#45 -Pójdę za Tobą wszędzie

8.6K 527 38
                                    

-Gdzie jedziemy?- zapytał chłopak siedzący z tyłu, a ja szczerze myślałam, że go zabiję. Pytał o to już siódmy raz i ani razu nie dostał odpowiedzi, ponieważ irytował mnie. Cały czas przypominała mi się sytuacja z imprezy.- No błagam, Sophie! Jesteśmy rodzeństwem, nie gniewaj się!

Zrobiłam minę, patrząc na niego spod przymrużonych powiek, siedząc bokiem w samochodzie, który prowadził Sean.

-Taa.- założyłam ramiona na piersi i prychnęłam.- Lepiej się zamknij.

-Tata nie mówił, że będziesz dla mnie taka wredna.- rzucił, a we mnie się zagotowało.

-Koleś, musimy coś obgadać.- zacisnęłam dłoń na materiale drwsowych spodni.- To jest MÓJ tata, nie Twój, mieliśmy tylko wspólną matkę i nic nas więcej nie łączy, jasne?

-No jakoś nie sądzę.- zrobił balona z gumy, którą żuł.- Tak czy inaczej, jestem Twoim bratem, więc przestań zachowywać się jak rozwieziony bachor i przyjmij to na klatę. Wiem jak to jest być jedynakiem, sam przez te wszystkie lata myślałem, że nim jestem, ale kurwa pogodziłem się z tym, że mam siostrę i nie gram wkurzonej na cały świat panienki, która nie może się pogodzić z rzeczywistością.

W jego głosie było słychać złość i jakiś rodzaj smutku, przez co odwróciłam się tak, by znów siedzieć prosto.

-Pilnuj się młody.- powiedział Sean, zerkając na mnie ukradkiem. Zauważył, jak zgryzam wargę, a wiedział, że robiłam tak, jak byłam zdenerwowana.

-Sophie, naprawdę zależy mi na dobrej relacji między nami.

-Możemy o tym teraz nie gadać?- zapytałam, czując lekkie ukłucie w sercu. Blake miał rację, jakoś nie mogłam pogodzić się z tym, że miałam pieprzonego brata, o którym jak zwykle dowiedziałam się ostatnia. To dla mnie dziwne i nierealne, no bo przecież przez tyle lat żyłam ze świadomością, że nie mam ani brata ani siostry, a tu jednak niespodzianka! Banan, który wmówił całej szkole nasz fikcyjny romans okazuje się być wychodnym tego samego, złego łona.

Musiałam przemilczeć do czasu, aż będę gotowa by z nim pogadać o wszystkim, więc włożyłam w uszy słuchawki i puściłam muzykę w swoim telefonie. Jakiś czas później zatrzymaliśmy się na parkingu przy bloku, w którym mieszkaliśmy i niestety musiałam się odezwać.

-Zaprzyjaźnij się z tym miejscem na kolejny tydzień, Blake..- powiedziałam, wychodząc z samochodu.

-Tak się składa, że mieszkałem tu przez jakiś czas i szczerze, bardzo je polubiłem.- odpyskował i wziął swoje rzeczy, by następnie zwrócić się do Sean'a.- Mam klucz do mieszkania trzysta dwanaście, tam mnie znajdziecie. Jeśli nie tam, to będę albo na siłowni albo na torze.

-Nie ma sprawy, stary leć.- powiedział Sean, kiwiąc głową na oddalającego się blondyna.

-Cześć kochani, potrzebujemy jeszcze kierowcy.- podszedł do nas Alex z tabletem w dłoni.

-Do czego?- zapytałam, patrząc jak zaznacza nazwiska na liście.

-Dzisiaj wysyłamy trzy samoloty po dwustu naszych do Australii, wylądują w Melbourne i stamtąd drogą morską będą przetransportowani do Sydney. Za tydzień poleci kolejnych czterystu, za dwa tygodnie dwustu i jak dobrze pójdzie, za trzy tygodnie największą grupę ośmiuset osób. Jeśli Twój ojciec mówił Ci o wojnie, miał na myśli prawdziwą wojnę na śmierć i życie, a nie zabawę w wyścigi lub strzelanie ślepakami.- powiedział, a ja uniosłam głowę wyżej, by mieć lepszy obraz na to, co pokazywał mi na ekranie.

-To jest konieczne?- zapytałam, a on skinął głową. Przygryzłam wargę, kurwa.- Ilu ten skośny King ma ludzi?

-Ponad cztery tysiące.

Bright Heart 🗯Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz