Rozdział 41.

1.2K 136 27
                                        

Jimin nie pojawił się w szkole. Czekałem na niego przy budynku, aż do dzwonka, a gdy nie zauważyłem jego postaci w oddali, poczułem lęk. Może znowu panikowałem, ale ostatnio nie był w dobrym humorze. Jego depresja znowu dawała o sobie znać, a ja nie byłem w stanie mu pomóc. Starałem się jak mogłem, ale ponownie się przede mną zamknął. Czułem ból na myśl, że nie ufa mi na tyle, aby powiedzieć o swoich lękach i strachu. Rozumiałem, że to dla niego bardzo trudne, ale tyle już przeszliśmy trudności, iż uważałem, że zwierzy mi się od razu, bez obaw. Po raz kolejny pomyliłem się.

- Jimin nie przyjdzie? - spytał mnie zaskoczony Taehyung. - Jest chory?

- Nie wiem, Tae.- szepnąłem cicho. Przygryzłem usta, a potem powiedziałem: - Boję się, że coś się dzieje.

Mój przyjaciel pokręcił głową, a jego oczy nagle szeroko się otworzyły.

- Niemożliwe, przecież już wszystko jest dobrze. Ostatnio jest szczęśliwy, widziałem.

- Jego choroba..- zacząłem, lecz Tae mi przerwał.

- Proszę, nie mówi mi, że znowu cierpi. Dlaczego nie może być dobrze? - pytał mnie bezradnie.- Macie siebie nawzajem więc nie rozumiem, dlaczego Jimin jest taki przygnębiony.

Ja rozumiałem. Nie chciałem mówić Taehyungowi, że depresja jest trudna do wyleczenia i czasem może się zdarzyć tak, że człowiek nigdy z niej nie wychodzi. Przypomniałem sobie słowa Jimina gdy mi powiedział, że moja miłość może nie wystarczyć. Może być tak, że nie uda mi się go uratować.

- Idę do niego, Tae.- poinformowałem przyjaciela.- Naprawdę muszę sprawdzić co się z nim dzieje.

- Pójdę z tobą.- powiedział, ale pokręciłem głową.- Dlaczego nie?

- Nie opuszczaj szkoły. Jestem pewny, że to nic strasznego.- dodałem stanowczo.- Nie mam tego dziwnego przeczucia..

- No dobrze.- westchnął głośno i poprosił mnie żebym zadzwonił później.

- Obiecuję, że zadzwonię.- odparłem.

Patrzyłem jak idzie w stronę budynku, a gdy zniknął w środku, odwróciłem się i pobiegłem.

**************

Dzwoniłem do domu chłopaka parę razy, ale nikt nie otwierał. Westchnąłem i nacisnąłem klamkę, która ku mojemu zdumieniu poruszyła się. Z mocno bijącym sercem wszedłem do środka i cicho zamknąłem drzwi. W domu panowała cisza, a gdy spojrzałem na schody nie dostrzegłem tam nikogo. Może nie było tutaj Jimina? Ale mimo to musiałem się rozejrzeć. Zresztą, drzwi były otwarte i to mnie niepokoiło. Zdjąłem buty, a plecak zostawiłem na podłodze. Potem ruszyłem po schodach, a gdy znalazłem się w pokoju Jimina, dostrzegłem, że jest pusty. Miałem jakieś dziwne poczucie, że jest gdzieś w pobliżu. Pozostawało tylko jedno rozwiązanie. Łazienka.

Było tak jakbym cofnął się w czasie. Dobrze pamiętałem co czułem, gdy zobaczyłem go leżącego bezwładnie w wannie pełnej jego krwi. Wtedy zachowałem zdrowy rozsądek i natychmiast rzuciłem się mu na pomoc. W tamtym czasie bałem się, że stracę go bezpowrotnie, bo niewiele brakowało, aby Jimin umarł.

Teraz, stojąc przed drzwiami łazienki, moje emocje zaczęły szaleć. Kochałem go ponad życie i gdyby coś mu się stało to ja bym tego nie przeżył. Wziąłem oddech i powoli otworzyłem drzwi.

Jimin siedział na podłodze, a z jego rąk kapały strużki świeżej krwi. Przerażony, natychmiast wbiegłem do środka i ukucnąłem przed nim.

- Jimin, co zrobiłeś? - spytałem, lekko zaciśniętym gardłem. - Dlaczego się ranisz?

Chłopak popatrzył na mnie rozpaczliwie, a potem oparł się o wannę. Jego twarz była blada, a gdy przyjrzałem się jego dłoni, dostrzegłem niewielkie nacięcia, które musiał sobie zrobić niedawno.

- Błagam, musisz to przerwać.- poprosiłem go i rozejrzałem się po podłodze, gdzie leżała żyletka. Natychmiast podniosłem ją i wyrzuciłem do kosza. Potem odwróciłem się i powiedziałem: - Jiminnie, popatrz na mnie.

Chłopak uniósł wzrok i przyjrzał się mojej twarzy. Chwilę po tym, zaczął cicho płakać. Jego wrażliwym ciałem co chwila wstrząsały dreszcze.

- Ciii...już dobrze.- wyszeptałem i szybko znalazłem się przy nim.- Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.

Jimin spojrzał na krwawe ślady, a potem powiedział:

- Nie wziąłem tabletek..nie zdążyłem, bo...- łkał cicho, a ja podniosłem jego dłonie i przyjrzałem się świeżym ranom.

-Opatrzę cię, a potem porozmawiamy.- powiedziałem cicho i podniosłem go ostrożnie. Mimo to, jęknął z bólu, gdy przypadkowo musnąłem jego dłoń. - Chodź.

Posadziłem Jimina na krawędzi wanny, a potem otworzyłem szafkę i wyjąłem z niej bandaż oraz wodę utlenioną. Nie pierwszy raz opatrywałem jego rany więc wiedziałem już co mam robić. Ale widok chłopaka, który tak bardzo cierpiał i płakał, był trudny do zniesienia.

- Może trochę zaboleć.- szepnąłem i odkaziłem jego ranę. Jimin skrzywił się trochę, ale nie powiedział ani słowa. - Aniołku...dlaczego?

- Miałem zły sen, a gdy się obudziłem..- pociągnął nosem i dodał: - Moje serce bolało, Jungkookie. Nie potrafiłem nad tym zapanować. To się stało tak szybko...

Ostrożnie zabandażowałem jego dłonie i popatrzyłem w jego smutne oczy.

- Tak bardzo cię kocham.- powiedziałem cicho.- Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci się stało.

Jimin wziął oddech, a potem wyciągnął do mnie dłonie. Ostrożnie podniosłem go, a chłopak objął mnie w pasie nogami. Przytulił się do mnie mocno, a ja wyszedłem z łazienki i zaniosłem go do pokoju.

- Przepraszam.- usłyszałem jego cichy szept przy uchu, a gdy spojrzałem na niego, nie patrzył na mnie.

- To nie twoja wina, Jiminnie.- powiedziałem spokojnie.- Nie masz nad tym kontroli.

Chłopak skinął głową, a ja delikatnie położyłem go na łóżku.

- Zostanę z tobą.- szepnąłem i usiadłem przy nim.

Jimin przymknął oczy, a potem powiedział:

- Powinieneś iść do szkoły. Nie opuszczaj lekcji z mojego powodu.

Przytuliłem go do siebie, a potem usłyszałem jego cichy oddech. Wyciągnąłem rękę i pogłaskałem jego jasne włosy.

- Jiminnie, ty jesteś ważniejszy. - mruknąłem i musnąłem go w policzek.

Chłopak objął mnie w pasie, a potem położył głowę na moim ramieniu. Patrzyłem w jego smutne oczy, a gdy nic nie mówił, zacząłem cicho śpiewać. Jimin uśmiechnął się delikatnie słysząc mój głos, a potem zamknął oczy. Przez jakiś czas śpiewałem, a gdy usłyszałem jak spokojnie oddycha, zamilkłem. 

- Śpij, aniołku.- szepnąłem cicho, przyglądając się jego twarzy.

Przez chwilę w ogóle się nie ruszał, a potem nagle otworzył oczy.

- Wcale nie spałem, Jungkookie.- powiedział, a ja uśmiechnąłem się do niego. Przypomniałem sobie dawne czasy.

- Jiminnie, pamiętasz gdy byliśmy z Taehyungiem w parku? - spytałem, a na jego twarz wypłynął lekki uśmiech.

- Tak, wszystko.- szepnął cicho.- Jungkookie, czy ty już wtedy..

- Tak, myślę, że w tamtym momencie stałeś się dla mnie nieodłączną częścią życia.- mruknąłem, a Jimin popatrzył w moje oczy. Przez moment patrzyliśmy na siebie tak jakbyśmy usiłowali odczytać swoje myśli. Ale czułem, że to wcale nie jest nam potrzebne. Rozumieliśmy się bez słów, a ja odnosiłem wrażenie, że tak już pozostanie. W końcu mieliśmy siebie nawzajem.

*******************************************************************************************

Nie chcę psuć tego opowiadania, a mam wrażenie, że tak się dzieje:/ Chyba pora kończyć...



Czerwone kakaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz