WILLIAM

316 19 6
                                    

Znów te przerażające uczucie, te deja vu, kiedy Noora odchodzi ode mnie z mojego mieszkania. Kolejny raz pozwoliłem jej odejść. Przecież nic nie mogłem zrobić. Gdybym został przy niej, to oszukiwałbym i siebie i ją, mówiąc, że ją kocham. Gdy wyszła, nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Wypiłem kawę, ale nawet ona mi nie pomogła, więc walnąłem się do łóżka i tak spałem, aż nie obudził mnie telefon.
- William!? No co Ty robisz!? - krzyczała Eva. 
- Nie rozumiem? 
- Noora była przed chwilą u mnie i pożegnała się ze mną, bo wylatuje do Madrytu. Zrób że coś.
- Ale co ja mam zrobić? Nie kocham jej, powiedziałem jej to.
- Boże, jaki ty jesteś dupek! To była miłość twojego życia, a ty tak po prostu pozwoliłeś jej odejść, znów to robisz...
- Eva, nie będę się męczyć, mam dość tego wszystkiego. Tej całej choroby i chorej sytuacji. Nie będę nikogo przy sobie zatrzymywać. -
rozłączyłem się i rzuciłem telefon na podłogę.

Ja już sam nie wiedziałem czy ją kocham czy nie, ale była bardzo dla mnie ważna. Sprawdziłem o której ma samolot, aby przynajmniej się z nią pożegnać. Miałem mało czaso, bo tylko 20 minut. Ubrałem się w dresy i autem pojechałem jak najszybciej na lotnisko. 

- Samolot do Madrytu na 17.20 odlatuje za 10 minut, po odprawie proszę kierować się do pojazdów, które zabiorą państwa do samolotu. - mówiła kobieta przez głośniki.

Biegałem po lotnisku, jak zwariowany, popychając wszystkich wokół siebie. Kiedy ujrzałem Noorę, było już zapóźno. Krzyczałem jej imię, ale nie słyszała lub udawała, że nie słyszy. Nie mogłem już nic zrobić, więc usiadłem na krzesełka i obserwowałem za szybą, jak jej samolot odlatuje. Miałem szklanki w oczach, ale nie mogłem się rozpłakać przy ludziach. Kiedy jej samolot odleciał, poczułem pustkę w sercu. Pojechałem do Evy i Chrisa, aby nie być sam.
- Przynajmniej próbowałeś. - stwierdził Chris, gdy mnie przytulał.
- To wszystko na nic. Jestem chory, straciłem ukochane kobiety, nie mam rodziny. Jestem sam i prawdopodobnie nigdy nie znajdę osoby, która mnie pokocha z moją chorobą.
- William, nie mów tak. Jesteśmy tu z Tobą, jesteśmy rodziną. - objęła mnie Eva.
- Zawsze jesteś tu mile widziany, nawet możemy razem zamieszkać. - stwierdził Chris.
- Przestańcie. To nie ma sensu. Cieszę się, że jesteście przynajmniej wy.
- Jeśli będziesz chciał, możesz tu nocować. Pójdę zrobić herbatę. - odparła.
- Stary nie użalaj się nad sobą, jesteś młody i masz przed sobą całe życie. Kto wie, jak to wszystko się potoczy.
- Chris nie uspokajaj mnie, ale masz rację, co ma być to będzie. 

Przenocowałem u nich dwa dni z rzędu, bo nalegali i się martwili o mnie. Myśleli, że sobie coś zrobię, ale wtedy pokazałbym wszystkim jaki jestem słaby. Musiałem na nowo poukładać sobie życie i przemyśleć co dalej. Postanowiłem, że wylecę na wakacje, aby odpocząć od codzienności, z którą mierzyłem się dzień w dzień. Moim punktem docelowym była Majorka. Nie chciałem polecieć sam, więc postawiłem też wycieczkę Evie i Chrisowi. To był bardzo dobry pomysł, bo wiele rzeczy sobie przemyślałem. 

czerwona szminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz