•2.4•

9K 328 10
                                    

— Cześć tato — przywitałam się ze swoim ojcem, który jak zwykle czytał gazetę w kuchni przy stole.

— Witaj córeczko.

Podeszłam do niego, a on dał mi całusa w policzek.

Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam składniki, które potrzebowałam do zrobienia kanapek.

Gdy skończyłam jeść, powkładałam wszystkie wyciągnięte rzeczy i umyłam talerz.

— Opowiadaj co tam u ciebie — spojrzałam z uśmiechem na tatę.

— A wszystko tak jak dawniej, a jednak lepiej — uśmiechnął się szczerze.

Odłożył gazetę na bok.

— Cieszę się, że znów rozmawiamy tak jak dawniej.

— Ja również tato.

— A co u mojej małej księżniczki?

— Tato! — krzyknęłam z uśmiechem — już nie takiej małej.

— No trochę podrosłaś — zaśmiał się.

— Jest coraz lepiej.

Zaczęliśmy rozmawiać jak dawniej, co mnie bardzo cieszyło. Bardzo kochałam swojego tatę. Zawsze był dla mnie oparciem, gdy byłam mała.

Byłam szczęśliwa, jednak tę sielankę przerwał mój brat.

-Matthew został postrzelony, nie wiem, czy z tego wyjdzie, chciałem żebyś wiedziała.

Nie poczekał na moją odpowiedź, tylko od razu się rozłączył.

Telefon wypadł mi z ręki, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy.

— Wszystko w porządku?

— J-ja muszę lecieć do Nowego Jorku — spojrzałam na niego.

Tata nic nie odpowiedział. Jednak po chwili kiwnął głową i powiedział:

— Ubieraj się, odwiozę cię na lotnisko.

Pobiegłam szybko na górę, chwyciłam telefon. Tyle mi było potrzebne. Nie obchodziło mnie to, że nie mam makijażu, że jestem w dresach i nie uczesałam nawet włosów. Tylko Matt był w tamtej chwili najważniejszy.

Wsiadłam do samochodu taty i szybko wyjechaliśmy z podjazdu. Po kilkunastu minutach byliśmy przed lotniskiem.

— Dziękuję tato — pocałowałam go w policzek.

— Prześlę ci pieniądze na kartę, zadzwoń, jak wylądujesz.

— Kocham cię tato — wybiegłam z auta i pobiegłam do tablicy gdzie były godziny wylotów z Londynu.

Miałam szczęście i kolejny wylot miał być za piętnaście minut. Kupiłam bilet i poszłam na odprawę. Zdążyłam idealnie.

Usiadłam obok jakiejś starszej pani i zamknęłam oczy. Czekało mnie siedem godzin lotu.

Gdy wylądowaliśmy, szybko złapałam taksówkę i podałam adres szpitala, w którym na sto procent był.

— Proszę szybko jechać — powiedziałam zdenerwowana.

Kierowca spojrzał na mnie dziwnie. Nic nie odpowiedział, tylko dalej robił swoje.

Mój oddech stawał się szybszy i był coraz bardziej płytki. Z każdym przejechanym metrem czułam coraz cięższy kamień na moim sercu.

Po dwudziestu minutach dojechaliśmy. Szybko wysiadłam z auta, wcześniej płacąc odpowiednią sumę.

Prawdopodobnie nie zamknęłam drzwi z pośpiechu, bo kierowca zaczął coś krzyczeć, że jestem nie wychowana, ale w tamtym momencie mnie to jakoś mało obchodziło. Obchodził mnie tylko on. Myśl, że mogłam go stracić, sprawiała, że robiło mi się słabo.

Podbiegłam do pierwszej pielęgniarki, którą zobaczyłam.

Zapytałam się o bruneta i musiałam skłamać, że to mój narzeczony, bo tak to by mi nie powiedzieli, gdzie jest. Głupie zasady.

Zaczęłam biec w stronę windy, ale zamknęła mi się, prawie że przed nosem.

— Cholerny dzieciak — szepnęłam, gdyż to była jego wina, bo nacisnął guzik zamykający drzwi, mimo iż mnie widział.

Odnalazłam schody i zaczęłam wbiegać.

Pierwsze piętro.

Drugie piętro.

Trzecie piętro.

I w końcu czwarte.

Zdyszana skręciłam w prawo i zobaczyłam swojego starszego braciszka.

Gdy mnie zobaczył rozszerzył szeroko ramiona, czekając aż przyjdę się przytulić. Długo nie myśląc, podbiegałam do niego. Swoimi rękami przyciągnęłam go do siebie, nawet nie wiedząc, kiedy zaczęłam płakać.

Nie mogłam stracić Matta znowu. To by było zbyt bolesne.

— Ja go kocham — szepnęłam, coraz bardziej szlochając w jego ramionach.

Mike zaczął mnie głaskać po głowie, próbując tym trochę mnie uspokoić.

— Wiem, leciałaś całe siedem godzin specjalnie dla niego.

— Gdzie on jest?

— Właśnie wszedł na usuwanie kuli z nogi.

Kiwnęłam głową.

Usiedliśmy na niewygodnych, zielonych krzesełkach i patrzyliśmy się po prostu przed siebie. Żadne z nas nic nie mówiło.

Matt był dla Michaela jak brat. On dlatego go kochał, a ja, nie wiem, kiedy to się stało, że po prostu go pokochałam.

Nie wiem, ile minęło czasu, ale gdy w końcu wyszedł, a dokładniej pielęgniarka wyjechała wózkiem z nim, do moich oczu napłynęły łzy.

Mało myśląc, podbiegłam do niego. Rzuciłam się na kolana i przytuliłam się do niego.

— Lyds? — w jego głosie mogłam usłyszeć zaskoczenie.

— Przepraszam cię — zaczęłam znowu szlochać, tym razem mocząc podkoszulek bruneta, a nie mojego brata — tak bardzo żałuję, że nie powiedziałam ci tego wtedy na lotnisku, zanim poleciałam do Londynu — bardziej się rozpłakałam.

Wiadomość, że coś mu się stało, sprawiła, że uświadomiłam sobie, jak bardzo go kochałam.

— Czego mi nie powiedziałaś? — zapytał cicho.

Głos miał spokojny z lekką chrypką. Taki najbardziej kochałam.

— Kocham cię — wyszeptałam.

Jesteś idiotą 1&2[W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz