Rozdział 52.

1.1K 134 70
                                    

Oddech Jimina był ledwo słyszalny. Patrzyłem na niego uważnie, a pamiętnik odsunąłem na biurko. Nie potrzebowałem czytać więcej, bo już wiedziałem co tak naprawdę chciał mi przekazać. Jimin przyglądał mi się z lekkim uśmiechem na ustach.

- Dobrze się czujesz? - spytałem i dotknąłem jego czoła. Było chłodne.- Chcesz spać?

Chłopak pokręcił głową, a potem przysunął się bliżej.

- Potrzebuję twojego ciepła.- mruknął i wtulił twarz w moją szyję. Czułem jak cały drży. Objąłem go w pasie, a chłopak nagle wsunął swoją dłoń pod mój sweter.- Bardzo mi zimno, Jungkookie.

Martwiłem się o niego. Jego ciało było chłodne, pewnie z powodu zbyt długiego przebywania na zewnątrz. Pogłaskałem go po włosach i spytałem cicho:

- Jiminnie, może..ta zamiana to nie taki zły pomysł?

Chłopak popatrzył na mnie pytająco.

- O czym mówisz?

Westchnąłem i musnąłem go w usta, a gdy zamrugał i popatrzył prosto w moje oczy, jego spojrzenie wyrażało lekkie zdumienie.

- Ja..nie mówiłem poważnie.- wyszeptał, rumieniąc się. - To...tylko taki żart.

Jego policzki były całe w czerwieni, a ja parsknąłem cichym śmiechem na ten uroczy widok.

- Aniołku, nie musisz się mnie wstydzić.- wyszeptałem cicho, patrząc na jego słodką buzię. - W życiu trzeba wszystkiego spróbować.

Jimin otworzył szeroko oczy, a potem odwrócił się w drugą stronę, abym tylko nie widział jego twarzy.

- Ale...nie nadaję się do tego. - mruknął. - Nie potrafię.

Uniosłem się na łokciach i pogłaskałem jego plecy. Chłopak podskoczył, a potem spojrzał na mnie przez ramię. 

- Sam to proponowałeś.- przypomniałem, patrząc na niego czule. - Wiem, że się boisz, ale jestem pewny, że nigdy nie zrobisz mi krzywdy. Zbyt dobrze cię znam.

Jimin patrzył na mnie uważnie, a potem nagle zamknął oczy. Oddychał jakoś szybko, a ja usiadłem i potrząsnąłem go za ramiona.

- Jiminnie, co ci jest? - spytałem, lekko zaniepokojony.

- Jak mnie nazwałeś? - zapytał i otworzył oczy.- Dlaczego tak powiedziałeś?

Zmarszczyłem brwi, bo nie byłem pewny do czego zmierza.

- Nie rozumiem...nic nie mówiłem.- zaprzeczyłem.

- Nie, nazwałeś mnie jakoś tak...- jego spojrzenie błądziło dokoła, a potem nagle zawiesił wzrok na drzwiach. Podążyłem jego spojrzeniem, ale niczego tam nie było.- Tam ktoś jest.- szepnął z przestrachem.

- Nieprawda, nikogo nie ma.- powiedziałem.- Jesteśmy tu sami.

Jimin nie spuszczał oczu z drzwi. Nagle zaczął się lekko trząść, a ja przestraszony chwyciłem go za ramiona.

- Jungkookie, tam ktoś jest. Słyszałem głos.- powiedział i spojrzał w moje oczy.- Naprawdę go słyszałem.

- Czyj głos? - zapytałem, martwiąc się o niego. Jego głos był niemal płaczliwy, a wzrok lekko oszołomiony. Byłem niemal pewien, że ma atak.

Jimin wtulił się we mnie mocno i objął mnie ramionami.

- Proszę cię, powiedz mu żeby sobie poszedł. Nie mogę go słuchać.- błagał mnie desperacko. Zamknął oczy zaciskając je mocno, a ja zacząłem go lekko kołysać.

Czerwone kakaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz