•1.9•

41.3K 1.4K 140
                                    

-Ale ja wolę Kac Vegas!-od pięciu minut sprzeczaliśmy się, jaki oglądniemy film.

-Masz problem -powiedziałam i zaczęłam wyszukiwać filmu, który ja chciałam oglądać.

-Nie! To ty masz problem! -krzyknął i rzucił się na mnie, zaczął mnie gilgotać -i co teraz?

-N-NIE! Przestań! -krzyczałam między śmiechem -PROSZĘ!

-A oglądniemy Kac Vegas? -na chwilkę przestał mnie gilgotać.

-Nie -powiedziałam poważnie, gdy brunet znów zaczął robić to, co wcześniej -No... Dobra -powiedziałam przez śmiech.

-Na serio?

-Nie -zaczęłam się śmiać.

-Obrażam się -wstał ze mnie i wziął laptopa na kolana.

-No dobra, oglądamy ten twój film -przewróciłam oczami.

-Wiedziałem, że się zgodzisz! -uśmiechnął się zwycięsko Matt. Na co tylko prychnęłam.

Oglądnięcie tego filmu to nie był zły pomysł. Śmialiśmy się prawie ze wszystkiego. Czułam się lepiej od pogrzebu babci. Dzięki Mattowi. On wiedział jak to zrobić. Leżałam na brunacie, a on lekko mnie objął.
Było miło, do czasu...

-Halo?-Matt przyłożył telefon do ucha-co?!...no nie pierdol... jest... tak... okej -spojrzał na mnie -nie... cześć... -rozłączył się. Był zdenerwowany i zmartwiony.

-Coś się stało? -zapytałam cicho.

-Muszę iść -szybko wstał i doszedł do drzwi. Odwrócił się do mnie i chwilkę mi się przypatrywał -Anne się tobą zajmie.

-Jaka Anne?! Co się stało?!

-Twój brat wszedł w niezłe gówno -powiedział i wyszedł.

Matt
Wyszedłem z domu i od razu skierowałem się do mojego czarnego auta. Jak mógł być taki głupi? Ciekawe po kim ma taki idiotyzm. Prychnąłem i wsiadłem do auta. Wyjechałem z podjazdu i skierowałem się w stronę tak bardzo znanego mi miejsca.

***
Dojechałem po 20 minutach. Spojrzałem na wielki budynek, który na pierwszy rzut oka mógłby się wydawać na opuszczony. Tak naprawdę Richard miał tu swoją ,,siedzibę". Gdzieś na odludziu by nie było glin i ,,niepotrzebnych" ludzi. Otworzyłem czarne, ewakuacyjne drzwi i skierowałem się do schodów. Zapukałem do brązowych drzwi ze złotą tabliczką z napisem ,,Richard". Gdy usłyszałem głośne ,,wejdź" otworzyłem drzwi i wszedłem do środka. Przy biurku siedział blondyn, który niezbyt był miły. Arogancki, chamski, wredny, chciwy, mściwy człowiek, który mógł zabić każdego, kto śmiał stanąć mu na drodze.

-Gdzie on jest?-warknąłem.

-Nie tym tonem. Mam cię w garści -powiedział i w końcu raczył mnie obdarzyć swoim spojrzeniem.

-Nie masz -przybliżyłem się do niego na co blondyn wstał.

-Mam-powiedział po czym przybliżył się do mnie i szybko złapał mnie za włosy. Nie wyrywałem się. To nie miało sensu. Miał przewagę, gdyż w każdej chwili mógł zwołać swoich -a teraz grzecznie pójdziesz ze mną -uśmiechnął się sztucznie i puścił moje włosy.

Szedł prosto, dopóki nie doszliśmy do betonowych schodów na górę. Spojrzał na mnie po czym przywołał do siebie jakichś dwóch gości.

-Co? Sam sobie ze mną nie poradzisz?-zapytałem ironicznie.

-Nie będę zniżać się do twojego poziomu -uśmiechnął się sztucznie, po czym dodał -posiedź sobie chwile ze swoim przyjacielem -powiedział i kazał mnie zabrać do jakiegoś pomieszczenia gdzie najprawdopodobniej znajdował się Michael.

Zaprowadzili mnie do żelaznych drzwi i wprowadzili do środka. Na jednym z krzeseł siedział brunet. Po paru sekundach można było usłyszeć głośne trzaśnięcie drzwiami oraz przekręcanie klucza.

-Po coś tu w ogóle przyjechał?! -krzyknąłem.

-Dostałem od nich wiadomość.

-Jaką?

-Napisali, że jeśli się nie zjawie to stanie się coś mojej Lyds -spojrzał na mnie -oni wiedzą, że tu jest. Mogłem się nie zgadzać na to, żeby tu przyjechała. Z rodzicami byłaby bezpieczna -jęknął żałośnie z bezradności.

-Ej, stary -klepnąłem go lekko w ramie dodając mu otuchy -pokażemy temu sztywniaku kto jest najlepszy -sam się martwiłem o Lyds. Była delikatna. Nie wytrzymałbym, gdyby coś się jej stało. Po raz kolejny... Pamiętam jak kiedyś przeze mnie prawie się utopiła. Pamiętam jej zawód, smutek i złość w jej niebieskich oczach. Pamiętam, że nie było w nich wtedy tych iskierek. Było mi przykro. Sam się sobie dziwię. Nigdy nie czułem czegoś...takiego. Nigdy nie martwiłem się o jakąś inną dziewczynę od dwóch lat. Pomijając moją siostrę. Miałem wypracowany schemat poznać -zaliczyć -zapomnieć. Pewnie brzmi to trochę... dziwkowato, ale taka prawda.

-Zaoferował nam współprace -westchnął Michael.

-A ty co?

-Że nie mamy zamiaru współpracować z takimi niedorobami jak oni -zaśmiał się przez chwilę -gdybyś widział jego minę -zaśmiałem się -musimy się wydostać, ale nie ma jak...

-No to patrz -uśmiechnąłem się zadziornie i zza spodni wyjąłem dwa pistolety -no chyba nie myślisz, że byłbym tak głupi, żeby przyjechać z niczym.

-Nigdy w ciebie nie wątpiłem -uśmiechnął się i wstał. Podałem mu broń po czym zaczęliśmy wymyślać plan ucieczki.

***
-Gotowy?

-Ja? -zapytałem-zawsze-uśmiechnąłem się zadziornie.

Przed nami najłatwiejsze zadanie na świecie. Otworzyć drzwi, mimo iż są zamknięte. Jako iż ja zawsze jestem przygotowany miałem ze sobą jakiś drucik i o to po paru sekundach mogliśmy wyjść z ciasnego pomieszczenia. Po cichu szliśmy w stronę wyjścia. W rękach mieliśmy pistolet. Byliśmy gotowi na wszystko. Zeszliśmy po schodach i upewniając się, że nikogo nie ma. Szybko skierowaliśmy się na zewnątrz i już po chwili byliśmy przed budynkiem. To była ŁATWIZNA. Nie byłbym sobą, gdybym nie zostawił czegoś za sobą i po prostu napisałem krótką wiadomość kamieniem na szarej ścianie. ,,Jesteś za słaby. Przykro nam, że znowu ci się nie udało. No cóż. Nie wszyscy są tak dobrzy, jak my. Pozdrowienia od Michaela i Matta."

Zaśmialiśmy się i pobiegliśmy do auta, które na szczęście nadal stało tam, gdzie było wcześniej. Szybko i sprawnie odpaliłem auto i po 25 minutach byliśmy przed białym domem. Wiedziałem, że po tej porażce Richarda, blondyn będzie chciał zemsty. Trzeba pilnować Lyds i nauczyć ją parę sztuczek. Również trzeba zebrać więcej ludzi, jeśli chcemy się go pozbyć.

-Co jej powiedziałeś? -zapytał Michael, gdy wychodziliśmy z auta.

-Że wpadłeś w niezłe gówno i wyszedłem.

-Będą pytania -przetarł ręką czoło na co ja się zaśmiałem.

-Oj będą -mógłbym się założyć, że gdy tylko przejdziemy próg domu brunetka będzie się nas pytać o wszystko co robiliśmy, gdzie byliśmy, w co się wpakowaliśmy itp.

I miałem racje Lyds na nas już czekała na schodach. Jako, że było już późno, była ubrana w krótkie, szare, spodenki dresowe i białą koszulkę z napisem ,,księżniczka". Na nogach miała założone jednorożcowe kapcie. Związanego miała niechlujnego koka i muszę przyznać, że wyglądała słodko. Lyds wygląda ślicznie nawet bez makijażu. Z tego, co zauważyłem brunetka nie maluje się zbyt dużo w sensie, że nie nakłada tyle tej tapety jak niektóre dziewczyny. Była śliczna. Wysoka, ale niższa ode mnie. Miała okrągłości...dobra nie będę owijał w bawełnę. Tracę czas.
Lyds jest po prostu zajebiście ciasna.
I w tą i w tamtą stronę.

-Gdzie wy byliście?!-z rozmyśleń wyrwał mnie jej głos -wiecie jak ja się martwiłam?! I jeszcze nie wiedziałam nic o istnieniu Anne. To dlatego tu jest tak czysto -spojrzałem na Michaela i jego kąciki ust drgały ku górze. Widać było, że zaraz nie wytrzyma i wybuchnie śmiechem. W sumie ja też.

-Spokojnie -powiedziałem na co Lyds prychnęła.

-Jest moi drodzy godzina 21:00. Nie miałam z wami żadnego kontaktu! Umierałam ze strachu! Pani Anne też! Jak to wytłumaczycie?!

-Mieliśmy mały problem -powiedziałem.

-Mały?! Nie było was przez cztery godziny! Michael -westchnęła -w co się znowu wpakowałeś?

-Nie możemy ci powiedzieć -powiedział smutno Mich.

-Tak! Najlepiej nic nie mówić! Ja nie wiem o co chodzi! Ja nic nie wiem! Nic mi nigdy nie mówiłeś Michael... -powiedziała smutno i odwróciła się kierując do schodów. Jednak za nim wyszła na górę, rzuciła tylko ciche -a ja zawsze ci wszystko mówiłam. To był największy błąd -w jej oczach widziałem łzy. Chciałem za nią iść, ale Michael mnie zatrzymał ręką. Było mu smutno i się nie dziwie. Ale też rozumiem Lydie. Nie wie o co chodzi. Chciała pomóc czy coś, ale nie może, bo nawet nie wie co zaszło.

Wszedłem do kuchni i widząc w nim Anne poprosiłem ją o Nutelle i dwie łyżeczki. Podziękowałem i skierowałem się do pokoju brunetki.
Zapukałem dwa razy i gdy nic nie usłyszałem otworzyłem drzwi. Zobaczyłem niebieskooką, która stała z założonymi rękami. Gdy się złości jest słodka.

-Czego? -rzuciła.

-Porozmawiać.

-Spadaj -powiedziała i trzasnęła mi drzwiami przed nosem. Okej. Zmieniam zdanie. Wściekła Lyds to zła Lyds.

-Mam Nutelle -nie musiałem długo czekać, a brunetka otworzyła drzwi.

-Wchodź -powiedziała i zamknęła drzwi, gdy wszedłem do środka. Siadła na łóżku wystawiając ręce

-Razem jemy -powiedziałem, a ona wystawiła mi język. Siadłem na łóżku, a ona koło mnie -no więc...

-Daj łyżeczkę -przerwała mi. Przewróciłem oczami i jej podałem.

-No więc -zacząłem mówić -nie mogę ci wszystkiego powiedzieć, ale zanim coś powiesz, posłuchaj mnie -spojrzałem na Lydie -nikomu nie możesz powiedzieć, nawet Emmie. To dostaje między nami. Jasne? -zapytałem, a brunetka lekko kiwnęła głową -ja z twoim bratem mamy problemy już od jakiegoś czasu. Wpakowaliśmy się w niejedno gówno, ale to jest najgorsze. Pożyczyliśmy od takiego jednego dużą sumę pieniędzy i oddaliśmy mu po jakimś czasie, ale on zaczął coś mówić, że jesteśmy mu winni. Chciał żebyśmy dołączyli do jego mafii, ale my nie chcieliśmy. Później okazało się, że mój wujek jest szefem największej i najlepszej mafii w Ameryce. Poprosiliśmy go o załatwienie nam broni. Powiedział, że nam załatwi, ale pod jednym warunkiem, że dołączymy do jego mafii. Nie mieliśmy większego wyboru, więc się zgodziliśmy. Tyle w skrócie.

-Po co wam broń? -brunetka wstała i podeszła do okna. Podszedłem do niej i obróciłem do siebie. Ująłem jej podbródek i podniosłem lekko do góry by na mnie spojrzała.

-Richard nam groził, że zabije nasze rodziny, więc chcieliśmy się go pozbyć, ale sami nigdy byśmy sobie nie dali rady, gdyż ma dużo swoich ludzi, a w dwoje byłoby raczej ciężko.

-Zabiłeś jakiegoś człowieka?

-Jednego -bałem się jej reakcji. Mogła mnie odrzucić. Było mi ciężko po tym, jak zabiłem tego gościa.

-Pewnie był tego jakiś powód -przytuliła się do mnie.

-Dziękuje, że rozumiesz... Musisz uważać na siebie -zbliżyłem się do niej i lekko pocałowałem ją w czoło -nie chce żeby coś ci się stało.

-Ten Richard chce mnie zabić? -zobaczyłem strach w jej oczach.

-Chce cię wykorzystać do tego abyśmy dołączyli do jego mafii. Chce tobą nas szantażować. Wie, że dla Michaela jesteś najważniejsza. I dla mnie też jesteś ważna i nie wiem co bym zrobił temu pedałowi, gdyby cię chociaż dotknął.

-Trochę się boje -przyznała dziewczyna.

-Wiem, ale nie pozwolę żeby coś ci zrobił -uśmiechnąłem się lekko, a po chwili zbliżyłem się do brunetki. Lyds zmniejszyła przestrzeń między nami i po chwili poczułem jej ciepłe wargi na moich. Całowałem ją lekko i powoli.

Nigdy podczas pocałunku nie czułem się tak jak wtedy...
Nie mogłem zakochać się w brunetce. To by zniszczyło mój schemat, który był ze mną od dwóch lat. Nie kochałem nikogo od tych dwóch pieprzonych lat. Nie umiałem nikomu zaufać przez ten czas. Miłość jest żałosna i tylko rani. Nic w tym takiego nie ma nadzwyczajnego czy coś. Z Lyds czułem się inaczej. Czułem, że mogę jej ufać. Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś się jej stało.
Sam nie wiem czemu.

-Obiecuje, że nigdy nic ci się nie stanie -powiedziałem, gdy trochę odsunęliśmy się od siebie. Przytuliłem ją do siebie i tak trwaliśmy przez dłuższy czas.

***
Hej heja! To ja, powracam! Kto się cieszy? Pewnie nikt, ale mniejsza. XD ten rozdział jest moim rekordem. Jest on najdłuższym rozdziałem jaki kiedykolwiek napisałam! Brawa dla mnie. :P Ma on 1846 słów. Co powiecie na mały maraton jutro?

Kocham xx

Jesteś idiotą 1&2[W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz