29. sen

268 35 8
                                    


(Spokojnie, następne rozdziały będą bardziej "ogarnięte" 😉 i na temat)
Miłej lektury ❤

Michael obudził się pierwszy. Jeszcze przez pewien czas leżał, nie otwierając oczu. Słyszał miarowe pochrapywanie swojego przyjaciela. Uśmiechnął się delikatnie, chociaż nie był tego świadom. Wciąż przeżywał swój sen.

Szedł jakąś polną dróżką. Po jego prawej stronie na wielkich pastwiskach pasły się różne rasy krów. Po lewej miał pola porośnięte złotym, dojrzałym zbożem. Łuski owsa błyszczały w zachodzącym na różowo słońcu. A on szedł, trzymając kogoś za rękę. To była Claudia, jego dziewczyna. Szli, rozglądając się wokół. Delikatny wiaterek przyjemnie chłodził ich rozgrzaną przez słońce i ruch skórę. W oczach brunetki błyszczały iskierki radości. Widać było, że oboje są tutaj szczęśliwi. To wyglądało, jak ich mały, prywatny raj. Trawy i zboża lekko falowały pod dotykiem wiatru, przypominając spokojne morze. Gdzieś daleko przed nimi do lotu poderwały się jakieś ptaki. Łabędzie.

Kiedy w końcu się zatrzymali, Michi ujrzał piękny, duży wodospad, szumiący głośno. Woda spływała w dół z ogromną prędkością, bulgocząc u podnóża. Słaba, choć widoczna tęcza wydawała się mieć początek gdzieś wewnątrz wody, ale to było złudzenie. Owo cudo pozostawało ukryte pomiędzy wielkimi, starymi dębami i wierzbami o bardzo grubych pniach, tak grubych, że dwanaścioro ludzi mogłoby stanąć wokół, rozłożyć szeroko ręce, złapać się za nie, a i tak nie objęli by całości. Brzegi rzeki u podnóża wodospadu wyglądały jak miękki, puszysty, zielony dywan z trawy, w wielu miejscach poprzetykany kolorowymi kwiatami. Były tam stokrotki i mlecze, chabry, maki i bławatki, rumianek i kąkol, i koniczyna w dwóch kolorach, biała i ciemnoróżowa. Były także i te kwitnące na żółto zdradzieckie rośliny, które barwiły dłonie na pomarańczowo swoim sokiem, gdy się je zerwało. Michael nigdy nie pamiętał ich nazwy, ale to nie miało znaczenia wobec otaczającego go piękna.

Nad kwiatami polatywały motyle tak śliczne i barwne, że mężczyzna mógł tylko w ciszy je podziwiać. A ta cisza nie była wcale cicha lecz pełna dźwięków. Znad kwiatów słychać było bzyczenie pszczół i trzmieli. Pomiędzy gałęziami drzew śpiewały najróżniejsze ptaki. Trawy szeleściły cicho pod wpływem wiatru i ruchu zwierząt. A i zwierzęta tutaj były jakieś spokojniejsze, jakby oswojone. A może po prostu nie widziały dwójki intruzów, jakimi była para Michi i Claudia?

Sarny i jelenie pasły się spokojnie, od czasu do czasu tylko unosząc głowy, rozglądając się i strzygąc uszami. W ich pobliżu dwa zające również się posilały, poruszając zabawnie pyszczkami. Ich futro zdawało się lśnić w zachodzącym słońcu.

W spokojniejszym odcinku rzeki, której woda była tak czysta, że Michi widział w niej piaszczysto-kamieniste dno, nad którym o dziwo pływały większe i mniejsze żyjątka, nie tylko ryby, ale także krewetki, ślimaki i inne mięczaki, stały obok siebie dwie szare czaple, uważnie przyglądając się wodzie i co jakiś czas wyławiając z niej coś dziobami. Kilka metrów od nich to samo usiłowały zrobić pelikany.

Coś rudego przemknęło między drzewami tuż nad głowami Claudii i Michaela. Spojrzeli w tamtym kirerunku. Rude stworzenie zatrzymało się, po czym schowało w dziupli. Wiewiórka. Tuż nad nią pracowicie stukał w drzewo duży, piękny, czarny dzięcioł o czerwonej głowie. Echo jego uderzeń roznosiło się po całym lasku.

Był to zdecydowanie pierwotny las tuż na skraju cywilizacji, ukryty za polami i pastwiskami, w przedziwny sposób ocalony od ingerencji człowieka. Stare drzewa, które już zakończyły swój żywot, leżały wśród traw pokryte mchem. Młode lub w średnim wieku drżały lekko liśćmi. Błękit nieba widoczny na zachodzie, stopniowo przechodził w róż tuż nad wielkim, zachodzącym wydawałoby się w rzekę, słońcem. To miejsce aż tętniło życiem. Nocni łowcy budzili się właśnie ze snu. Gdzieś wysoko zajaśniały dwa punkciki - oczy sowy. Obok niej pojawiło się kilka kolejnych par.

Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz