49. Wyścig z czasem

189 31 20
                                    


Pół godziny wcześniej…

 

-Cholera, nie zdążyłem go namierzyć!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Cholera, nie zdążyłem go namierzyć!

-Spróbuj jeszcze raz. Zrób coś, nie możemy jeszcze ich stracić – Stephan Leyhe patrzył błagalnym wzrokiem na swojego przyjaciela, Markusa Eisenbichlera, który wraz z Peterem Prevcem próbował namierzyć telefon, z którego dzwonił Michael. Na próżno. Sygnał skakał po różnych nadajnikach zupełnie, jakby urządzenie miało zdolność bilokacji, czyli znajdowania się w dwóch miejscach jednocześnie.

-Nic nie mamy! Cholera! Nic – Peter gwałtownie wstał z krzesła przy stole w salce konferencyjnej. Czuł napływający coraz większymi falami niepokój. A co, jeżeli nie zdążą? Jeżeli spóźnią się choćby o minutę? Czy Johann zabije Michaela i Daniela za próbę ucieczki? A może Michaelowi uda się wydostać z pułapki?

-Czekajcie, myślmy logicznie. Porwał go Johann, tak?

-Tak powiedział, ale Johann może być tylko pionkiem. Nie mamy pojęcia, o co tak naprawdę chodzi i w co oni wszyscy, a raczej my wszyscy się wplątaliśmy.

-To co robimy? – Markus tym razem próbował panować nad emocjami, ale to nie było łatwe. Ręce mu się trzęsły i był tak zdekoncentrowany, że strącił szklankę z herbatą na podłogę. Zaklął pod nosem i poszedł do łazienki po ręcznik papierowy, który tam widział. Szklanka na szczęście się nie rozbiła, ale znajdująca się w niej herbata rozlała się na pięknej, jasnej podłodze, tworząc niezbyt ładną, brązoworudą plamę. Markus wziął się za jej ścieranie.

-Nie wiem! Niech Bóg ma nas w swojej opiece.

I właśnie w tym momencie zadzwonił telefon Petera. Odebrał machinalnie, nawet nie patrząc na ekran. Może gdyby spojrzał, kto dzwoni, nie odebrałby.

-Halo?

-Pero, chyba ich znalazłem – Usłyszał szept swojego brata, z początku nie był pewien, o czym on mówi.

-Kogo?

-Johanna i Michaela i… I chyba kogoś jeszcze. Przyjedź po nas, błagam… On… On może w każdej chwili wrócić.

-Gdzie?

Odpowiedziała mu cisza. Odsunął telefon od ucha i spojrzał na niego. Ekran pokazywał, że połączenie przerwano. Przez chwilę patrzył na urządzenie oniemiały, po czym uniósł brwi w górę w geście zdziwienia, jednocześnie wzruszając ramionami. Jeżeli Domenowi w tym momencie zebrało się na żarty, to on go zamorduje gołymi rękami. Chociaż… Skąd by wiedział o Johannie? No i jego głos nie brzmiał tak, jakby sobie żartował. Zresztą, największy dowcip, na jaki zdobył się osiemnastolatek, to było to, jak wmówił Cene , że zorganizował mu spotkanie z piękną, uroczą blondynką, a Andiemu Wellingerowi, że czeka na niego bardzo fajna, trochę szalona brunetka w barze hotelowym. Chłopaki oczywiście poszli na spotkanie i na początku nie rozumieli, co się dzieje.

Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz