~ z perspektywy Luke'a~
Siedzę właśnie na stołku barowym w klubie i piję. Nie wiem ile wypiłem. Wiem, że nie mało.-Widzę, że coś cię dręczy. - odzywa się brunet podając mi kolejnego browara.
-Żebyś wiedział. - westchnąłem.
-Problemy z kobietą? - zapytał opierając się o stół.
-Można tak powiedzieć... - jęknąłem opierając twarz na dłoni. Wstałem i poszedłem na parkiet. Muszę kogoś dzisiaj przelecieć. W rogu sali zobaczyłem jakąś plastikową blondynkę. Stwierdziłem, że na pewno będzie chętna, więc do niej podszedłem oplatając ją w tali rękami.
-Luke zbieramy się. - pojawił się przy mnie Mike, który szarpnął mnie za ręce.
-Ale ja właśnie miałem iść się z nią ruchać. - powiedziałem jak obrażone dziecko. Wiecie byłem trochę upity. Może ciut więcej niż trochę...
-Brachu, nie odchodzi mnie to. Jedziemy do mnie. - pokierował mnie do swojego samochodu.
-A moje dziecko? - spytałem ze smutną miną.
-Nie masz przecież żadnego dziecka Luke. - zaśmiał się blondyn.
-Kto zabierze mojego syna do domu? - spytałem pokazując na autko.
-Caroline zabierze ci go do domu. Mogłeś od razu gadać, że chodzi ci o samochód. - Michael uderzył się w czoło dłonią śmiejąc się przy tym.
-Caroline? Ta suka ma dotykać moje dziecko?! - zdenerwowałem się - No w sumie to też jej dziecko, ale zdradziła mnie.
-Luke, ty nie masz żadnego dziecka z moją siostrą. - jęknął blondyn.
Nie chciało mi się odpowiadać mu już, więc oparłem głowę o pas w samochodzie i zasnąłem.~ z perspektywy Mike'a~
Ten głąb schlał się i to ostro. Będę się z niego śmiał jutro. To to na pewno.-Wstawaj stary. - poklepałem go w ramię, ale ten spał jak zabity.
-Kurwa... - jęknęłam zdając sobie sprawę, że on nie jest taki lekki i nie dam rady sam zanieść go do domu.
-I jak? - spytała Caro wysiadając z samochodu bruneta.
-Pomożesz mi go zbudzić? - poprosiłem robiąc słodkie oczka chociaż wiem, że i bez nich by mi pomogła.
-Och... - jęknęła.
~ z perspektywy Caroline~
-Luke... - potrząsałam jego ramię. - Wstawaj debilu!
Nawet wydarcie się na niego nie zadziałało. A może co innego zadziała..-Luke skarbie obudź się. - zamruczałam mu do ucha. Brunet przekręcił się lekko.
-Luke'uś... Kochanie... - przeczesałam palcami jego włosy. No bo kurwa sory, ale one są takie fajne i miłe w dotyku.
-Co jest? - spytał chłopak otwierając lekko oczy. Rękami poprawił włosy i spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Chodź. Idziemy spać. - jakoś... Po parunastu minutach udało mi się zanieść go do salonu.
-Ja chcę spać z moją księżniczką. - burknął obrażony.
-Czyli z kim? - spytałam patrząc na niego jak na debila. - Jeśli masz na myśli jakąś swoją dziwkę to idź do niej.
-Mówiłem o tobie kurduplu. - zarechotał.
-Och... No dobra. - pomogłam mu pójść po schodach i gdyby nie ja to nie raz już by się wyjebał. Ciul..
Położył się na moim ukochanym łóżku i wtulił twarz w poduszkę.-Pachnie tobą. - szepnął przytulając ją bardziej.
-Zdejmuj ubrania jełopie. - rozkazałam mu, ale jak zobaczyłam tylko, że męczy się z tym to stwierdziłam, że nie będę chociaż raz suką i mu pomogę. Zdjęłam mu spodnie i bluzkę, więc został w samych bokserkach. Może trochę mnie ten widok krępował, ale tylko trochę. Widziałam już przecież nie raz chłopaka nago. Pff co to dla mnie. Wcale nie podniecała mnie jego wyrzeźbiona klata...
-Spać... - jęknął.
-Śpij. - wzruszyłam ramionami. Nie chciało mi się iść myć, toteż zdjęłam z siebie ubrania zostając w samej bieliźnie. Brunet już dawno chrapał, więc niestety ominął go striptiz w moim wykonaniu. No przykro mi.
Położyłam się obok niego i po chwili odpłynęłam w krainę Morfeusza.•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°•°°•°•°•°•°•°•
Dzisiaj będzie tylko jeden rozdział, bo mam zamiar poprawiać błędy w opowiadaniu ;) buziaki ;* do następnego!

CZYTASZ
You Are My Crazy Bad Girl
Teen Fiction-Powiedz szczerze... Na prawdę nie da się ze mną wytrzymać? - spojrzałam niepewnie w jego ciemne tęczówki. -Szczerze? Czasami na prawdę nie, ale i tak jesteś moją złą dziewczynką. - uśmiechnął się ukazując dwa słodkie dołeczki. Słodkie? O Boże, co...