39. Niepotrzebna śmierć

184 29 8
                                    


Wiem, jak ich wykorzystać – Myśli dyrektor i uśmiecha się na samą myśl. Uważa samego siebie za człowieka inteligentnego i pomysłowego – Ci debile z polskiej policji w życiu mnie nie połączą z tym! Są tacy głupi!”

Zagląda pod łóżko, wyjmuje stamtąd niewielką, niczym nie wyróżniającą się skórzaną torbę na laptopa. Jego nowiutkie Lenovo wciąż tam jest. No tak, przecież musi tam być. Kto miałby je zabrać? Co za głupota nawet tak pomyśleć! Dyrektor sam siebie karci w myślach. Zmylił polską policję i to nie pierwszy raz. Szkoda tylko, że musiał usunąć tego młodego Prevca! Taki był z niego pocieszny dzieciak! I dawał się łatwo manipulować. Żyłby, gdyby nie zaczął się zadawać z tą polską idiotką i dziwaczką w malowanych na blond dawniej czarnych włosach.

„Idiotka, totalna idiotka! Naczytała się za dużo książek i musiała zacząć węszyć! Nie chciałem jej zabijać. To była konieczność. Taka ofiara poniesiona na rzecz tego wspaniałego sportu. Przecież ja to wszystko robię dla nich, żeby im pomóc. Nic tak nie przyciąga uwagi mediów, jak wielka tragedia. Śmierć dwóch zawodników to nie aż taka wielka strata. W dodatku ten Wellinger działał mi już na nerwy. Pieprzone dziecko szczęścia, wiecznie uśmiechnięta reklama Milki! Gdyby tylko wiedział, jak bardzo go nienawidzę! Szczeniak pieprzony! Niech się cieszy, że dałem mu wygrać igrzyska!”

W zamyśleniu odpala laptopa. Wpisuje hasło. Przynajmniej teraz jest bezpieczny. Nikt go nie złapie. Uważają, że jest zrozpaczonym i bardzo przerażonym człowiekiem, który martwi się o swoich zawodników. Nie mają pojęcia o jego ukrytej tożsamości.

„I dobrze. Jeszcze nie dotarliśmy do finału! Najlepsze dopiero przed nami. Dzięki mnie o skokach będzie się mówić na całym świecie. Wreszcie pojawią się sponsorzy! Może dorównamy tej cholernej piłce nożnej?”

Sam w to nie wierzy, ale coś każe mu tak myśleć. Nie zauważa, że to głupie i bezsensowne. Gdyby posiadał serce oraz sumienie, pewnie nie byłby w stanie posunąć się do żadnej z tych zbrodni, nawet do zatajenia wyników testów antydopingowych Stocha. To prawda, że został o to poproszony przez swojego przyjaciela, ale nawet nie wiedział, w jakim celu. To znaczy wtedy nie wiedział. I zrobiło mu się nieprzyjemnie, kiedy Stoch przegrał, ale nie mógł cofnąć swojej decyzji, musiał przybrać maskę i tłumaczyć wszystkim, że warunki wcale nie były takie najgorsze, a skoczkowie nawet się nie skarżyli.

Tsaaa… Nie skarżyli się… Może ci durni dziennikarze w to uwierzą, ale na pewno nie kibice z Polski. I właśnie dlatego nie powiedział nic nikomu o prawdziwym wyniku badania na substancje dopingujące u Stocha. O wyniku, który był zaskakująco pozytywny. Tego się nie spodziewał, jednak potrzebował jego zwycięstwa. Dlatego podmienił próbki krwi i moczu. Przecież nikt nie sprawdzi DNA… Musiał jakoś uciszyć polskich kibiców i sztab szkoleniowy polskiego księcia skoków.

Tylko że Stoch umarł.

To był najgorszy możliwy scenariusz. Zupełnie niczym koszmar. Dyrektor aż za dobrze wiedział, że tym Polakiem było wyjątkowo łatwo manipulować. A wszystko przez to, że Stoch był piekielnie uczciwym i dobrym człowiekiem, nie okłamywał nikogo, zawsze ciskał ludziom prawdę między oczy. Nawet swojej żonie Ewie przyznał, że chyba czuje coś do swojego rywala…

Tak, dyrektor o tym wiedział. Od czego ma się specjalistów, którzy założą podsłuch w każdym telefonie?

Dyrektor wiedział o wielu sprawach, o których nie wiedzieli inni. O prywatnych rozmowach skoczków. I tak na przykład wiedział, że Tande po kryjomu popija do lustra, kiedy zostaje sam w domu lub w pokoju, że Domen nie jest pewny swojej orientacji, dlatego od czasu do czasu gdzieś znika, a później Cene znajduje go w jego własnym mieszkaniu kompletnie gołego, wtulonego w jakiegoś obcego mężczyznę, na ogół starszego od niego, że Wellinger sypia z Leyhe, chociaż tak naprawdę kocha Stocha, że Simi Ammann założył się z Noriakim Kasai o to, kto dłużej wytrzyma w skokach, że Hayboeck ma już dość udawania szczęśliwego związku z Claudią i chciałby publicznie przyznać się do swojego uczucia do Krafta, o co często obaj się kłócą. Wiedział też wiele innych spraw, tylko przeoczył Stocha.

Uważał Polaka za niegroźnego. Ot taki biedny, zagubiony wielki mistrz, który jest przerażony tym, że być może jest gejem. Zdemontował podsłuch u niego już po kilku dniach. Stoch gadał albo o skokach, albo o Ewie, albo o Andreasie i Peterze i to najczęściej z Hulą albo średnim z Prevców.

A tymczasem Stoch wywinął mu najgorszy numer, jakiego mógł się spodziewać. Po prostu umarł! W najgorszych koszmarach nie sądził, że jego marionetka nr 1 odważy się na coś tak absurdalnego jak własna śmierć. Potrzebował go. Potrzebował go z jego potulnością wobec sędziów i dyrekcji, z jego naiwną ufnością i głupią wiarą w ludzi. Stoch był mądry, ale i naiwny. Ludzie go ranili, a on i tak im wierzył, i tak ich szanował i lubił i ciągle się dla nich poświęcał, nie widząc, że oni w życiu nie byliby w stanie poświęcić się dla niego. Pewnie dlatego skończył w policyjnej kostnicy. Wielki, wybitny, uwielbiany przez wszystkich mistrz został sam i nie miał kto go uratować. Co prawda dyrektor słyszał plotki o tym, że Stoch choruje na raka, ale w to nie wierzył. Trzydziestolatek skakał zbyt dobrze i był zbyt silny, jak na kogoś, kto ma nowotwór, wydawał się może trochę bledszy i chudszy, ale przecież pomyślnie przechodził wszystkie badania! No, prawie wszystkie.

Stoch miał zbyt dobre serce, zawsze brał winę na siebie. Dyrektor uważał to za przejaw totalnej głupoty, ale w głębi duszy cieszył się z tego. Wystarczyło zagrozić, że przez jego błędy FIS może zdyskwalifikować całą drużynę, a Polak od razu uśmiechał się grzecznie i z wszystkimi się zgadzał. Tak łatwo było nim kierować! Właściwie zawsze się zgadzał. Czasem tylko mówił, że jest mu przykro, ale nic nie może na to poradzić. I jedyny żal miał sam do siebie, bo przecież „mogłem skoczyć lepiej”, „mój skok nie był dobry”, „czegoś zabrakło”.

„Byłby z niego świetny dyplomata! Potrafił nic nie powiedzieć, mówiąc bardzo dużo. Cholera, dlaczego on? Dlaczego nie mógł zdechnąć choćby Hayboeck? Miałbym jednego pedała z głowy…!”

Nawet nie wiedział, jak długo tak siedział przed pustym ekranem laptopa, na którym widniało tylko otwarte okienko przeglądarki internetowej. Poczuł, że nie może siedzieć w miejscu bezczynnie, musi coś zrobić. Może podać nowy trop prasie? Ot, choćby o tym, że ten dzieciak Cene miał depresję i poważne problemy z narkotykami? To ich zaciekawi, wciągnie, da powód, by nadal mówiono i pisano o skokach, by nadal było o tym głośno, a tego właśnie pragnął dyrektor: większego rozgłosu. Napisał kilka krótkich zdań do swojej ulubionej redakcji.

Był spokojny. W końcu dla opinii publicznej był tylko niezbyt lubianym panem, który odwołuje zawody w najlepszych momentach albo biega po skoczni z piłą motorową w rękach. Albo nosi narty temu dzieciakowi, Cene, jakby był jakimś jego sługusem. Dobrze, że pozbył się chłopaka. Ma teraz święty spokój.

_*_*#_*#_*#_*_*#_*#_*#

Hejka Kochani!

Stęskniłam się za Wami, więc macie rozdzialik.

Jeżeli widzicie jakieś błędy, to proszę, piszcie mi o tym

Jak się podoba? Może być takie ło cuś? 😉

~ Wasza Annie

Małe pytanko na koniec: czy u Was też tak wygląda mój tekst? Zdj poniżej

Małe pytanko na koniec: czy u Was też tak wygląda mój tekst? Zdj poniżej

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jeżeli tak, to jak mogę to zmienić?
Wattpad chyba mnie nie lubi... 😢😭

Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz