•1.5•

44.5K 1.7K 116
                                    

Tego dnia miałam iść pierwszy raz do nowej szkoły. Jeśli miałabym być szczera, to trochę się bałam. Co ja mówię, bardzo się bałam.

Mój brat uparł się, żeby mnie podrzucić, ale chciałam sama się przejść pod pretekstem poznania bardziej miasta. Tak naprawdę chciałam, jak najbardziej opóźnić tę chwilę.

Założyłam na siebie zwykłą czerwoną, rozkloszowaną spódnicę i do tego biały top z długim rękawem.

Na nogi włożyłam białe conversy i zrobiłam najdelikatniejszy makijaż, jaki potrafiłam. Swoje włosy wyprostowałam prostownicą i zostawiłam rozpuszczone. Szybko przejrzałam się w lustrze i wyszłam ze swojej garderoby.

Zeszłam na dół po nowoczesnych czarnych schodach i skierowałam się do kuchni. Była ona w kolorze białym. Szafki, dwa okna, jakieś rośliny, a na środku duża biała wyspa. W prawym rogu stał duży szklany stół, a wokoło stało sześć czarnych krzeseł. W drugim rogu był mały barek z trzema wysokimi, białymi krzesłami. Ściany były nieco szarawe, a jedna ze ścian miała naklejoną tapetę z szarymi cegłami.

Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść swoje śniadanie, które już na mnie czekało. Były to zwykłe kanapki z masłem, serem i ogórkiem. Ledwo zjadłam jedną, bo tak naprawdę to nie miałam ochoty, by cokolwiek jeść.

Brat od zawsze był bardzo uparty, więc po dwudziestu minutach siedziałam już w jego aucie i byliśmy w drodze do szkoły.

— I jak było przez te dwa dni mojej nieobecności? — zapytał po chwili mój brat.

— Nic takiego — skłamałam.

Trochę mijało się to z prawdą, co się stało? Hmm... Prawie się utopiłam, poznałam parę fajnych osób, byłam na imprezie, całowałam się z Mattem, zobaczył mnie w samej bieliźnie. Coś jeszcze?

— Było fajnie, poznałam paru ludzi i nawet poznałam taką Emmę, z którą będę chodzić do klasy — uśmiechnęłam się.

— Muszę ją poznać w takim razie — spojrzał na mnie na kilka sekund z uśmieszkiem.

— Nawet o tym nie myśl — przewróciłam oczami rozbawiona.

— Okej, nic nie mówiłem — zaparkował pod wielkim budynkiem, gdzie było dużo innych samochodów — powodzenia siostra, trzymam kciuki.

— Dzięki za podwózkę i w ogóle za wszystko — przytuliłam go i wysiadłam z auta.

— Tylko mi tam nie zrób wstydu! — krzyknął, tak żebym usłyszała.

Mruknęłam cicho coś pod nosem i ruszyłam w stronę szklanych drzwi i schodów, na których siedziało kilka nastolatków.

Weszłam do środka i od razu poczułam spojrzenia na sobie. Moja pewność siebie zmalała, ale starałam się iść dalej z wyprostowaną głową.

Szukałam wzrokiem Emmy, by pomogła mi odnaleźć się w szkole. Gdy jej jednak nie zauważyłam, podeszłam zrezygnowana do grupki chłopców, którzy byli najbliżej mnie.

— Hej, wiecie, gdzie jest gabinet dyrektora? — uśmiechnęłam się.

— Czyżby jesteś nowa? — zapytał jeden z nich. Był to wysoki brunet o niebieskich oczach. Przystojny, umięśniony i pewnie grał w jakiś sport.

— Tak, jestem Lydia, miło poznać — uśmiechnęłam się życzliwie i po chwili zapytałam — to wiecie gdzie jest?

— Jasne, skręć w prawo, idź prosto po schodach i naprzeciwko czarne drzwi — uśmiechnął się. Czułam na sobie ich wzrok.

— Dziękuję, to ja lecę — powiedziałam i poszłam za wskazówkami. Nie odeszłam daleko, gdy usłyszałam za sobą głos bruneta.

— Ej Lydia — odwróciłam się do niego — mam na imię Jack.

Uśmiechnął się, a ja się odwróciłam i poszłam do gabinetu dyrektora.

Zapukałam do czarnych drzwi i gdy usłyszałam ciche „proszę", weszłam do środka. Zobaczyłam starszą kobietę z okularami na nosie, która grzebała w dokumentach. Miała blond włosy, które związała w koka. Wydawała się surowa, ale gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się i kazała mi usiąść na krześle przy jej dosyć dużym, brązowym biurku.

— Dzień dobry — uśmiechnęłam się.

— Dzień dobry dziecinko, jak się nazywasz? — zapytała z lekkim uśmiechem.

— Jestem Lydia Smith i jestem tutaj nowa. Przyszłam odebrać książki oraz plan lekcji.

— Oczywiście. Jesteś, która klasa? — wstała i zaczęła coś szukać w wielkiej szafie.

— Druga „b" liceum.

— Aha! — powiedziała uradowana dyrektorka, gdy w końcu znalazła to, czego szukała — proszę — podała mi plan lekcji, książki oraz kluczyk do mojej szafki. Wzięłam od niej rzeczy i wyszłam, mówiąc „Do widzenia i miłego dnia".

Schodząc ze schodów, popatrzyłam na numerek szafki.

— Okej, numer 54 — pomyślałam.

Skierowałam się w prawo w poszukiwaniu mojej szafki. Nie obeszło się oczywiście bez szeptów i spojrzeń w moją stronę. Gdy znalazłam szafkę po jakichś 5 minutach, odetchnęłam z ulgą. Otworzyłam szafkę za pomocą kluczyka i podniosłam książki wyżej, chcąc je tam włożyć. Moja niezdarność się odezwała i wszystkie rzeczy mi wypadły, zanim nawet cokolwiek zrobiłam większego.

Jako że miałam spódnice, musiałam klęknąć, by pozbierać książki. Nagle koło mnie kucnął Jack i szybko pomógł mi je pozbierać, po czym podał rękę, pomagając mi wstać, a książki ułożył na półkach.

— Dziękuje, straszna niezdara ze mnie — zaśmiałam się.

— Jasne, każdemu się zdarza — uśmiechnął się, pokazując rząd białych zębów.

— Czemu jesteś dla mnie taki miły? — spytałam.

— A to już nie można być miłym? — zaśmiał się.

— Nie, tylko... To znaczy fajnie, że jesteś miły i tak dalej, ale czy ty nie powinieneś być okropny? Wiem, że brzmi dosyć dziwnie i śmieszne, ale zawsze jak są chłopcy w szkole, którzy są przystojni, robią z siebie taką „elitę" — zrobiłam cudzysłów palcami w powietrzu, na co parsknął śmiechem.

— Powiedzmy, że masz taryfę ulgową — puścił do mnie oczko — znam twojego brata. Fajny ziomek — zaczął się śmiać — i fajnie wiedzieć, że jestem przystojny.

— To wszystko wyjaśnia. Czyli dla innych jesteś zły i okropny? — podniosłam do góry prawą brew z delikatnym uśmieszkiem.

— Nie określiłbym to w taki sposób, ale coś takiego — uśmiechnął się zadziornie — no to, co masz pierwsze? Odprowadzę cię.

***
-Gadałaś z największym ciachem w tej szkole!-cały czas do ucha piszczała mi Emma.

-Spokojnie, to nic nie znaczy -przewróciłam oczami -i nie piszcz mi do ucha, bo ogłuchnę.

-Jak to nic! On tak po prostu nie gada z nową!-mówiła podekscytowana. Od samego początku suszyła mi głowę o Jacka. A jeszcze bardziej, gdy on odprowadził mnie pod klasę po raz kolejny.

-Dziewczyny w przedostatniej ławce!-usłyszałyśmy głos pani od Matematyki -czy ja wam przeszkadzam?!

-Może trochę -stwierdziłam.

Cała klasa zaczęła się śmiać. Pani Weils była cała czerwona ze złości.

-Skoro jesteś taka mądra, idź do tablicy i rozwiąż zadanie, które właśnie chciałam wytłumaczyć.

Byłam bardzo dobra z Matematyki. Na koniec roku zazwyczaj miałam pięć czy sześć. Podeszłam do tablicy znudzona po czym spojrzałam na tą babę. Była uśmiechnięta. Pewnie była przekonana, że nie zrobię tego zadania i, że będzie miała jeszcze większy pretekst by wysłać mnie do dyry. Przeczytałam jeszcze raz treść zadania po czym zaczęłam robić obliczenia. Po pięciu minutach skończyłam. Jej mina była bezcenna.

-Bardzo dobrze Lydio -powiedziała trochę urażona, że zrobiłam to zadanie -następnym razem nie hałasujcie mi tak na lekcjach z Emmą. Sądziłam, że nie wykonasz prawidłowo tego zadania. Jestem zaskoczona. Jestem także zmuszona dać ci szóstkę za to zadanie. Siadaj.

-Następnym razem, proszę we mnie nie wątpić -uśmiechnęłam się zwycięsko.

Gdy wróciłam do ławki wszyscy patrzyli na mnie z szacunkiem, że po pierwsze: obliczyłam to, a po drugie: że udało mi się ją zatkać.

-Jak ty to zrobiłaś?! -zapytała Emma, gdy siadłam na swoim miejscu.

-Ale co?-zapytałam z uśmiechem.

-Gdybyś widziała jej minę! -zaczęła się śmiać jak ławka przed nami, która to usłyszała.

Jesteś idiotą 1&2[W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz