WILLIAM

458 15 16
                                    

Następnego dnia zadzowniła do mnie Cynthia z przeprosinami i żebym do niej wrócił. Powiedziałem jej, że będę wieczorem, bo wcześniej mam coś do załatwienia. Oczywiście skłamałem, bo miałem spotkać się z Nelly. Przez Cynthii telefon wstałem strasznie niewyspany. Nasza rozmowa z Nelly trwała do 3.00 nad ranem. Dowiedziałem się o niej sporo rzeczy. Studiuje filozofię od roku, czyli była rok starsza ode mnie. Na prawdę bardzo się dogadywaliśmy, jakbyśmy się znali od dziecka.

Po południu spakowałem swoje rzeczy, odmeldowałem się w recepcji i mogłem podjechać po Nelly. Napisała mi smsa, żebym wszedł do środka, bo czeka jeszcze na opiekunkę dla matki i nie może jej samej zostawić. Gdy wszedłem na ostatnie piętro, myślałem, że dostanę zawału serca. To była stara kamienica bez windy. Zapukałem do drzwi, a Nelly kiedy mnie zobaczyła, mocno mnie przytuliła.
- Przepraszam! 
- Spokojnie Nelly, lubię jak mnie tak przytulasz. - uśmiechnąłem się.
- Mamo, to jest właśnie William, mój przyjaciel. - powiedziała do matki.
- Dzień dobry William Magnusson. - podałem dłoń, a ona krzywo się na mnie popatrzyła. - Coś nie tak zrobiłem? - szepnąłem do Nelly.
- Mamo! Zachowuj się, podaj mu dłoń.
- Bardzo pana przepraszam, ale po operacji, ciężko mi jest się ruszać. - wytłumaczyła. - Nazywam się Roberta Solberg. Nelluś pójdź jeszcze zrobić mi herbatkę. 
- Już się robi! - krzyknęła z kuchni.
- Muszę panu powiedzieć, ze Nelly uważa pana za kogoś ważnego.
- Proszę mówić do mnie William. Dlaczego Pani tak uważa? 
- Nigdy nie przyprowadziła tutaj żadnego chłopaka. - szepnęła.

- O czym rozmawiacie? - zapytała Nelly, kiedy wróciła z herbatą.
- A poznaję Williama. - zaśmiała się pani Roberta.

Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, była to opiekunka. Nelly zamieniła kilka zdań z nią i mogliśmy jechać na obiad. W mieszkaniu jej mamy było bardzo ubogo, jeden malutki pokój połączony z przedpokojem, mała kuchnia i toaleta. Tapety w pokojach były zdarte, a dywany zabrudzone. 

- Matko jaki dobry ten hamburger! - krzyknęła Nelly, kiedy jedliśmy obiad. - Mogę spróbować twojego?
- Masz. - uśmiechnąłem się.
- Wiesz, twój też jest dobry, ale mój lepszy. - zaśmiała się głośno i dała mi go spróbować. 
- Mogę Cię o coś zapytać?
- No śmiało, przecież wiesz, że jestem otwarta. 
- Miałaś kiedyś jakiegoś chłopaka? 
- Co ty, dla mnie zawsze ważna była mama i nauka. Nie chciałam się z nikim wiązać i spotykać, aż do chwili obecnej. - wytłumaczyła.

- Uważasz mnie za kogoś ważnego? - zapytałem.
- Wiem, że masz narzeczoną ,ale muszę to zrobić. - odparła i dała mi całusa w usta. - Przepraszam, nie powinnam. - dodała, kiedy się opamiętała.
- Nelly... - chwyciłem ją za rękę. - Daj spokój. - dotknąłem jej twarzy i zacząłem całować jej usta, a nasze hamburgery spadły na ziemię.

Spędziłem z nią bardzo miłe popołudnie, ale musiałem wracać do Cynthii. Na pożegnanie pocałowałem jeszcze kilka razy Nelly i odwiozłem ją do hostelu. Nie wiedziałem czy się zakochałem, czy zauroczyłem, a może to był zwykły skok w bok. Uszczęśliwiony wróciłem do mieszkania, gdzie pachniało spaghetti.
- Cześć kochanie! - krzyknęła, kiedy przeciąg trzasnął drzwiami.
- Hej. 
- Przepraszam za tamtą kłótnię. Nie chciałam Cię zranić, ale byłam wykończona i zła. - przytuliła się do mojej klatki.
- Przeprosiny przyjęte. - pocałowałem ją w czoło. 

Wieczorem Cynthia pozwoliła mi się do siebie zbliżyć i zaczęliśmy się kochać. Nie był to jednak seks, jak kilka miesięcy temu. Coś wygasło, cały czas myślałem o Nelly. Jednak cieszyłem się, że mogłem sobie ulżyć z moją narzeczoną. Od ostatniego seksu minęło trochę. Tak, wtedy z Noorą. Kiedy oboje zmęczyliśmy się seksem, położyliśmy się pod kołdrę i zasnęliśmy bardzo szybko.

Minął tydzień i kiedy Cynthia spotykała się ze swoimi przyjaciółkami, ja umawiałem się z Nelly. Do niczego między nami nie dochodziło, tylko do pocałunku. Jeszcze nikt mi nie sprawiał pocałunkiem takiej zabawy i podniecenia. Nelly wiedziała od początku, że mam narzeczoną i raczej wezmę ślub, ale jej wystarczyły pocałunki, bo innego zbliżenia z mężczyzną nie znała.

Pogrzeb wyprawiłem, ale pomogła mi w tym Nelly. Nie byłem smutny, cieszyłem się, że tato czuwa nade mną. Cynthia, jako moja narzeczona poszła ze mną do kościoła i na cmentarz, ale widziałem w jej oczach znudzenie i obojętność. Nie chciałem drążyć tematu, w tak ważny dzień.

Cynthia zaczęła planować nasz ślub, miał odbyć się jeszcze w sierpniu, a mieliśmy lipiec. Zamówiliśmy wspólnie zaproszenia i salę na wesele. Według Cynthii wesele miało być duże i głośne, więc się nie sprzeciwiałem, skoro tak chciała. Osób miało być ze 150 -  przyjaciele, znajomi, rodzina. Z mojego towarzystwa zaprosiłem może z 10 osób. Po tym pojechaliśmy kupić suknię ślubną i garnitur. Cynthia wybrała krótką sukienkę do kolan, cała w koronce i długi jedwabny welon, a kwiaty to oczywiście białe róże. Ja wybrałem granatowy garnitur i czerwoną muszkę. Wszystko było zaplanowane, oprócz naszych uczuć.

czerwona szminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz