Anakin stanął na powierzchni Malachor i rozejrzał się dookoła. Oprócz czterech obelisków majaczących w oddali nie było tu niczego. Westchnął i zaczął iść w ich stronę.
- SKYWALKER! - znikąd rozległ się głos, a po nim śmiech.
Jedi nie zdążył nawet obrócić głowy. Coś szarpnęło nim i przeciągnęło go po ziemi.
- Ha, ha, ha. Pośmiejmy się z kaleki! - krzyknął, gdy jego sztuczna ręka została przyczepiona do ogromnego magnesu. Nie widział go wcześniej, tak samo jak nie widział ogromnego kompleksu budynków. Wszystko to było niewidzialne dla jego oczu, ale teraz zostało ujawnione.
- Sam Skywalker! - wykrzyknął szalony doktorek, znikąd pojawiając się obok.
- Nie Sam, tylko Anakin - poprawił go i z niepokojem spojrzał na strzykawkę, którą mężczyzna trzymał.
- Podoba ci się? - zapytał naukowiec, dostrzegając jego wzrok. - To jeszcze prototyp, ale niestety jesteś jedynym Jedi, którego obecnie posiadam... Tamta Togrutanka do niczego się już nie nada.
- Togrutanka?
Anakin poczuł, jak strach zaciska swoje długie palce na jego gardle. Tylko jedna Togrutanka, którą znał, mogłaby wpakować się w takie kłopoty...
- Znasz ją? Czyli to twoja padawanka! Skywalker i Tano... Ha! Ironia losu, nie sądzisz? W dodatku to ona mnie zainspirowała. Niedługo znowu się spotkacie...
Wypowiadając ostatnie słowo, wbił igłę w szyję rycerza.
~*~
Z czasem przestałam liczyć czas. Pogodziłam się z tym, że już stąd nie wyjdę, więc po co mi była potrzebna znajomość daty?
Już nie zadręczałam się utratą czułości na Moc. Odczuwałam jedynie pustkę, od której czasem odciągała mnie rozmowa z Isaaciem. Był najemnikiem, prawdopodobnie mordował i torturował ludzi, ale w obecnej sytuacji mało mnie to obchodziło. Miałam spędzić prawdopodobnie ostatnie chwile swojego życia kłócąc się?
Wiedziałam, że Anakin byłby mną rozczarowany, gdyby mógł mnie zobaczyć. Czasem w mojej głowie pojawiała się na chwilę chęć do walki... ale szybko gasła, gdy tylko uświadamiałam sobie, że nie ma stąd wyjścia. Nie byłam już Jedi. Nauki mistrza nie mogły mi pomóc.
W spokoju czekałam na śmierć. To wszystko już mnie tylko męczyło.
~*~
- I jak się czujesz, Skywalker? - usłyszał nad sobą czyjś głos. Otworzył oczy i podniósł głowę, a świat zawirował. - Jesteś takim wspaniałym okazem... Możesz mi pomóc dokonać wielkich rzeczy.
Anakin wziął głęboki oddech i skoncentrował się, po czym rozejrzał dookoła. Znajdował się w dużym pomieszczeniu, które niedokładnie oświetlała znajdująca się centralnie nad nim lampa. Siedział na jakimś drewnianym krześle przytwierdzonym do betonowej podłogi. Jego ręce były skute kajdankami z łańcuchem.
- Co zrobiłeś Ahsoce? - zapytał, starając się nadać głosowi mocy. Nie dbał o to, co zrobił mu ten chory człowiek, zawsze jakoś udawało mu się przeżyć. Za to Togrutanka była jeszcze młoda, niedoświadczona... i co najważniejsze, była jego padawanem.
- Spokojnie, spokojnie... Już z nią skończyłem. Teraz liczysz się tylko ty.
W pierwszej chwili Skywalker zamarł. Nie mógł uwierzyć, że Ahsoka miałaby... umrzeć. Wiedział, że oboje uczestniczyli w wojnie i tak naprawdę w każdej chwili mogła zginąć, ale był pewny, że zawsze ją ochroni. A teraz zawiódł.
Zacisnął ręce w pięści. Ogarnęła go niepohamowana furia i nawet nie próbował się opanować.
- Dokładnie tak... Mój... mały, magiczny eliksir idealnie sobie radzi z wyzwalaniem w tobie gniewu...
Anakin nie słyszał już słów naukowca. Mocniej zacisnął pięści i szarpnął się w jego stronę.
- Biedny... Wiesz, że żaden Jedi nie zerwie tych fajnych kajdanek? Nawet ci pasu...
Łańcuch pękł.
_______________________
Dlaczego wakacje muszą się kończyć? :C Boru, tak strasznie nie chce mi się iść do szkoły...
CZYTASZ
Ahsoka Tano: Pamiętaj
FanficGdy Ahsoka była mała, sądziła, że przez całe życie nie wyściubi nosa zza swojej wsi i będzie prowadziła nudne, monotonne życie. A tymczasem jej historia potoczyła się zupełnie inaczej, niż sądziła. Zwiedziła prawie całą Galaktykę podczas swoich...