42. Problemy Stefana

184 29 14
                                    

Z dziennika Stefana

Nie mogłem sobie znaleźć miejsca. Gregor czuł się już lepiej, Thomas przy nim czuwał, a Markus odprowadził mnie... do hotelu. Zabawne, bo pierwsze, co pomyślałem, to było to, że odprowadził mnie do domu, ale przecież Zakopane to nie jest mój dom, to raczej dom Kamila... Dom mojego przyjaciela, którego już tu nie ma ze mną...
Chyba nikt tak dobrze jak ja nie wie, jak bardzo chciałbym teraz pójść do Kamila i zapytać go o radę. On pewnie by wiedział, jak znaleźć Michaela, a nawet gdyby nie wiedział, to przynajmniej miałbym komu się wygadać. Potrzebowałem tego. Z jednej strony bałem się komukolwiek zaufać. Za zniknięcie Michiego i Daniela mógł odpowiadać każdy, nawet któryś ze skoczków. Nie chciałem nikogo podejrzewać, na samą myśl o tym, że morderca może być jednym z nas, robiło mi się niedobrze. Z prostych względów w mojej opinii odpadł z grona podejrzanych Gregor, chociaż na początku miałem wrażenie, że on może za tym stać, był dziwnie spokojny. Jednak teraz wiemy, że ktoś go po prostu próbował otruć i stąd jego brak zrozumienia sytuacji, w jakiej się wszyscy nagle znaleźliśmy.

Próbowałem czytać książkę, którą podrzucił mi Markus. Podobno świetna, jakiś kryminał. Tyle że ja miałem wrażenie, że moje życie stało się wystarczająco zagmatwanym kryminałem, żebym miał ochotę dokładać sobie podobnych przeżyć w fikcyjnym świecie. Jednak z powodu ogromnej ilości wolnego czasu musiałem znaleźć sobie jakieś zajęcie. Toteż niechętnie wziąłem się za czytanie tej cholernej powieści kryminalnej. Udało mi się przedrzeć przez wydarzenia opisane na pierwszych trzech stronach, ale potem odłożyłem książkę na szafkę nocną. To nie była lektura dla mnie, a już na pewno nie na teraz. Jeszcze zacząłbym podejrzewać Michaela o zamordowanie Kamila, a to mi w tej chwili nie jest potrzebne.

Spróbowałem skupić się na czymś innym. Wziąłem torbę z ubraniami na treningi, którą podrzucił mi Morgi. Dobry z niego przyjaciel. W swojej podróży do Polski zboczył z trasy i zajrzał do mojego mieszkania, żeby zabrać dla mnie kilka rzeczy, w tym mój laptop, o którym zupełnie zapomniałem. Zadbał też o to, żebym nie wyszedł z formy. Stąd torba na treningi. Zajrzałem do środka. Było tam wszystko, czego potrzebowałem. Dołożyłem jedynie butelkę wody. Zamknąłem pokój i udałem się na siłownię. Jednak nawet tam nie wytrzymałem zbyt długo. W takich miejscach zwykle byłem z Michim albo z Gregorem, sam czułem się trochę dziwnie. Zupełnie, jakby brakowało mi jakiejś części mojego własnego ciała. Bez popisów Michaela i żartów Gregora nie umiałem się skupić na sesji treningowej. Ciągle rozglądałem się wokół, chociaż przecież miałem tę bolesną świadomość, że żaden z nich tutaj nie wejdzie. Gregor wciąż był w szpitalu, a gdzie był Michi, tego nie wiedział nikt. Martwiłem się. To chyba zrozumiałe. W dodatku brakowało mi tego, że Michi czasem bardzo mnie wkurzał, żartując z mojego wzrostu. Byłem przecież niższy nawet od Kamila, a on należał raczej do grupy tych niższych skoczków. Chociaż... Cene był jeszcze niższy od nas obu i to było jakieś pocieszenie...

Wyszedłem po kilku minutach bezsensowego gapienia się na ciężarki i sztangi, do których nie potrafiłem podejść. Po rozgrzewce po prostu zatrzymałem się i patrzyłem przed siebie, jednak oczami duszy widziałem obok siebie Michaela i Gregora, czasem też Kamila. Widziałem obu moich kolegów z reprezentacji z telefonami w dłoniach i poczułem, że nawet takiej błahostki mi brakuje. Pamiętam, jak trener czasem się na nas złościł, bo uważał, że więcej czasu spędzamy wpatrzeni w ekrany telefonów niż na trenowaniu. Oczywiście wyolbrzymiał. Na treningi poświęcaliśmy większość naszej energii, zawsze starając się wszystko zrobić dokładnie i tak, aby przyniosło jak najlepsze rezultaty. Jednak ostatni sezon był dla nas daleki od idealnego.

Kiedy szedłem ulicą w stronę najbliższej kawiarni, gdzie poszedłem głównie po to, aby jakoś minął mi ten dzień, wydawało mi się, że dostrzegłem znajomą sylwetkę w tłumie. Zatrzymałem się na chwilę, wpatrując się uważnie w idącego po drugiej stronie chodnikiem blondyna. Miał na sobie taką samą koszulkę, jak miał Michi, białą z długim rękawem. Poszedłem za nim kilka kroków, ale kiedy odwrócił się twarzą w moją stronę, poczułem bolesne rozczarowanie. To nie był on. Mogłem tylko cieszyć się, że nie przyszło mi do głowy pytać go o cokolwiek. Wyszedłbym na kompletnego durnia.

Zniechęcony tą przygodą zawróciłem do hotelu. W pokoju usiadłem na łóżku i nasłuchiwałem ciszy. Oparłem nogi na ścianie, jak kiedyś, kiedy razem z Michim bardzo się nudziliśmy i nie robiłem nic więcej poza nasłuchiwaniem. Zazwyczaj po zawodach w hotelu słychać było wiele różnych odgłosów. Po sukcesie Kamila w Turnieju było szczególnie głośno. Co chwilę ktoś wybuchał śmiechem, ktoś inny opowiadał jakieś dowcipy, Piotrek Żyła i Maciek Kot chichotali jak dwie zakochane nastolatki, a Kamil błagał wszystkich, żeby pozwolili mu wrócić do pokoju i odpocząć. Nie pozwolili. A chichoczący Maciek okazał się zjawiskiem tak zaskakującym, że nawet Kamil w końcu dał się namówić i chłopaki biegali po korytarzach do późna. Ktoś nawet odważył się włączyć muzykę, ale chyba trenerowi Kuttinowi się to nie spodobało. W każdym razie chwilę później dostałem zaskakującego SMS-a od Kamila:

„Ej, Krafti, proszę, pogadaj ze swoim trenerem, nie pozwolił nawet muzyki słuchać. Co wyście mu zrobili? Bo Daniel mówi, że jak go nie przekonasz, to Heinz oberwie klapkiem, a Markus i Andi grożą mu Avadami".

Mimowolnie się uśmiechnąłem, czytając tę wiadomość. „Grożą mu Avadami". No tak, najwidoczniej chłopaki znowu oglądali Harry'ego Pottera. Przecież są dorośli! Czy im się to nigdy nie znudzi? Ja sam siedziałem wtedy w pokoju wyjątkowo obrażony na Michaela. Chciałem go wtedy ukarać swoim milczeniem. Teraz wiele bym dał, żeby on tu znów był i żebym miał się na kogo obrażać.

„Z chęcią pomogę Danielowi, ale Avady nie będę rzucał, zrobią to nasi kibice po sezonie, jak nic się nie poprawi. Mam wziąć swoje klapki?" – Odpisałem wtedy szybko Kamilowi, a w odpowiedzi dostałem wiadomość pełną szczerzących zęby emotek. Mieliśmy poczucie humoru, które w pewnych sytuacjach bardzo się przydawało. W naszym zawodzie silna psychika, czy może raczej tak zwana „czysta głowa" lub „wolna głowa" była podstawą. Bez tego nie bylibyśmy w stanie odepchnąć się od belki startowej. Kiedyś dowiedziałem się zupełnym przypadkiem, że Daniel ma lęk wysokości. Wtedy po raz pierwszy poczułem przed nim respekt. Widać było jednak, że ten lęk nie odbija się na nim zbyt mocno. Pokonywał go dzielnie za każdym razem w imię swojej wielkiej pasji, z której nie potrafił zrezygnować.

Tamtego dnia faktycznie miałem ochotę przyłożyć Heinzowi klapkiem bądź czymkolwiek innym. Jemu i Michaelowi. Trenerowi za jego totalnie głupie pomysły na poprawę naszej formy, a Michaelowi za jego dziwne zachowanie. Za to, że robił mi wymówki o to, że chodzę czasem na spacery w wolnym czasie.

-Mógłbyś przynajmniej mówić, dokąd idziesz, a nie tak wychodzisz bez słowa i później nie ma cię całymi godzinami – Wypomniał mi, machając mi przed nosem jakimiś kartkami. Okazało się, że to nowy harmonogram treningów, który podobno miał być ostatnią deską ratunku. Heinz był świetnym trenerem, ale czułem, że chyba już za nami nie nadąża, nie umie znaleźć przepisu na nasze sukcesy. Może się zmęczył albo wypalił. W tej chwili jest mi to obojętne. Pewnie dostaniemy kogoś nowego. To już nie ma znaczenia. Bez Kamila nie będzie tak samo. I tak pewnie będę go szukał w tłumie tak, jak dziś szukałem Michaela, a kiedy go nie zobaczę, za każdym razem będę czuł to samo piekielne rozczarowanie, szarpiące moje krwawiące serce.

-Michi... Kocham cię, teraz to rozumiem, więc błagam, wróć do mnie – Wyszeptałem, patrząc na nasze wspólne zdjęcie na ekranie mojego laptopa. Kamila nie mogłem odzyskać, śmierć jest nieodwracalna niezależnie od wszystkiego, ale Michi wciąż ma szansę do mnie wrócić. Muszę tylko trzymać za to kciuki i... I chyba sam muszę rozpocząć własne śledztwo.

Nie wiem, na co liczyłem. Może na to, że policja coś przeoczyła, chociaż przecież pytali nas właściwie o wszystko, nawet o to, czy mamy wrogów.

-Proszę pani – Odpowiedziałem wtedy policjantce, która przedstawiła się jako Aleksandra Wysocka – Jakich my możemy mieć wrogów? Skoki nie są tak bardzo dochodowym sportem jak piłka nożna, raczej nikt nam nie zazdrości zarobków. Przecież ludzie wiedzą, jak ciężko pracujemy na każde euro. Po za tym obaj mamy piękne kobiety, które nie mają żadnych powiązań ze światem przestępczym. Właściwie jesteśmy normalnymi ludźmi, tylko bardzo zabieganymi. Nawet nie znamy zbyt dobrze naszych sąsiadów.

-A nie sądzi pan, że to może być ktoś od was? – Tym razem pytanie zadała blondynka o imieniu Karolina.

-Zastanawiałem się nad tym i to jest możliwe.

-Podejrzewa pan kogoś?

-Niestety nie mogę wskazać nikogo konkretnego.

-Okej, dziękujemy.

_#_#_#_#_#_#_#_#_ 

Tak lepiej?

Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz