-I na cholerę jeszcze on nam? Mało mamy problemów bez niego? Wiesz, co się stanie, jak ten jego pieprzony Krafcik zauważy, że go nie ma?!
-Nie drzyj się tak, coś wymyślę.
-Oby szybko, bo czas nam się kończy - Starszy z mężczyzn był już na granicy załamania. I pomyśleć, że chciał ich tylko trochę nastraszyć! Wiedział, że ludzie nie mają do niego żadnego szacunku, szczególnie po igrzyskach. Miał jednak nadzieję, że wszystko rozejdzie się po kościach.
Dlaczego ten głupi Polak musiał umrzeć? To wszystko przez niego! Gdyby żył, może obeszłoby się bez tych niepotrzebnych tragedii!
Mimo takich myśli, nie można było powiedzieć, że miał wyrzuty sumienia. Nie. Lata spędzone w sporcie sprawiły, że coś takiego, jak wyrzuty sumienia stało mu się całkowicie obce. Musiał przecież nauczyć się, jak wycisnąć dla swojego sportu jak najwięcej pieniędzy, zdobyć możliwość przeprowadzania zawodów w najkorzystniejszym czasie antenowy. Musiał dbać o ten sport. To było jak jego misja. Pozbycie się Cene i Andreasa było jak pozbycie się szkodliwych chwastów, gdyż obaj zbyt często wtykali swoje nosy nie tam, gdzie trzeba. Ci dwaj wiedzieli zbyt dużo, by pozostawić ich przy życiu. Wystarczyło, że powiedzieliby o jedno słowo za dużo w którymś z wywiadów i rozpętałaby się sportowa wojna, a na to nie mogli sobie pozwolić.
Kiedy nie wiadomo, i co chodzi, to zawsze chodzi o pieniądze lub kobiety - Mawiał kiedyś jego przyjaciel.
Chyba o facetów - Zaśmiał się ironicznie we własnych myślach, na zewnątrz nadal pozostając nieporuszonym i spokojnym szefem tej całej akcji.
Od lat przyglądał się skoczkom narciarskim. Obecnie doszedł do przekonania, że tych naprawdę dobrych można policzyć na palcach jednej ręki, reszta właściwie się nie liczyła, chociaż oczywiście nie mówiono o tym głośno. I akurat teraz, kiedy dzięki Stochowi ten sport mógł wreszcie zdobyć nieco większą renomę i sławę, on, jak na złość, musiał umrzeć. Akurat teraz, po wygraniu niemal wszystkiego. Oczywiście mężczyzna nie mógł jednak nie dostrzec plusów tej sytuacji. Sama śmierć Kamila przyciągnęła uwagę mediów, kibiców i fanów. Śmierci Andreasa i Cene tylko zwiększyły zainteresowanie. A to było dobre. Pozwalało na łatwiejsze znalezienie sponsorów.
Toteż "szef" postanowił to wykorzystać. Dlatego już następnego popołudnia po znalezieniu zwłok, wystąpił przed kamerami z oficjalnym oświadczeniem. Opowiadał o tym, w jakim szoku jest całe środowisko skoków narciarskich, jak bardzo ubolewają nad "tą tragiczną, ogromną stratą" i że FIS dołoży wszelkich starań, aby wyjaśnić tę sprawę.
-Powiesz im, że to były samobójstwa, że nie stwierdzono udziału osób trzecich - Zwrócił się godzinę później do swojego zaufanego prokuratora.
-Dobra, ale to będzie kosztowało.
-Ile?
-Tyle, co za uszkodzenie nart Kraftowi rok temu. Ciesz się, że ten debil nie zauważył, że ktoś przy tym majstrował, bo nie wiem, czy umiałbym to wyciszyć.
-Tylko tyle?
-Razy trzy, bo są trzy trupy.
-Ale to razem sześćdziesiąt tysięcy euro - Zaprotestował wtedy "szef".
-No cóż... Jeżeli szkoda ci kasy, to media już jutro dowiedzą się o tym, że wolisz chłopców.
-Dobra, dobra, jutro dostaniesz swoją część.
Westchnął wspominając te wydarzenia. Że też ten pieprzony gej Hayboeck musiał wejść akurat w tym momencie! Wcale go tutaj nie chciał! Blondyn był zupełnie niegroźny, może poza faktem, że był gejem, co mogłoby się odbić czkawką całej Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, gdyby media jakimś cudem wyciągnęły tą sprawę na światło dzienne. Co prawda Claudia zgodziła się robić za przykrywkę, ale... "szef" nie był pewien, czy powinien jej ufać.
-Słuchaj, a co z Prevcem?
-Z Peterem? Całkowicie unieszkodliwiony. Jest tak pogrążony w rozpaczy, że nie potrafiłby powiedzieć, ile to dwa plus dwa, a co dopiero zauważyć choćby drobny szczegól, wiążący nas z tym. Nie ma obaw, szefie. Oni mi ufają, nawet Prevc. Nie ma się co stresować. To tylko banda dzieciaków w ciałach dorosłych facetów, nie zagrażają nam.
-Obyś się nie mylił.
"Szef" był wyjątkowo zadowolony ze swojego współpracownika, który wydawał się nie posiadać uczuć ani sumienia. Robił dokładnie to, czego od niego oczekiwano. Był doskonały. Nie zostawiał śladów, nie można go było z niczym powiązać. Był w zasadzie jak dym, ledwie dostrzegalny, wyczuwalny, ale tak samo nieuchwytny.
-Szefie, ja się nigdy nie mylę. Nigdy - Podkreślił, po czym ruszył w stronę wyjścia - Idę pokombinować, co by tu zrobić z Hayboeckiem, a na razie niech siedzi w piwnicy. Nawet gdyby krzyczał, nikt go tu nie usłyszy.
-Nikt poza mną i Tande.
-E tam, Norwegiem bym się w ogóle nie przejmował, dostał sporą dawkę, jeszcze przez co najmniej pięć godzin będzie spał. Jakby szef gdzieś wychodził, to niech szef wszystko dobrze sprawdzi i pozamyka, bo jak nam któryś ucieknie, to już po nas.
-Dobrze, choć na razie nigdzie się nie wybieram. Zrobię sobie kawę, zjem drożdżówkę, a później zajrzę do obu. Już ty się nie musisz tak przejmować, naprawdę umiem się nimi odpowiednio zająć.
-No to do zobaczenia.
-Do później.
CZYTASZ
Letters: the King is dead Kamil Stoch
FantasíaTego się nie spodziewasz! Zaskakujące zwroty akcji, tajemnicze zniknięcia, miłość, śmierć, strata i nadzieja. To właśnie tutaj znajdziesz. Zapraszam! Miłej lektury!