.
- Co jest?
- Ja... nie czuję jej.
Twarz Jedi zastygła w przerażeniu.
- Co to znaczy?
- Chyba ją... straciliśmy.
- Kłamiesz!
Uderzył zaciśniętą pięścią w ścianę, a następnie szybkim krokiem podszedł do Aenyii i zacisnął ręce na jej ramionach. Z szeroko rozszerzonymi źrenicami patrzyła na niego. Ostatnim razem, gdy kazał jej opowiadać o zmarłej rodzinie, nie potrafiła siebie kontrolować, ale teraz zamierzała bardziej się postawić Jedi.
- Mów. Gdzie ona jest? – wycedził Skywalker.
Strzepnęła jego ręce i spojrzała mu prosto w oczy.
- Nie wyczuwam jej – powtórzyła z uporem.
- Dlaczego? Nie żyje, są jakieś zakłócenia?
- Nie wiem... To może być równie dobrze i to i to.
Anakin szybko podszedł do panelu sterowniczego i wystartował.
- Co robisz?! – zapytała kapłanka. – Nie wiemy, gdzie lecieć!
- Może ty jej nie wyczuwasz – powiedział powoli – ale ja wiem, że ona gdzieś tam jest.
Gdy znaleźli się na orbicie Shili, omiótł wzrokiem kosmos. „Znajdę cię, Smarku, choćbyś była na drugim końcu Galaktyki." – pomyślał z uporem.
~*~
Nagle statek wyleciał z nadprzestrzeni. Odrzuciło mnie do tyłu na fotelu. Czerwona lampka paląca się na panelu sterowniczym nie wróżyła niczego dobrego.
- Paliwo... 1%... – wydukała z trudem.
Zobaczyłam niedaleko jakąś planetę. Zaczęłam lecieć w jej kierunku. Błagałam Moc, żebym bezpiecznie wylądowała. Gdy byłam na orbicie nieznanego mi ciała niebieskiego, ono samo zaczęło mnie przyciągać. Spanikowana próbowałam poderwać do góry statek, ale paliwo już całkowicie się skończyło. Silniki zgasły. Nędzny kawał żelastwa, który obecnie do niczego się nie nadawał, opadł ciężko na podłoże. Niepewnie otworzyłam drzwi – nie wiedziałam, czy na tej planecie jest tlen. Okazało się, że był, ale chyba wolałabym się jednak udusić. Wylądowałam w całkowicie martwej dolinie. Wszędzie tylko piach... „Czerwony jak krew Jedi" – przywołałam cytat, który kiedyś słyszałam. Dookoła doliny rósł potężny łańcuch górski, którego za nic nie dałoby się przejść. Dostrzegłam kilka szczelin we wzniesieniach i zadrżałam. „Grobowce najgorszych z najgorszych..." – pomyślałam znowu. Powietrze było ciężkie od wszechobecnej Ciemnej Strony. Bałam się oddychać tym powietrzem. Gdy postawiłam nogę na piasku, wręcz usłyszałam krzyki dziesiątek milionów istot, które torturowano i zabijano w tym miejscu. Wycofałam się w głąb statku. Wręcz zabobonny lęk paraliżował moje ciało i nie pozwalał mi oderwać wzroku od widoku za otwartymi drzwiami.
Byłam w miejscu, do którego nie odważyłby się przyjść żaden Jedi.
W Dolinie Mrocznych Lordów na Moraband.
Na planecie Sithów.
__________________________________________________________________________
Cześć!
Wiem, strasznie krótki i bardzo mało opisów. Sorry, nie mam weny. Może jakby udało się tu wbić dużo komentarzy to napisałabym kolejnym razem coś lepszego. Pierwszą część pisałam na siłę. W ogóle nie miałam pomysłu, jak opisać tą ucieczkę Ahsoki. Nie chodzi o to, że na złość Wam wstawiłam tak beznadziejny rozdział - kocham pisać i nie jestem chamska. Po prostu komentarze ogromnie motywują i dają mi pełno pomysłów.
Proszę Was, komentujcie!
Tak, wiem, Ahsoka Tano: Pamiętaj ma już bardzo dużo wyświetleń, bo aż 600. Ogromnie za to dziękuję! <3 Wyświetlenia też motywują, ale czytając komentarze czuję więź z moimi czytelnikami. Jestem wtedy pewna, że naprawdę ktoś to czyta. To wspaniałe uczucie, uwierzcie mi.
Do rozdziału 15!
GalaxyGuardian
CZYTASZ
Ahsoka Tano: Pamiętaj
FanfictionGdy Ahsoka była mała, sądziła, że przez całe życie nie wyściubi nosa zza swojej wsi i będzie prowadziła nudne, monotonne życie. A tymczasem jej historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż sądziła. Zwiedziła prawie całą Galaktykę podczas swoich...