47. W pułapce

174 33 32
                                    

-A teraz siadaj i pisz - Znów ten nieprzyjemny, lodowaty ton, od którego przerażonego blondyna przechodziły ciarki po plecach. Porywacz znów przesunął nożem po jego przedramieniu, tym razem jednak była to ostra strona. Zapiekło, białe ostrze szybko zabarwiło się czerwienią krwi. Kilka kropel upadło na podłogę równie brudną jak cała reszta domu.

-Spójrz Michi, czy to nie kolory twojej flagi?

Michael odwrócił wzrok. Nie zamierzał na to patrzeć. Chciał się zbuntować, pokazać temu potworowi, że nie może go kontrolować we wszystkim. Odwrócenie wzroku było jedną z niewielu takich możliwości. Tamten jednak najwidoczniej właśnie tego się spodziewał.

-Nie musisz na to patrzeć, ale ból i tak będziesz czuł. A teraz pomyśl o biednym Stefanie. No! Dalej! Pomyśl, co się z nim teraz dzieje? Pewnie płacze w poduszkę i boi się wyjść z pokoju. Tak łatwo go zastraszyć! Biedny bóbr! Hmmm... Co by tu z nim zrobić... - Udał, że się zastanawia. Potarł palcem podbródek, ściągając usta w dziubek. Zacmokał dwa razy jakby z zadowoleniem - O tak! Przyprowadzę go tutaj, zwiążę i pozwolę mu patrzyć na to, co będę robił z tobą, blondynku! Obiecuję, że Stefan już do końca życia tego nie zapomni i już więcej cię nie dotknie, będzie się tobą brzydził... To jak? Piszesz dalej, czy mam już teraz jechać po Krafta?

„Jechać? Acha, to znaczy, że mnie gdzieś wywiozłeś, że znajdujemy się poza Zakopanem. No pięknie! Masz jednak pecha, Markus i Peter na pewno cię znajdą. A wtedy ja będę się śmiał, ty żałosny dupku! Ty nawet nie wiesz, że morderstwa niczego nie rozwiązują, a są jedynie zbrodniami nie wartymi tego, by ich dokonywać! Ty jeszcze nie wiesz, że będziesz musiał spojrzeć nam wszystkim, czyli wszystkim swoim ofiarom prosto w oczy i Bóg nie pozwoli ci odwrócić wzroku, będziesz patrzył i będziesz widział ich ból, aż go poczujesz tak, jak oni go czuli. I będziesz to czuł po wieki. Sam się na to skazałeś, idioto! A mógł być z ciebie taki dobry skoczek!"

-Dobra, już okej, piszę przecież. Na czym to ja skończyłem? Acha, już wiem.

Kiedy Kamil odszedł, Krafti bardzo się zmienił. Spędzał całe długie godziny sam i nie chciał nawet z nikim rozmawiać. Chodziłem za nim wszędzie niczym cień, bojąc się, że jak go zostawię samego, to coś mu się stanie. Normalnie pewnie by się wkurzył za taki brak prywatności, ale tym razem wszystko było mu obojętne. Chodził smutny i często płakał. Nie starałem się go pocieszać, wiem, że tego nie lubił, po prostu byłem przy nim, tuliłem go do siebie, głaskałem po plecach, ocierałem jego łzy i starałem się być silnym i samemu nie płakać. Stefan potrzebował oparcia, stracił bardzo bliskiego przyjaciela, który jednocześnie był jego idolem, musiałem być obok, musiałem go wspierać. Właśnie na tym polega miłość, prawda?

I teraz martwię się, że on został tam sam, zupełnie sam! I będzie mu ciężko. Nie dość, że jego przyjaciel umarł, to jeszcze jego chłopaka porwano! On na pewno czuje się z tym okropnie, pewnie odchodzi od zmysłów! Byłem głupi, dałem się złapać jak dziecko. Po śmierci Andreasa i Cene powinienem być ostrożniejszy.

Może już pora pogodzić się z tym, że Kamil już nie wróci? Że już go nie zobaczymy? Nie usłyszymy jego śmiechu, nie przegramy z nim zawodów. Już nigdy.

 Już nigdy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz