2. Daniel Andre Tande

865 76 41
                                    

Cześć Kamil.

Hmmm... To żałosne, wiesz? Próbuję pisać list do człowieka, który nie żyje. To żałosne, gdyż nie potrafię. Pewnie jesteś gdzieś tu przy mnie i widzisz ten stos zgniecionych kartek papieru wokół mnie. Pewnie wiesz też, jak trudno przychodzi mi napisanie każdego słowa, ale Maciek się uparł, że to nam wszystkim pomoże i pozwoli pamiętać.

Głupie. To tak, jakby cokolwiek miało sprawić, że nie będziemy za Tobą tęsknić, że nie będziemy od czasu do czasu zatrzymywać się i wspominać o tym, jak to było, gdy byłeś obok.

Ja choćby wciąż pamiętam, jak przegrałem Turniej Czterech Skoczni. Ty wtedy wygrałeś, chociaż byłeś mocno poobijany i obolały. Dla Ciebie wtedy kosmicznym wysiłkiem było uniesienie złotego orła w górę. A ja stałem obok Ciebie i podziwiałem Cię.  W Innsbrucku upadłeś dość boleśnie, a mimo to się nie poddałeś, nie zrezygnowałeś. Byłeś na to zbyt uparty. Chciałem być taki jak Ty. To ja miałem szansę wygrać tego orła, lecz to Ty na niego zasłużyłeś. Ostatni skok mi nie wyszedł. Poczułem się okropnie. Ty wtedy podszedłeś do mnie i powiedziałeś, że to jeszcze nie koniec, że mam się nie poddawać, że wszystko jest możliwe. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie wtedy znaczyło. Czy mogłem przewidzieć, że kilkanaście miesięcy później już Cię nie będzie?

Albo to, jak na konferencji w Vikersund wcisnąłeś się między Roberta i Andreasa na kanapę, a ja musiałem zająć miejsce na oparciu. To było naprawdę zabawne.

Albo to, jak znalazłeś na Instagramie zdjęcie z drużynówki w Vikersund i pokazałeś mi, jak dziwnie patrzył na mnie Domen Prevc. Śmialiśmy się wtedy, że chłopak próbuje pożreć mnie wzrokiem. Oczywiście Ty, jak to Ty z tym swoim specyficznym poczuciem humoru, stwierdziłeś, że młody pewnie się zakochał i powinienem mu odpuścić. Lubię go, naprawdę lubię. Czuję, że mam w nim przyjaciela, jednak... On mi nigdy nie zastąpi Ciebie, Kamilu, nigdy. Na Twoim miejscu już zawsze postanie ogromna dziura ziejąca czarną, bezdenną pustką. 

To były naprawdę dobre wspomnienia. I co? Więcej już takich nie będzie? Dlaczego? Czyżby los aż tak mnie nienawidził? Mało, że straciłem brata, to teraz jeszcze to? Co jeszcze zostanie mi odebrane?

Och, Kamil... Nie byliśmy najbliższymi przyjaciółmi, ale to nie znaczy, że nie tęsknię.

A Ty do końca zachowałeś klasę, do końca byłeś wielkim mistrzem. Z początku myślałem, że Twoje szalone skoki w RAW AIR to Twoja świetna forma. Dopiero po pewnym czasie dotarło do mnie, że Ty po prostu podejmujesz to ryzyko, ponieważ nie masz już nic do stracenia. Skakałeś daleko i rewelacyjnie, nie kalkulując. Byłeś dla nas niedościgniony. Skąd mogłem wiedzieć, że ledwie tydzień później spod Twojej ulubionej skoczni w Planicy zabierze Cię karetka?

Och, przynajmniej jak zwykle zrobiłeś wszystko po swojemu. Nawet Twoja śmierć idealnie pasowała do Ciebie. To były ostatnie zawody sezonu, ostatnia seria. Po pierwszej byłeś drugi i niewiele traciłeś do mojego kolegi z drużyny, Andreasa Stjernena. Byłem pewien, że jesteś w stanie go dogonić. I rzeczywiście. Zupełnie spokojnie zasiadłeś na belce, spojrzałeś na trenera, on machnął chorągiewką i ruszyłeś w dół. Byłeś wtedy taki spokojny! A ja nawet nie domyślałem się, co się kroi!

Trafiłeś idealnie w próg. Leciałeś. Patrzyłem na Ciebie już z dołu skoczni. Słońce oświetliło Cię tak jakoś magicznie, że przywodziłeś na myśl płonącego ptaka, właściwie to orła, szybującego na tle gór. Pod Tobą sunął Twój cień. Poleciałeś bardzo daleko. Podbiegli Twoi przyjaciele z drużyny. Uściskali Cię i razem czekaliście na wynik. Przy Twojej nocie wyświetliła się jedynka, a na górze został już tylko Andreas. Oczywiście dużą Kryształową Kulę już miałeś zapewnioną, a małą miał zgarnąć Andreas. To, że sprawa Klasyfikacji Generalnych była już rozstrzygnięta, pozwalało nam wszystkim skakać na luzie i popisywać się pięknymi lotami.

Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz