Rozdział 1: Początki

1.5K 83 2
                                    

Urodziłam się na odległej planecie Shili znajdującej się w Obszarach Ekspansji. Jako małe dziecko zostałam zabrana ze swojego domu przez mistrza Jedi Plo-Koona. Nigdy więcej nie zobaczyłam swojej rodziny i nie byłam smutna z tego powodu. Choć u normalnego dziecka wspomnienia szybko by się zatarły, to ja nie mogłam zapomnieć dzieciństwa. Zbyt wiele ważnych rzeczy miało wtedy miejsce.

Choć na początku przystąpienie do Zakonu Jedi wydawało mi się czymś nieziemskim, cudownym, to potem naszły mnie wątpliwości co do wspaniałości Zakonu. Pierwszy raz mnie dopadły podczas czwartego roku mojej nauki, czyli wtedy, gdy miałam dziesięć lat. Moja grupa ukończyła wtedy posługiwanie się mieczem świetlnym na poziomie podstawowym i rozpoczęliśmy naukę sztuki słynnego opanowania Jedi.

Bardzo się cieszyłam, gdy pewnego dnia do sali treningowej, w której ćwiczyła moja grupa, weszła Mistrzyni Jedi Shaak Ti, będąca Togrutanką, tak jak ja. Omiotła wzrokiem białe ściany, sprzęt do ćwiczeń ułożony w kącie i, jak mi się zdawało, dokładnie obejrzała każdą deskę dębowej podłogi. Dopiero wtedy jej wzrok skierował się na pełnych entuzjazmu młodzików. Dłużej zatrzymała spojrzenie na mnie, ale co się dziwić – pewnie od dawna nie widziała drugiego Togrutanina. Weszła na środek pomieszczenia i po standardowych formułkach powitalnych rozpoczęła swój wykład.

- Sztuka opanowania jest niezwykle trudna. By się jej nauczyć, Jedi muszą całkowicie wyzbyć się negatywnych uczuć. One prowadzą nas do złych osądów, sprowadzają na Ciemną Stronę. W szczególności miłość jest bardzo niebezpieczna, zwęża nasze pole widzenia i utrudnia nam robienie obiektywnych osądów. Jeśli chcecie naprawdę zjednoczyć się z Mocą i zostać strażnikami pokoju, musicie całkowicie wyzwolić swój umysł od emocji prowadzących do zguby...

Podniosłam rękę, a Mistrzyni wezwała mnie do odpowiedzi.

- Czyli mamy być bezlitosnymi maszynami, jak droidy, z którym walczymy, Mistrzyni Ti? – zapytałam zuchwale.

Oczy Jedi rozbłysły dziwnym blaskiem. Mierzyłyśmy się przez chwilę spojrzeniami, a dopiero potem uzyskałam odpowiedź.

- Mówiłam o negatywnych uczuciach, słuchaj uważnie.

- A więc miłość jest negatywnym uczuciem, Mistrzyni Ti?

- Nie, ale jest wyjątkowo silna. Może sprowadzić Jedi na złą drogę. Naucz się pokory, drogie dziecko. Ktoś ma jeszcze jakieś pytania?

Nikt nie podniósł ręki. Rozejrzałam się po grupie, ale wszyscy patrzyli z uwielbieniem na kobietę. Zmarszczyłam brwi. "Czy tylko ja zaczęłam dostrzegać, że Jedi nie są idealni?" – zapytałam siebie w myślach.

Od tamtej pory stopniowo coraz mniej wierzyłam w Jedi. Dodatkowo Zakon cały czas się zmieniał na gorsze. W pewnej chwili był uważany za część senatu! Strażnicy pokoju stali się zwykłymi żołnierzami Republiki, a nikogo nie dziwiło, gdy generał wojsk republikańskich nosił przy pasie miecz świetlny. Jedyną moją pozytywną myślą było to, że moje pokolenie mogło coś zmienić. Starałam się przekonywać wszystkich do moich poglądów, ale większości podobało się wymachiwanie mieczem świetlnym i wizja „rozwalania puszek". Jedynie ośmiu młodzików udało mi się przekonać, że Jedi powinni ponownie stać się wyodrębnioną koalicją strażników pokoju. Jako że nigdy nie umiałam być skromną, w końcu sami członkowie Rady zainteresowali się tym, że co kilka dni grupa młodzików zbiera się w jednym z pokoi Akademii Jedi i od czasu do czasu rozlegają się stamtąd podniesione głosy.


Ahsoka Tano: PamiętajOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz