17. Stefan Horngacher

356 49 11
                                    

Witaj Kamilu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Witaj Kamilu.

Minęło już kilka dni, a nam wszystkim wciąż ciężko jest cokolwiek napisać. Wiesz, że Maciek wpadł na pomysł pisania tych listów? A mówiłeś, że on Cię nie lubi. Oj Kamil, Kamil.

Chciałeś pofrunąć aż do nieba, z brzydkiego kaczątka stać się silnym orłem. I to Ci się udało. Szkoda, że cena była tak wysoka.

Nie, nie płaczemy. Jesteśmy starsi, wszyscy uważają nas za autorytety, nie wypada nam płakać. Musimy być silni. I jesteśmy, mimo iż straciliśmy najważniejszą osobę w naszym teamie. Wkładałeś całe swoje serce w to, co musiałeś wykonać, angażowałeś się w pełni. Nie chcę być jakoś bardzo wylewny. Mogę jednak z całą stanowczością powiedzieć, że byłeś moim najlepszym podopiecznym. Współpraca z Tobą to było coś wyjątkowego. No, może czasem byłeś trochę zbyt uparty, ale to chyba możemy Ci wybaczyć. Inni trenerzy na pewno mi zazdrościli po cichu, że to właśnie ja mogę pracować z Tobą. Pewnie z chęcią by się ze mną zamienili.

Pamiętam naszą rozmowę zaraz na początku sezonu. Yup. Wszystko dobrze pamiętam, czułeś się świetnie psychicznie, więc sądziłeś, że dobre nastawienie i motywacja wystarczą. Niestety, zapomnieliśmy wszyscy, że życie to nie bajka, ale srogi nauczyciel, który boleśnie daje nam odczuć nasze porażki.

Mój najlepszy podopieczni odszedł, umarł tak po prostu. Wczoraj był, uśmiechał się do nas, dzisiaj go już nie ma, a my płaczemy. To oczywiście przenośnia. Mam nadzieję, że rozumiesz.

Już kiedy spotkałem Cię pierwszy raz, byłeś utalentowanym chłopakiem. Nie brakowało Ci też pasji i pracowitości. Starałeś się być cierpliwy, ale w niektórych sytuacjach wciąż wychodziła z Ciebie ta młodzieńcza niecierpliwość, to pragnienie spełnienia marzeń już teraz, w tej chwili, natychmiast. Pamiętam, jaki rozczarowany byłeś, gdy coś Ci nie wychodziło tak, jak sam tego chciałeś. Może tego nie wiesz, ale bacznie Cię obserwowałem. Przez te wszystkie lata. Bałem się, że może Twoja głowa nie wytrzyma, że to Cię przerośnie. Czy kiedykolwiek mógłbym przypuszczać, że oto szkoliłem jednego z najwybitniejszych przedstawicieli tej trudnej dyscypliny sportowej, jaką są skoki narciarskie? Że patrzę na człowieka, który stanie się wzorem dla innych?

Zapewne nie. Byłeś dobry, ale ja się obawiałem, że po prostu Twoja gorąca głowa z Tobą wygra. I tak się stało w Predazzo w Val di Fiemme w 2013 podczas konkursu na skoczni normalnej. Yup. Byłeś świetnie przygotowany wtedy. Jestem pełen podziwu dla mojego poprzednika Łukasza Kruczka. Już miałeś to złoto na szyi i wtedy stało się to, czego się obawiałem. Twoja gorąca, młoda głowa nie wytrzymała presji i oczekiwań. Pamiętasz? Byłeś wtedy taki rozczarowany, taki zły sam na siebie. Uważałeś, że mogłeś coś zrobić lepiej.

Na szczęście Ty to Ty, zawsze umiałeś sobie jakoś poradzić. Odciąłeś się totalnie i następne zawody były już Twoim popisem.

Myślę, że to zwycięstwo w Val di Fiemme było dla Ciebie początkiem. Lecz początkiem czego? Wielkiej kariery? Drogi na szczyt? Czy może morderczej wspinaczki na Mount Everest skoków narciarskich i powolnego spadania w przepaść z samego szczytu? I to dwukrotnego spadania? Raz się uratowałeś lecz niestety tylko raz.

Dziękuję Kamilu.

Praca z Tobą to był dla mnie zaszczyt i wielka przyjemność. Jak widzisz, jestem lepszym trenerem niż pisarzem listów. Wybacz mi to, jakoś od dawna nikt już nie pisze takich listów. Trochę odwykłem.

Nie wiem, gdzie jesteś i czy w ogóle gdziekolwiek jesteś, czy możesz nas jakoś usłyszeć. Jeśli tak, to musisz wiedzieć, że koledzy bardzo za Tobą tęsknią. I nie tylko oni. Także sztab, kibice, a nawet Twoi rywale. Chciałbym wierzyć, że trafiłeś do Nieba i jest Ci tam dobrze. Chciałbym, yup, ale nie wiem, czy potrafię. Bo widzisz, człowiek w moim wieku zaczyna już inaczej myśleć o życiu i śmierci. Ja wciąż jeszcze nie jestem taki stary, ale Twoje odejście pokazuje nam, że umrzeć może każdy w każdym wieku bez względu na majątek, pochodzenie czy narodowość. Śmierć nie oszczędzi nikogo.

Byłeś naszym promyczkiem słońca w drużynie. Zawsze potrafiłeś każdemu, nawet Maćkowi, powiedzieć coś miłego, rozśmieszałeś nas wszystkich, miałeś ogromne poczucie humoru, przez co tak często wpadałeś na zwariowane pomysły. Cieszyło mnie to, że umiesz utrzymać dobrą atmosferę w ekipie. Brawo Kamil. Byłeś najlepszy, ale powiedz mi, czy to wszystko było tego warte?

Czy Twoje sukcesy były warte łez Ewy, Twoich rodziców, Twoich? Czy były warte tego ciągłego strachu i niepokoju, jaki oprócz mistycznej tajemnicy lotu rodzi się przy każdym skoku jakiegokolwiek skoczka w naszych sercach?

Za każdym razem, kiedy siedziałeś na belce, a ja miałem dać Ci sygnał do startu, bałem się. Tyle już razy byliśmy świadkami niebezpiecznych sytuacji, tragicznych wypadków, które przekreślały wszystko. Wiedziałem, że jesteś opanowany, spokojny, dobrze przygotowany, że masz wielkie doświadczenie, a jednak w moim sercu za każdym razem rodził się niepokój: czy wytrzyma? Czy nie dostanie nagle wiatru? Czy wszystko pójdzie dobrze? Czy nie wypnie się narta niespodziewanie?

Przecież mogło się wydarzyć wiele różnych rzeczy. W tym te tragiczne. Uczyłem Cię, byś się od tego odcinał. Byś wizualizował sobie skok i był gotowy na wszystko. A jednak wiedziałem, że pewnych sytuacji nie da się przewidzieć. Tak po prostu. Los bywa okrutny i przewrotny.

Zadrżało mi serce, kiedy rok temu w Planicy leciałeś na rekord skoczni. Bałem się, jak to zniosą Twoje nogi. Przecież lądowałeś tam, gdzie działały na Ciebie ogromne siły, dociskając Cię do zeskoku.

Wiesz, jak się wtedy bałem? I jaką ulgę i radość poczułem, gdy już bezpiecznie stałeś, czekając na wyświetlenie się wyniku Twojego i całej drużyny?

I teraz... Teraz muszę się pogodzić z tym, że straciłem kogoś wyjątkowego. Straciłem skoczka, który miał ogromny talent, którego ludzie uwielbiali.

Wszystko teraz już jest inne. Bez Ciebie to nie to samo. Jutro odprowadzimy Cię w ostatnią podróż. Nie tak to miało wyglądać. Widziałem Twoją ogromną radość, gdy coś Ci się udało. Ta radość przechodziła na resztę drużyny. Byłeś nie tylko ich liderem, byłeś także przyjacielem.

Dziękuję. Być właśnie Twoim trenerem, to był zaszczyt.

Twój trener, Stefan H.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz