*Ally*
Dzisiaj miało być rozpoczęcie kolejnego roku szkolnego. Obudziłam się o 7 rano, ale nie miałam zamiaru wstawać z łóżka. Po prostu zamknęłam oczy i wtuliłam twarz w poduszkę. Po chwili jednak ktoś dobrał się do mojego brzucha i zaczął mnie łaskotać. Zaczęłam krzyczeć i śmiać się, starając się zrzucić z siebie brata. Kiedy w końcu odpuścił, udało mi się uspokoić oddech. Natychmiast wpakowałam się do łazienki, uprzednio zabierając z szuflady bieliznę. Wzięłam szybko prysznic i wróciłam do pokoju, wymieniając się z Natem. Wrócił po 10 minutach, a ja dalej paradowałam przed nim tylko w bieliźnie. Zresztą, on nie lepszy, był w samych bokserkach. W końcu wydobyłam z szafy białą koszulę i beżową spódnicę. Założyłam drugie ubranie mając grymas na twarzy z powodu bolącego barku. Miałam na nim sporej wielkości siniaka. Syknęłam z bólu. Nat natychmiast do mnie podszedł, będąc w samych spodniach.
- Boli cię? - spytał.
- Bardzo - odpowiedziałam.
- Spokojnie, słońce - zawsze nazywał mnie słońcem lub skarbem. Wtedy czułam się przy nim bezpieczna i wiedziałam, że się martwi. - jak wrócimy do domu, posmaruję ci to ramię maścią, teraz nie mogę. I nie pozwolę, aby ci dzisiaj cokolwiek zrobił. Jeśli moje zdanie cokolwiek znaczy - spuścił głowę.
- Nat, proszę, przestań - zaczynam stanowczo. - mówisz tak, jakbyś to ty był czemukolwiek winien. To nie twoja wina, że nas krzywdzi... ani że to tak bardzo boli.
- NATANIEL, ALLY! - usłyszeliśmy krzyk ojca. - NATYCHMIAST ZEJDŹCIE NA DÓŁ!
- Dobrze! - krzyknęliśmy.
- Pogadamy w drodze od szkoły, dobrze? - spytałam brata.
- Dobrze - przytulił mnie.
Założyliśmy na siebie koszule. Nat jeszcze zawiązał krawat, a ja zapięłam srebrny łańcuszek z otwieranym sercem. Dostałam go kiedyś od mamy. Mam wrażenie, że kupując mi i Natanielowi prezenty, w jakiś sposób chce nam wynagrodzić rany po ranach, siniaki po siniakach, zadrapania po zadrapaniach i wszystko, co robił i robi nam ojciec. Zeszliśmy z Natem na dół.
- Nareszcie! - krzyknął tata. - ile można na was czekać!? Amber już od 10 minut jest przy stole!
- Przepraszamy... - wyszeptaliśmy.
Na twarzy Amber pojawił się złośliwy uśmiech. Razem z bratem w ciszy zjedliśmy śniadanie. Potem wróciliśmy do pokoju. Nat jedynie przeczesał swoje blond włosy dłonią, a ja swoje złote spięłam w luźnego koka tuż nad karkiem. Przejrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem ładnie. Zarzuciłam na ramię torebkę i zeszliśmy z Natanielem na dół. Założyliśmy buty i opuściliśmy mieszkanie.
- Nawet nie wiesz, ile razy najchętniej bym tam nie wracała - wyszeptałam.
- Ja też, ale wiesz, że musimy tam wracać - odpowiedział mój brat. - nie mielibyśmy gdzie się podziać.
- Może to głupie, to co pomyślę, ale czasem mam wrażenie, że lepiej by było, gdyby mnie tutaj w ogóle nie było. Gdybym się nie urodziła.
- Skarbie, posłuchaj mnie - zmusił mnie do spojrzenia w jego złote oczy, mające dokładnie taki sam odcień, jak moje. - nie wolno ci mówić w ten sposób. Gdyby cię nie było, nie miałbym z kim o tym rozmawiać, bo wiesz, że Amber nam nie wierzy, że to przez ojca. Gdyby cię nie było, prędzej czy później popadłbym w depresję. Wiesz, ile pracy mamy w szkole oboje. Gdyby to wszystko spadło na mnie, a potem w domu musiałbym jeszcze użerać się z ojcem i Amber, to prędzej chyba bym padł na serce.
- Ale to nie zmienia faktu, że...
- Tak. Wiem. To nie zmienia nic. Ale gdyby nie ty, mnie niedługo też by tu nie było. Dziękuję, że jesteś - przytulił mnie mocno.
Pociągnęłam nosem. Zawsze czułam się bezpieczna i szczęśliwa, gdy był obok. W końcu doszliśmy do szkoły. Nat od razu poszedł spotkać się z dyrektorką, a ja stałam na dziedzińcu.
- Ally? - usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się. Za mną stał mój najlepszy przyjaciel, Dominic. Brązowowłosy chłopak który ma, jak samo mówi, brzydko-niebiesko-szare oczy. Typowy człowiek kochający gry komputerowe. Podeszłam do niego i przytuliłam.
- Ileśmy się nie widzieli? - spytał.
- Tylko dwa miesiące.
- TYLKO dwa!? Dla mnie to wieczność!
- Idiota jak zawsze - zaśmiałam się.
- Ja idiota? Powiedziała to dziewczyna, która podczas komunii nie umiała utrzymać świecy i poplamiła mi woskiem całą albę.
- Ja pierdziu! Ty mi jeszcze chrzciny wypomnij!
- Twoje riposty są takie suche jak chleb z Biedry.
- A ty jesteś tępy jak nóż po krojeniu chleba z Biedry.
- ... - nie odpowiedział.
- Wygrałam, yeah! - krzyknęłam i dałam mu kuksańca w ramię.
Odeszłam kilka kroków. Parę metrów dalej stał Kastiel. Czerwonowłosy, szarooki buntownik. Nie mogłam się powstrzymać. Podbiegłam do niego i zanim się odwrócił, wskoczyłam mu na plecy.
- Jezu, kto to!? - krzyknął. Zeskoczyłam z niego i zaczęłam się śmiać, aż nie rozbolał mnie brzuch.
- Chodź tu, ty mała... - przyciągnął mnie do siebie i poczochrał po włosach, przez co zepsuł mojego koka.
Westchnęłam. Zepsułam fryzurę doszczętnie i rozpuściłam włosy. Parę chwil później usłyszałam głos Lysandra, białowłosego heterochromika, poety. Odwróciłam się i rzuciłam mu na szyję. Przytulił mnie mocno.
- Witaj, Al - uśmiechnął się.
- Hej, Lys - odwzajemniłam uśmiech. - stęskniłam się.
- Ja również. Jak spędziłaś wakacje?
- Siedziałam w domu przed kompem albo spałam. No, wychodziłam jeszcze na spacer albo rozmawiałam z Natem. A ty?
- Byłem u rodziców na wsi. Pomagałem im w wykopkach i żniwach. Ogólnie było super.
- No to miałeś fajnie. Mam wrażenie, że mi by się nie chciało pracować w wakacje.
- Jeśli wychowywałabyś się na wsi, tak jak ja, na pewno by ci się chciało.
- Ally!? - usłyszałam za sobą głos czterech osób.
Odwróciłam się. To byli Alexy, niebieskowłosy i różowooki, Armin, niebieskooki szatyn, Kentin, zielonooki brunet, i Rozalia, białowłosa i złotooka. Cała czwórka się na mnie rzuciła, przez co prawie straciłam równowagę.
- Ally! - zawołali.
- Tak, tak, też was kocham, ale proszę, puśćcie mnie, bo się uduszę.
Posłuchali mnie. Pogadaliśmy jeszcze chwilę, po czym musieliśmy iść na apel do sali gimnastycznej. Prawie na nim zasnęłam. Potem poszliśmy do sali po plan lekcji i mogliśmy wrócić do domu. Po drodze, spotkałam się jeszcze z kilkoma przyjaciółkami, a potem udałam się z Natem do kawiarni znajdującej się niedaleko szkoły. Zamówiłam dla siebie kawę, a on - zieloną herbatę. Nigdy nie lubił słodkich rzeczy. Rozmawialiśmy jakiś czas. Potem zapłaciliśmy za napoje i ruszyliśmy w stronę mieszkania. Oby tylko ojciec był w dobrym humorze...
**********
Hej kochani! Jak Wam się podoba pierwszy rozdział? ;D
Pozdrawiam, wera9737.
Enjoy! =^.^=
CZYTASZ
It hurts... |Słodki Flirt jako siostra Nataniela
FanfictionJego wzrok - boli. Jego słowa - bolą. Jego dotyk - boli. Historia rodzeństwa maltretowanego przez ojca. Czy w końcu znajdą sposób, by się od niego uwolnić? Czy znajdą kogoś, kto będzie chciał im pomóc? #856 w Fanfiction - 3.06.2017 ? #816 w Fanficti...