Maciek odłożył książkę na łóżko. Potarł dłonią swędzący nos. Kichnął.
-Na zdrowie – Wydawało mu się, że ktoś mu odpowiedział. I to głosem Kamila, ale… Przecież to niemożliwe! Kamil nie żyje, nie mógł mu odpowiedzieć. Maciek był tego pewien, a jednak przecież już raz go widział.
-Zostaw mnie! Odejdź! Musiałem to zrobić, musiałem! Zostaw mnie!
Wtedy odszedł w popłochu przestraszony. Teraz dochodził do wniosku, że zaczyna świrować.
„Czy ja mam schizofrenię? Normalni ludzie chyba nie widzą zmarłych ludzi bez powodu… Chyba, że Kamil ma powód, żeby się pojawiać. Słyszałem, że czasem duchy nie mogą opuścić pewnych miejsc, dopóki nie wyjaśnią różnych spraw, a sprawa śmierci Cene i Andreasa nie była wyjaśniona.”
-Dzięki, Kamil – Odpowiedział mimo tego, że czuł się nieswojo. Nie podobało mu się to. Serce zaczęło mu bić szybciej, na czole pojawiły się maleńkie kropelki potu. Zmarszczył brwi. Bał się, temu nie mógł zaprzeczyć. To jednak go ucieszyło.
„Czyli jestem normalny. Gdybym był chory, nie bałbym się, czyż nie?”
Gdzieś w tył głowy ugodziła go myśl, że to niezbyt mądre, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Obrócił się wokół własnej osi, rozglądając się wokół. Nikogo jednak nie zauważył. Na wszelki wypadek przeszedł przez cały pokój, zaglądając nawet do łazienki i do szafy. Odetchnął z ulgą, gdy zrozumiał, że nikogo tam nie ma. Wrócił i usiadł na łóżku, znów biorąc książkę do ręki. Szukał wiersza, który mógłby przepisać i wrzucić do trumny Kamila. Chciał chociaż w ten sposób mu podziękować. Jednak wszystkie wiersze jak dotąd mu nie odpowiadały. On szukał czegoś wyjątkowego, a jednocześnie nieco starszego. Dlatego wokół niego leżały otwarte książki grzbietami do góry. Miał wiersze Szymborskiej, Staffa, Mickiewicza, Tuwima, Gałczyńskiego, Białoszewskiego i innych, polskich wybitnych poetów. Właśnie o to mu chodziło, o wiersz od wybitnego poety dla wybitnego skoczka.
„Ania by napisała coś odpowiedniego, ale jej też już nie ma” – Pomyślał ze smutkiem i westchnął.
Dobrze znał Anię, to dzięki niemu Anna poznała Cene „przez przypadek”. Oczywiście tylko Maciek, Piotrek, Peter i Kamil wiedzieli, że ten przypadek jest bardzo nieprzypadkowy i dobrze zaplanowany. Mieli dużo zabawy z planowaniem ich pierwszego spotkania.
-Pasowaliby do siebie – Zaśmiał się wtedy Kamil, kiedy Maciek opowiedział mu o Ani i pokazał jej zdjęcie, a Piotrek wspomniał o Cene. Peter tylko pokiwał głową, uśmiechając się. Jego wyobraźnia już pracowała na wysokich obrotach, ukazując mu obraz jego własnego brata w stylowym, czarnym garniturze czekającego przed ołtarzem w kościele ich pięknej wsi Dolenja w Słowenii.
-No coś ty! Skąd taki pomysł? – Maciek się wyraźnie zdziwił. Siedzieli wtedy w pokoju hotelowym Maćka i Piotrka w Oberstdorfie. Był wieczór. Wszystkie treningi i analizy mieli już za sobą. Trener Słoweńców gdzieś zniknął, a szkoleniowiec polskiej kadry narodowej zamknął się z całym sztabem szkoleniowym i prawdopodobnie opracowywał jakiś plan, dając swoim zawodnikom wolny wieczór, co było dość niezwykłe. Jednak to był dzień kwalifikacji, po których mogli wrócić do hotelu. Zyskali odrobinę czasu wolnego.
-Z waszych opowieści. Oboje lubią biegać, czytać książki, mają zwierzaki, będą mieli o czym ze sobą rozmawiać.
-No i nie zapominajmy o tym, że Cene jest skoczkiem, a Ania to zapalony kibic skoków. Dobrze, że mi o tym przypomniałeś, Macieju. Chyba mam nawet pewien plan. Co wy na to, żeby w Planicy coś im zorganizować? Powiedzmy, że Peter miałby na początku mieć pokój z Cene, ale nagle by się okazało, że jednak musi być z Domenem, a ponieważ nie ma wolnych pokoi, więc Ania wylądowałaby u Cene.
-Uwielbiam cię za te twoje pomysły! Tak zrobimy! To będzie dopiero ubaw!
-Ha ha ha, już widzę ich miny.
-E tam, kiedyś nam podziękują, zobaczysz.
Maciek otrząsnął się z tych rozmyślań. Wrócił na łóżko i sięgnął po pierwszą lepszą książkę. Otworzył ją na chybił trafił. Zaczął czytać.
Witaj, trumno wąziutka!
Co tam stuka w popiele?
Czaszka, wyschłe piszczele,
Paryskiej ziemi grudka,
Nie wiem co, ale niewiele…
Dzień dobry, biedny aniele.
Biją dzwony i działa
Zmurszałym szczątkom ciała,
Kłaniają się ministrowie,
Kroczą persony przednie.
Ulica patrzy i słucha. –
Wiozą ci – ach! Krakowie! –
Wiozą ci Króla Ducha.
Prezydent mówi – i blednie.
Marszałek mówi – i blednie.
Sztandar śnieżnie i krwawo
Okrył cię, prochu, dumnie.
Wiozą ci – ach! Warszawo! –
Wiozą ci Króla Ducha,
A kości grzechocą w trumnie,
Stukają okrutną sławą
I rośnie cisza głucha,
I tłumów pobożnych mrowie.
Witaj i żegnaj Warszawo!
Witaj i żegnaj Krakowie!
Tu przerwał czytanie. Wiersz nosił tytuł „Pogrzeb Słowackiego”, a jego autorem był Julian Tuwim. Maciek uśmiechnął się. Wreszcie znalazł to, czego szukał. Ten wiersz będzie idealny, doskonały. Wstał z łóżka, podszedł do biurka, wyjął z niego blok z kolorowymi kartkami A4. Zamierzał spisać to ręcznie, swoim własnym pismem. Już tylko to oraz modlitwę i pamięć mógł podarować swojemu koledze z drużyny.
"To dla Ciebie, Kamil. Dla Ciebie ten wiersz. I dla Ciebie rozwiążę te zagadki. Dowiem się, gdzie jest Michael. Odnajdę Daniela. Zobaczysz. Wszystko dla Ciebie. Na przeprosiny".
Tak. Teraz miał przynajmniej jakiś cel. Wiedział, co chce zrobić. Pozostawało tylko pytanie: jak to zrobić?
W głowie Polaka już zaczął się tworzyć pewien plan..._#_*#_*#_#_*#_*#_*#_*#_*#_*#_*#
Witajcie moi Kochani Czytelnicy!
Jak Wam się podoba rozdział?
To jeszcze NIE KONIEC!
~Wasza Annie
CZYTASZ
Letters: the King is dead Kamil Stoch
FantasyTego się nie spodziewasz! Zaskakujące zwroty akcji, tajemnicze zniknięcia, miłość, śmierć, strata i nadzieja. To właśnie tutaj znajdziesz. Zapraszam! Miłej lektury!