Sophie Pov:
Musiałam. Po prostu musiałam. Wcale mi się nie chciało, bo nie chciałam rozstawać się z tym ciepłem i miłością, jaką darzyło mnie moje łóżko, do którego zawsze będę wracać, ale musiałam. Jak się okazało, było one jeszcze wygodniejsze, niż te w Los Angeles, więc sama się sobie nie dziwiłam, że tak ciężko było mi wstać.
Minęły już dwa tygodnie odkąd zamieszkaliśmy tutaj w Sydney i wcale nie chciałam opuszczać mojej miłości. Ludzie wcale nie byli mili, żadna przewodnicząca szkoły na mnie nie wpadła, nie wplątałam się w żadne kłopoty z jakimś krasnalem, który myślałby, że jest przystojny. Te wszystkie romanse mnie przerażają, a jednocześnie śmieszą, bo za grosz w nich nie ma prawdziwego życia.
Na głowie miałam jedno wielkie siano, więc nawet sięgnęłam po maszynkę i chciałam je zgolić, ale pomyślałam, że te farbowane blond kłaki z ciemnymi odrostami mogą jeszcze mi się do czegoś przydać i lepiej nie myśleć zbyt pochopnie. Na pewno przydały by się chociaż do ocieplania moich uszu. Spięłam to włosopodobne coś w rozwalony kok.
Na malowanie się nie miałam zbytnio czasu, więc do kieszeni schowałam tusz do rzęs i miętowy eos, który kiedyś dała mi matka. Pierwszy prezent, który od niej dostałam i nie wyliczyła za niego ceny.
Ubrałam szare rurki i koszulę na grubych ramiączkach. Nienawidzę szkoły, zabijcie ją. Gdy ściągnęłam górę od piżamy, żeby ubrać stanik do pokoju wparował mi mój ojciec, który oczywiście roztrzepany jak zawsze natychmiast odwrócił głowę w stronę drzwi, żebym na spokojnie mogła się ubrać.
-Jason pojechał dzisiaj do Melbourne, wróci jutro wieczorem, więc dzisiaj ja wezmę Cię do szkoły.- powiedział bez zacięcia. Przytaknęłam, wciągając na nogi spodnie, a następnie skarpetki.- Jesteś głodna? Zrobiłem tosty, ale zrobiły się czarne, więc odradzałbym ich w jaki sposób wąchać, dotykać lub nawet na nie patrzeć, bo grozi to uszczerbkiem na zdrowiu oraz utracie życia.
-Muszę dzisiaj iść do szkoły? Nie mogę zostać po prostu w domu, jak każdy leniwy uczeń, któremu nic się nie chce?- zapytałam, wzdychając głęboko. W żółwim tempie założyłam swoje converse i wzięłam torbę.- Możesz się odwrócić.
-Ostatni dzień Soph, piątek, wytrzymasz. Jeśli chcesz, po szkole możemy jechać na pobliski tor podriftować, tak jak ostatnio, gdy byliśmy w Ameryce. Co ty na to?- mężczyzna uśmiechnął się szczerze. Przytaknęłam energicznie głową, bo wiedział, że uwielbiałam jak zabierał mnie na jazdy.- A teraz zabieram Cię na śniadanie do Subway'a, bo jestem głodny.
-Jasne.- wyszliśmy z domu i wsiedliśmy do czarnego Porsche Panamera mojego taty. On miał dużo samochodów, ale ten był jego skarbem, który szanował nad życie.
Bardziej niż moją matkę.
Tata wydawał się znać wszystkie miejsca w okolicy, więc bez problemu dojechał do przydrożnego kanapkowca. Tata zaparkował na parkingu i otworzyłam drzwi, żeby wyjść, aż tu nagle jakiś bardzo mądry człowiek wjechał w nie. Drzwi oderwały się od całego porsche i przeleciały po poobijanym, czerwonym Ferrari Tastarossa, zbijając przednią szybę, przeleciały przez cały samochód i wylądowały na ziemi.
Chwała Bogu, że zabrałam rękę. Ludzie przyglądali się w szoku, a mój ojciec pisnął, jak mała dziewczynka. Ferrari zatrzymało się, ale ze środka nikt nie wychodził. Na twarzy mojego zaczął tworzyć się grymas złości, a wtedy z samochodu wysiadła dziewczyna, która miała kilka kawałków szkła wbite w ciało i z daleka było widać jej łzy.
Obserwowałam Devon'a, który przyglądał się małolacie, która na pewno nie miała 18 lat. Spojrzał najpierw na jej potłuczony samochód, na drzwi swojego samochodu, które leżały na ziemi i z powrotem na nią, po czym przeczesał włosy. Tak, on miał cierpliwość. Mieszkał przez 18 lat z moją starą.
-Jja..- zaczęła dziewczyna, ale starszy uciszył ją gestem ręki.
-Nic się nie stało. Nic Ci nie jest?- zapytał o dziwo z troską. Podeszłam do dziewczyny, nie miała wielu obrażeń, ale lepiej by było, gdyby zobaczył ją lekarz. Kto wie, czy szkło nie utkwiło głębiej w jej ciele.
Czarnowłosa była raczej mojego wzrostu, no może troszkę niższa, miała szczupłą sylwetkę, nieco wysportowaną. Była bardzo ładna i mogłam jej pozazdrościć urody.
-Musi Cię zobaczyć lekarz.- powiedziałam, patrząc w jej brązowe oczy, które błyszczały strachem. Zauważyłam, że tata rozmawia przez telefon.
-Cz..czy on dzwoni na policję? Jestem skończona.- mruknęła, wzdychając ciężko.
-Nie, zapewne dzwoni po lawetę.- znałam swojego ojca na tyle i wiedziałam, że od niebieskich trzymał się daleko. Jak na byłego członka gangu, bardzo daleko.- Ile masz lat? Masz z kim się skontaktować, żeby zawiózł Cię do szpitala?
-Mam piętnaście lat.- odpowiedziała i wyciągnęła z tylnej kieszeni telefon. Miała takiego samego iPhonie jak ja.- Zadzwonię po swojego brata, przepraszam.
Za ten czas, gdy ona dzwoniła, ja poszłam zabrać swoje rzeczy z auta.
-Allan będzie tutaj za 5 minut, jest w okolicy.- powiedział tata, a ja skinęłam głową. Znałam go, przez jakiś czas mieszkał u nas, gdy mieszkaliśmy w Ameryce.- Boże, moje piękne Porsche.
-Jesteś spokojny. Normalnie rozwaliłbyś wszystko, co się rusza. Co się dzieje?
-Nic.
-Nie chcesz mi mówić, to nie. I tak się dowiem.- prychnęłam i usiadłam na krawężniku. Wtedy laweta na dwa samochody wjechała na parking, a za nim niebieski, sportowy samochód z przyciemnianymi szybami.
Podjechał na miejsce, gdzie stała czarnowłosa, było słychać męskie krzyki, a wtedy przestraszona dziewczyna wsiadła do samochodu i oboje odjechali z piskiem opon, za nimi został tylko siwy dym. Po prostu uciekli, zostawiając dwa rozwalone samochody na środku parkingu.
-Widziałeś kto prowadził ten samochód?- zapytał wysoki, umięśniony blondyn, wskazując na czerwony samochód. Był trochę starszy od mojego taty i z tego, co wiedziałam, nie był zainteresowany płcią piękną i spotykał się z pewnym Ricki'em. Nie raz słyszałam owoce ich miłości w swoim własnym domu, w pokoju dla gości, który on zajmował.
Czasem prowadzenie bloga na temat samochodów było całkiem pomocne w rozpoznawaniu samochodów, kilka razy publikowałam Testarossę. Skrzywiłam się, kiedy zauważyłam, jaki był wgnieciony od tyłu.
-Nie.- odpowiedział niemal natychmiast brązowowłosy. Zmarszczyłam brwi na jego słowa.
-Jak to nie?!- warknęłam, bo przecież patrzył prosto na nią!
-Nie widziałem!- krzyknął, więc w końcu się zamknęłam. Ten facet jest dziwny, istna zagadka. Chyba go już nie lubię.
W piątek następny rozdział z perspektywy Sean'a.
CZYTASZ
Bright Heart 🗯
Romance-Mogę wziąć kąpiel?- zapytałam, na co Sean przez chwilę zaprzestał wybierania bluzy ze sterty poskładanych ubrań na blacie. -Tak, tylko, że ja muszę jeszcze przez chwilę..- nie dokończył, a ja z jego czoła zdjęłam małego pająka, którego wrzuciłam d...