Rozdział 55.

1K 131 104
                                    

- Jimin? - spytałem, patrząc na jego mokrą twarz. Ostrożnie dotknąłem jego policzka, a chłopak poprosił mnie:

- Chodźmy stąd. Muszę wyjść z tego miejsca.

Nie czekając na mnie niemal wybiegł ze szpitala. Nie miałem pojęcia co się dzieje. Chwyciłem go za ramię, tym samym sprawiając, że musiał się zatrzymać.

- Powiesz mi..- zacząłem, ale przerwał mi w pół słowa.

- Muszę znaleźć mamę. Muszę jej powiedzieć.

- Co się dzieje?- spytałem, przygryzając usta.- Proszę cię, powiedz mi. Czy..jest aż tak źle?

Pociągnął nosem, a potem pokręcił głową. Chwycił moją rękę i wyszeptał:

- Pomylili się...- spojrzał w moje oczy.- Rozumiesz, Jungkookie? Oni..pomylili moją kartę z innym pacjentem.

Nie wierzyłem własnym uszom. To chyba był jakiś sen, a dopiero teraz nastąpiło przebudzenie.

- Jiminnie..- szepnąłem, bo moje gardło zacisnęło się tak mocno, że nie byłem w stanie wykrztusić z siebie ani słowa.

Chłopak uśmiechnął się do mnie z miłością.

- Mama będzie się martwić.- powiedział niespokojnie.

Sięgnąłem po telefon i wystukałem jej numer.

- Zaraz z nią porozmawiasz.- obiecałem i czekałem na połączenie.

Lyn odebrała niemal od razu, a gdy podałem jej Jimina do telefonu, czekała niecierpliwie na diagnozę. Jimin wziął oddech i zaczął jej wszystko wyjaśniać. Patrzyłem jak znowu zaczyna płakać, tym razem z nadmiaru emocji, jakie się w nim nagromadziły. Czułem się jakbyśmy przeszli przez koszmar, który właśnie dobiegał końca. Chłopak uśmiechnął się i rozłączył, a potem podał mi telefon.

- Wszystko dobrze, aniołku? - spytałem, dotykając jego ręki.

- Tak, teraz już tak.- odpowiedział i na moment zamknął oczy.- Ten lekarz powiedział, że..to wypadanie włosów i senność to z powodu braku witamin. A..inne objawy mają podłoże psychiczne.

Otworzył oczy, patrząc na mnie poważnie.

- Obiecuję, że o ciebie zadbam.- powiedziałem, na co uśmiechnął się słabo.- Musisz się lepiej odżywiać to wróci ci energia. A..jeśli chodzi o twoją chorobę...

- Porozmawiam z doktorem Hoonem.- oznajmił stanowczo.- On mnie rozumie.

Uśmiechnąłem się do niego i pociągnąłem go za sobą. Poszliśmy powoli nad rzekę, w nasze ulubione miejsce. Jimin wydawał się bardzo spokojny, natomiast moje serce jeszcze uderzało od nadmiaru wrażeń. Jeszcze nigdy nie doświadczyłem tak silnego strachu. Nie byłem pewien co bym zrobił gdyby to wszystko naprawdę się wydarzyło. 

Po drodze kupiłem w sklepie suszone owoce, a potem wręczyłem chłopakowi.

- Zjedz to, aniołku.- poprosiłem go, a on uśmiechnął się do mnie czule.

- Dziękuję.- odparł cicho. Przyglądałem mu się jak ostrożnie zjada owoce, nadal nie będąc przekonanym do jedzenia. Mimo upływu czasu ta myśl, że wygląda grubo gdzieś w nim ciągle była.

Nad rzeką Han byliśmy zupełnie sami. Wiatr od strony rzeki powodował, że było trochę zimno, a gdy usiedliśmy przy sobie, Jimin położył głowę na moim ramieniu. Słowa nie były nam potrzebne. Czułem, że nie chce o tym rozmawiać, ja zresztą też. To było nieważne. Liczyło się tylko to, że mamy siebie nawzajem.

Czerwone kakaoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz