WILLIAM

564 22 13
                                    

Moje uczucia powróciły, ale w Londynie czekała na mnie moja przyszła żona i nie mogłem pozwolić sobie na skok w bok, na dodatek z byłą. W samą porę Noora zareagowała. Byłem zły na siebie i Chrisa. Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Kiedy podwiozłem Noorę pod jej mieszkanie, nic nie mówiąc spojrzała w moją stronę i wyszła. Pojechałem do Chrisa, impreza nadal trwała, ale nie miałem ochoty na niej być. Spakowałem się, sprawdziłem o której mam wylot i pożegnałem się z chłopakami. Chrisowi napisałem smsa:

"Stary, takich rzeczy się nie robi, żeby pójść do łóżka z byłą twojego kumpla. Zawiodłem się na Tobie, nie dzwoń do mnie i nie pisz. Nie wiem czy kiedykolwiek się jeszcze spotkamy."

W Londynie byłem nad ranem. Kiedy wróciłem, Cynthia smacznie spała. Położyłem się obok niej i widziałem obok siebie Noorę. Gdziekolwiek nie spojrzałem tam była. 
Obudziłem się około południa, Cynthia głaskała mnie po policzkach i trzymała w ręce kopertę.
Uśmiechnęła się i wręczyła mi ją do ręki. Była to odpowiedź z uniwersytetu. Dostałem się na pedagogikę. Ze szczęścia władowałem Cynthię z powrotem do łóżka i postanowiliśmy z niego nie wychodzić choćby się paliło. 

Kolejnego dnia szykowałem dla Cynthii niespodziankę. Pojechałem do biura podróży wykupić wczasy do Stanów Zjednoczonych. Wycieczka trochę mnie kosztowała, ale chciałem wynagrodzić jej, moją nieobecność, kiedy byłem w Oslo. Odebrałem ją z uczelni i pojechaliśmy do Canvey Island. Jest to miasto i wyspa w jednym, z godzinę drogi od Londynu. Cynthia była ciekawa świata, chciała w przyszłości dużo podróżować.

Kiedy dotarliśmy na miejsce, rozłożyłem koc na trawie, a ona podziwiała widoki. Wyciagnąłem z kurtki kopertę z biletami lotniczymi i podarowałem je Cynthii.
- Co to jest? - zapytała uśmiechnięta.
- Otwórz. - puściłem jej oczko.
- Nie to niemożliwe! William kocham Cię, bardzo!!! - krzyknęła, gdy ją otworzyła.
- Cieszysz się?
- No jasne, że tak! Zawsze chciałam tam pojechać. Spędzimy razem 2 niezapomniane tygodnie w  USA! - powiedziała, całując mnie w usta.

Po spędzonym wspólnym wieczorze, pojechaliśmy do domu. Cynthia poszła pod prysznic, a ja wygodnie oglądałem telewizję. Po 30 minutach przyszła w koronkowej koszuli i zaczęła mnie rozbierać. Kiedy tak się kochaliśmy, nagle palnąłem największą głupotę:
- Noora, kocham Cię.
- Że co? - zapytała, będąc nade mną.
- Kocham Cię. - powtórzyłem.
- Powiedziałeś do mnie Noora! - krzyknęła i uderzyła mnie w policzek.

Noc spędziliśmy osobno, ja na kanapie, ona w naszej sypialni. Wiedziałem, co powiedziałem. Nie ogarnąłem tylko, dlaczego Cynthia pomyliła mi się z Noorą. Tamten wieczór miał być dla niej przyjemny, a było wręcz przeciwnie, przez jedno głupie imię. 

Minęło 5 dni, a Cynthia nie miała zamiaru się do mnie oddzywać. Próbowałem nawiązać kontakt, ale ona tylko kiwała głową i była obojętna na każdą moją propozycję. Postanowiłem kupić dla niej bukiet białych róż i podjechać pod uczelnię. Wychodząc z auta, zobaczyłem jak Cynthia całuje w policzek jakiegoś blondyna. Zagotowało się we mnie i z nerwów rzuciłem bukiet na drogę i go rozjechałem. Wieczorem, gdy robiłem sobie kolację, niespodziewanie Cynthia objęła mnie i mocno się przytuliła. Szybko ją odtrąciłem.
- Chciałam, żeby w końcu było między nami dobrze. - powiedziała wściekła.
- Dobrze? A do jasnej cholery z kim się całowałaś dzisiaj pod uczelnią!? - krzyknąłem.
- Z nikim się nie całowałam.
- Przestań mnie okłamywać, dobrze widziałem, że czujesz coś do tego blondasa.
- Aha... Mówisz o Jack'u. Jest moim przyjacielem z liceum. Dawno się nie widzieliśmy, więc postanowiłam się z nim przywitać. Chyba nie jesteś zazdrosny o kumpla? - zapytała, łapiąc mnie na rękę.
- Oczywiście, że jestem! Nawet jakby był to jakiś nieznajomy. Pamiętasz, że jesteś moją narzeczoną? I zależy mi tylko na Tobie, jesteś całym moim światem. - powiedziałem, mocno ją tuląc.

Tydzień później zaczęły się wakacje. Między nami bardzo dobrze się układało, nie kłóciliśmy się, a wszystkie sprawy sobie obgadaliśmy. Za kilka dni mieliśmy wylecieć do Las Vegas, więc Cynthia zaczęła nas pakować. Nagle ni stąd ni zowąd , dostałem telefon ze szpitala. Lekarz poinformował mnie, że mój ojciec zapadł w śpiączkę. Kobieta, która się nim opiekowała zginęła na miejscu. Mieli wypadek samochodowy. Rzuciłem wszystko i jak najszybciej dotarłem do szpitala. 
- Niestety, musimy się przygotować, że pański ojciec może w każdej chwili umrzeć. - usłyszałem od doktora.

Nie mogłem w to uwierzyć. Co prawda po rozstaniu z Noorą, rzadko go odwiedzałem, prawie wcale. Może nie chciałem do niego przychodzić bez Noory. Prawiłby mi kazania, że zrobiłem największą głupotę w moim życiu, a Cynthii by nie tolerował, podobnie jak jej rodzice mnie. Przesiedziałem cały dzień i całą noc obok łóżka taty, użalając się nad sobą, jakim byłem złym synem. Może gdybym częściej go odwiedzał, nie doszłoby do tego. Do sali weszła starsza kobieta.
- A Pani to kto? - zapytałem.
- Jestem matką Astrid, czyli ta, która opiekowała się pańskim tatą. - wytłumaczyła i usiadła obok mnie. - Proszę się nie obwiniać, obserwowałam pana przez dłuższą chwilę. Wiem, kiedy człowiek się nad sobą użala. Pański ojciec i podobnie jak Astrid nie byli gotowi na śmierć. Trzeba wierzyć, że Twój ojciec się obudzi. - powiedziała, łapiąc mnie za ręce.
- Dziękuję za te słowa, ale chcę zostać sam. - stwierdziłem, a staruszka wyszła z sali.

Zadzwoniła do mnie Cynthia i wypytywała się gdzie jestem i co robię. Powiedziałem jej prawdę, ale ta odparła, że nie ma czasu na takie rzeczy, bo przecież szykujemy się do Stanów. Myślałem, że mnie wesprze, ale widziała swój czubek nosa i uważała się za pępek świata. Lekarz zalecił mi, abym wrócił do domu i odpoczął, bo w taki sposób to mogę się zamęczyć. I tak też zrobiłem.

czerwona szminkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz