Nie płakałem. Po prostu uznałem, że płacz w niczym mi nie pomoże. Moje serce niezmiernie bolało po tym wszystkim, ale nie po to o niego walczyłem, aby teraz się poddać i dać mu odejść. Wiedziałem, że trudno go będzie przekonać do zmiany decyzji, ale nie miałem zamiaru odpuszczać. Nasza miłość nie skończy się w tak idiotyczny sposób. Nawet jeśli Jimin chciał się poświęcić dla swojej mamy to ja wiedziałem, że Lyn nie chciałaby żeby cierpiał w taki sposób i to tylko ze względu na nią.
Wstałem pospiesznie i wybiegłem z pokoju, po drodze wkładając buty i kurtkę, bo wiatr przybrał na sile, a niebo nagle zaczęło się chmurzyć.
Ruszyłem prosto do domu Jimina, a gdy zadzwoniłem do drzwi, odpowiedziała mi tylko cisza. Czyżby go nie było? Dokąd w takim razie poszedł? Zawróciłem i pobiegłem nad rzekę Han.
Gdy dotarłem na miejsce byłem trochę zdyszany, lecz nie zwracałem na to uwagi, bo moje myśli podążyły w zupełnie innym kierunku. Jimina nie było nad rzeką. Skoro tu nie przyszedł to...gdzie się podziewał? Do głowy przyszła mi straszna i tak porażająca myśl, że musiałem na moment usiąść. On chyba nie mógł już wyjechać, prawda? Zresztą tak szybko? Nie, to na pewno nie to. Przecież powiedział mi o wyjeździe dziś. Zresztą, jego mama nie podjęła jeszcze ostatecznej decyzji. Wobec tego może naprawdę był w domu, ale nie otworzył, bo wiedział, że to ja? Westchnąłem i wstałem. Nagle przyszło mi do głowy jeszcze jedno miejsce, gdzie mógł się znajdować.
Szedłem powoli, bo bałem się tego co zobaczę. Gdy Jimin mnie zostawiał był w totalnej rozsypce, widziałem to w jego oczach. Nigdy dotąd nie patrzył na mnie w ten sposób. Naprawdę byłem przestraszony, że coś sobie zrobi. Był pod wpływem leków i miał chwilowo złamane serce więc musiał się czuć strasznie źle. Musiałem się spieszyć.
Gdy znalazłem się ponownie w tej ponurej okolicy, przypomniałem sobie moment gdy uratowałem chłopaka od skoku. Wtedy nie spodziewałem się, że się w nim zakocham aż do szaleństwa. Teraz czułem lekkie przygnębienie na myśl, że mógł tutaj przyjść i to w takim ponurym nastroju.
Jimin siedział na betonie, a jego wzrok był skierowany w niebo. Stanąłem w bezpiecznej odległości i obserwowałem go z boku. Chciałem tylko się przekonać, że nic mu nie jest. Ale jak w takim wypadku mógłby czuć się dobrze? Ja sam cierpiałem straszliwie, a widząc jego opuszczone ramiona i bolesny wzrok, płakałem wewnątrz siebie. Chłopak płakał, co widziałem nawet z tej odległości. Co chwila wstrząsał jego ciałem szloch, a po jakimś czasie, uspokoił się trochę i wstał. Czekałem na to co zrobi dalej, bo miałem jakieś złe przeczucia. A zazwyczaj moje przeczucie dotyczące Jimina się sprawdzało. Byłem z nim jakoś połączony, chociaż nie miałem pojęcia, jak to jest w ogóle możliwe.
Jimin zeskoczył tak nagle, że aż przetarłem oczy ze zdumienia. Był tuż przede mną, a sekundę później, po prostu znalazł się tuż przed torami kolejowymi. Pobiegłem tak szybko jak potrafiłem i spojrzałem za nim w dół.
- Jimin, wracaj tu! - krzyknąłem głośno, a chłopak nagle się zatrzymał w pół kroku. - Nie rób niczego głupiego.
Chłopak nie przejął się moim ostrzeżeniem i stanął w bezpiecznej odległości od torów. Przyglądałem mu się uważnie, a potem sam zeskoczyłem do niego. Zbliżyłem się, lecz jego głos mnie powstrzymał.
- Jungkookie, stój tam.- poprosił mnie cicho. Bałem się, że stanie się coś złego, dlatego nie ruszałem się z miejsca, ale byłem przygotowany na jakieś nieprzewidziane sytuacje.
Jimin patrzył przed siebie, a potem opuścił ramiona jakoś bezradnie. Przyglądałem się mu bardzo długo, lecz nie spojrzał w moją stronę, zupełnie jakby mnie nie dostrzegał. Myślał nad czymś głęboko, a ja czekałem. Czekałem na jakiś znak, że do mnie wrócił. Niestety, nie nastąpiło nic takiego.
![](https://img.wattpad.com/cover/101540451-288-k552108.jpg)
CZYTASZ
Czerwone kakao
FanfictieDruga część opowiadania pt. ''Zielone kakao''. Pora wakacji letnich. Jungkook wraz ze swoim przyjacielem Taehyungiem udaje się na obóz muzyczny gdzie doskonali się w śpiewie i tańcu. Jego ukochany Jimin na dwa miesiące wyjeżdża do szpitala psychiatr...