Hej.
Skoro wszyscy, to i ja się przyłączę do pisania. Co prawda oni swoje listy skończyli już wczoraj, ale... Ja nie mogłem. Nie było mnie w hotelu. Dopiero dziś rano dowiedziałem się, że Twój pogrzeb został odwołany, że nie żyje kolejnych dwóch skoczków, Niemiec i Słoweniec.
Dziwnie się czuję. Ogarnia mnie lęk, że i po mnie ktoś zaraz przyjdzie i moje życie się skończy. To zdumiewające. Jeszcze na igrzyskach mogłem się do Ciebie przytulić, pogratulować Ci, jeszcze w Vikersund rywalizowałem z Tobą. To było tak niedawno, a ja mam wrażenie, że od tamtych wydarzeń minęły wieki.
Wiem, że nie chciałeś, aby ktokolwiek patrzył, jak się męczysz, jak umierasz. Wiem, ale ja widziałem. Często nie mogłem spać w mocy, więc spacerowałem. To mi pomagało. Któregoś razu zobaczyłem Ciebie, jak chodziłeś ścieżkami wokół hotelu. W pewnym momencie się dziwnie pochyliłeś. Kiedy podszedłem bliżej, zrozumiałem, że właśnie przed chwilą wymiotowałeś. Odwróciłeś twarz w moją stronę. Byłeś zapłakany, drżałeś. Cierpiałeś.
Podszedłem do Ciebie, objąłem ramionami, jak wtedy w Pjongczangu.
-Ja umieram, Robert, ja umieram - Płakałeś w moją kurtkę, a ja czułem jedynie złość na cały wszechświat. Byłeś jednym z najlepszych znanych mi ludzi, a cierpiałeś tak bardzo, jakbyś był parszywym mordercą. Nie zasłużyłeś na to. Tamtej nocy byłeś taki słaby i bezbronny!
Ten obraz już na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Ta chwila, kiedy trzymałem Cię w ramionach. Takiego zwyczajnego człowieka, który doszedł już do kresu swoich dni. Nie trzymałem w ramionach legendy skoków narciarskich, nie trzymałem wielkiego mistrza. Trzymałem zwykłego trzydziestolatka, którego życie powoli się kończyło, chociaż nie powinno. Czułem Twoje przerażenie. W dzień, kiedy wszyscy na Ciebie patrzyli, byłeś silny. Nie potrzebowałeś niczyjej litości. Zawsze wszystko chciałeś robić sam. Ale w nocy miałeś czas na myślenie, wspominanie i wtedy docierało do Ciebie, że to już koniec. Koniec wszystkiego. Nic więcej nie będzie. Twoje pięć minut właśnie minęło, a teraz musisz odejść, musisz zejść ze sceny, zrobić miejsce innym. Tak właśnie się czułeś.
-Boję się - Wyszeptałeś cichym, słabym głosem w czarną, nocną ciszę.
-Wiem - Odpowiedziałem tylko i ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych do hotelu. Odprowadziłem Cię aż do Twojego pokoju, czekałem, aż znikniesz za drzwiami, po czym ruszyłem do siebie i się rozpłakałem.
Tyle pamiętam z tamtego czasu. Wszystko inne wydaje się zamglone, nierzeczywiste, jakby było tylko wytworem mojej wyobraźni a nie wspomnieniami.
CZYTASZ
Letters: the King is dead Kamil Stoch
FantasiaTego się nie spodziewasz! Zaskakujące zwroty akcji, tajemnicze zniknięcia, miłość, śmierć, strata i nadzieja. To właśnie tutaj znajdziesz. Zapraszam! Miłej lektury!