“Z mojego punktu widzenia to Jedi są źli!”
Spróbowałam poruszyć się, ale nie mogłam nawet mrugnąć, by uniknąć tej bezsensownej sceny, która odgrywała się przede mną. Nagle wszystko ponownie zaczęło się rozmywać. Czułam ból głowy rozsadzający moją czaszkę, a jednocześnie ciśnienie zgniatające mnie jak nieznośnego robaka.
Nagle ponownie mogłam oddychać, ale znajdowałam się w zupełnie innej pozycji. Siedziałam w jakimś zaułku, ale nie miałam pojęcia, jak się tu znalazłam. Skuliłam się z zimna i prawie krzyknęłam, kiedy rozrywający ból zaczął palić moje podbrzusze. Podwinęłam bluzkę tylko po to, by ujrzeć obficie krwawiącą ranę, która ciągnęła się przez całą szerokość brzucha. Jak to się stało? Gdzie byłam? Jak tu trafiłam?
“Jeśli nie jesteś ze mną… Stałeś się moim wrogiem.”
Ponownie zobaczyłam wulkaniczną planetę i byłam prawie pewna, że widziałam na niej Obi-Wana… A ten drugi człowiek… Chwila, czy to…
Krzyknęłam, gdy ponownie zostałam wyrzucona z wizji. Stałam w tym samym zaułku, ale po ranie i krwi nie było nawet śladu. Panicznie przejechałam rękami po delikatnym wybrzuszeniu, jakim była teraz blizna, ale niczego nie znalazłam. Zero posoki, zero obrażeń.
Wzięłam kilka głębokich wdechów. Już któryś raz z kolei budziłam się ze snu w kompletnie nieznanym mi miejscu, znacznie oddalona od mojego łóżka. Tylko tym razem w ogóle nie pamiętałam, że się do niego kładłam. Zrobiłam kilka chwiejnych kroków i wyszłam na ulicę. Musiałam znaleźć drogę do domu i zignorować echo tego przerażającego głosu…
“NIENAWIDZĘ CIĘ!”~*~
Nuciłam jedną z piosenek zasłyszanych w radiu, jednocześnie machając nogami nad ziejącą pode mną przepaścią. Przymknęłam powieki w reakcji na rażące mnie w oczy słońce. Dzisiaj zdecydowałam wyjść na powierzchnię, bo wszechobecna ciemność zaczęła mnie już przytłaczać. Usiadłam na krawędzi dachu jakiegoś budynku, rozkoszując się delikatnym wiatrem.
Od trzydziestu godzin i czterdziestu minut udało mi się w pełni zachować świadomość. Wymagało to ode mnie nieprzerwanego skupienia i co prawda ledwo trzymałam się na nogach, ale wypicie trzech kaw odrobinę mi pomogło. Przestałam się zamartwiać nad szukaniem rozwiązania wizji i pozwoliłam myślom płynąć w zupełnie przypadkowym kierunku, wkrótce kończąc nad dumaniem o wszystkim i o niczym.
- Ashla Taan? - usłyszałam czyjś głos za mną.
Automatycznie przerwałam melodię, od razu wybudzając się ze stanu otępienia i powracając do stanu pełnej czujności. Gdybym miała pecha, ta chwila nieuwagi mogłaby kosztować mnie życie.
- Tak, to ja - odparłam z pozoru rozkojarzonym głosem, powoli odwracając głowę.
Od razu zerwałam się do pozycji bojowej i wyciągnęłam noże zza cholewek. Przede mną stał dziwny człowiek w czarnym płaszczu z naciągniętym kapturem. Miał niesamowicie pomarszczoną i zniszczoną twarz w chorobliwym, bladym kolorze, a jego oczy świeciły płomieniem z najgłębszych otchłani piekła. Takie tęczówki posiadali tylko Sithowie… Za mężczyzną stało co najmniej dwudziestu klonów, najwyraźniej gotowych mnie zaatakować na jego skinienie. Uśmiechnął się paskudnie, pokazując zepsute zęby.
- Wykonać Rozkaz 66 - wychrypiał głosem, którego echo zaczęło odbijać się od ścian mojej czaszki w szaleńczym tempie, a żołnierze rzucili się na mnie w mgnieniu oka.
Przeklęłam w myślach. Niby po co komu blastery? Nienawidziłam się za swoje lenistwo, które skłoniło mnie do pozostawienia ich na stojaku w moim mieszkaniu. Sądziłam, że skoro nie planowałam brać na dzisiaj żadnego zlecenia, to mi się nie przydadzą… Tak jakbym nie zdążyła narobić sobie potężnych wrogów w podziemiu.
Czas zwolnił swój bieg, kiedy rozpoczęła się walka. Odchyliłam się do tyłu, unikając dostania laserem prosto w twarz. Poczułam szybsze bicie serca, kiedy ciepło pocisku omiotło moje policzki.
Nie mogłam zrobić nawet kroku do tyłu, jeśli nie chciałam spaść z budynku i wylądować kilka poziomów niżej ze złamanym… wszystkim. Zamiast tego odbiłam ostrzem noża kolejny pocisk, który poleciał prosto w stronę, z której został wysłany. Zrobiłam kilka kroków do przodu, unikając kolejnych strzałów. Złapałam klona i przyciągnęłam go do siebie, używając jako żywej tarczy. Następnie pchnęłam go w grupę przeciwników i spróbowałam użyć Mocy, by bardziej ich oszołomić…
Ale nic się nie stało.
Jeden z nich wykorzystał moje zdekoncentrowanie i postrzelił mnie w ramię. Upadłam na powierzchnię dachu, brocząc krwią i zabarwiając srebrną płaszczyznę na czerwono.
Sith stanął nade mną, zasłaniając słońce. Włączył miecz świetlny… A ja nie mogłam nic zrobić.
- A teraz, młoda Jedi, umrzesz.
Odruchowo zasłoniłam się ręką, przygotowując na koniec… ale cios nigdy nie nastąpił.
Podniosłam się do pozycji siedzącej, szukając rany, której nigdy nie było. Rozejrzałam się dookoła, wypatrując klonów, z którymi nigdy nie walczyłam… I w końcu próbowałam dojrzeć Sitha, który prawdopodobnie nigdy nie istniał.
Podniosłam się na nogi, próbując powstrzymać ich drżenie. Choć wszystko przeczyło prawdziwości wizji i snów, których doświadczyłam i nawet sama próbowałam wmówić sobie, że to zwykłe halucynacje… Gdzieś w głębi wiedziałam, że za tym kryło się coś większego. Wiedziałam, że “Rozkaz 66” to nie były przypadkowe słowa. Nadal czułam, jak obijają się z tyłu mojej czaszki, próbując mi przekazać coś niezwykle ważnego… Ale co?____________
Tak, Ahsoka będzie badać Rozkaz 66. Pytaniem jest, czy zdąży go zatrzymać, zanim zostanie wykonany...

CZYTASZ
Ahsoka Tano: Pamiętaj
FanficGdy Ahsoka była mała, sądziła, że przez całe życie nie wyściubi nosa zza swojej wsi i będzie prowadziła nudne, monotonne życie. A tymczasem jej historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż sądziła. Zwiedziła prawie całą Galaktykę podczas swoich...