38. W szpitalu

191 31 12
                                    

--Gregor, dobrze cię widzieć – Stefan uśmiechnął się delikatnie do swojego przyjaciela. Trochę się bał, że ten dostrzeże fałsz w tym uśmiechu, lecz widocznie Gregor potrzebował każdego uśmiechu, nawet tego trochę sztucznego. Uniósł się lekko na łokciach.

-Ciebie też – Wyszczerzył zęby w prawdziwym uśmiechu, w takim, w którym odrodziła się chęć do życia i umiejętność odczuwania radości.

-Nie przyszedłem tutaj sam, ale Thomas pozwolił tylko mnie tu wejść. A, i mamy coś dla ciebie – Pokazał w dłoni reklamówkę z... jedzeniem. Były tam dwa pomarańcze, dwa jabłka, sok pomarańczowy, sok pomidorowy, awokado, czekolada(oczywiście Milka). Na ten widok oczy starszego Austriaka rozjaśniły się wesołym blaskiem. Wyglądał coraz lepiej. Wreszcie nie miał tej chorobliwie bladej skóry, a żyły już nie prześwitywały przerażająco.

-Dziękuję.

-Kiedy wychodzisz?

-Chyba jutro. Lekarze są dobrej myśli, chociaż podobno trafiłem tu w ostatniej chwili. No, ale mnie uratowali i powiedzieli, że przez pewien czas miałem halucynacje. Nawet nie wiesz, jaką ulgę poczułem. Wiesz, bo myślałem, że Kamil naprawdę nie żyje. I Andi. I nawet Cene.

Stefan spuścił wzrok, wbijając go we własne buty. Nagle zapragnął wyjść stąd i nigdy więcej nie wracać. Widział radosną, niemal szczęśliwą twarz przyjaciela i nie miał serca powiedzieć mu prawdy. Nie potrafił odebrać mu tej wiary i tej radości. Niestety Gregor był bardzo spostrzegawczy. Szybko dostrzegł zmianę w nastroju i zachowaniu Kraftiego.

-Krafti...Co się dzieje? Czemu jesteś taki smutny? Pokłóciłeś się znowu z Michim? Wiesz, jak tak dalej pójdzie, to będę musiał zacząć wprowadzać jakieś kary za te wasze kłótnie. Zawsze po nich chodzisz taki przybity.

-To nie to – Wyszeptał tylko, teraz wpatrując się we własne palce u rąk, kręcąc młynka kciukami.

-A więc co?

-Nie... Nie mogę – Powiedział tylko, po czym wstał gwałtownie i ruszył w stronę wyjścia, zostawiając kompletnie zdezorientowanego Gregora samego. Nie umiał. Nie umiał mu powiedzieć, że Kamil, Andi i Cene naprawdę nie żyją, że Michi wcale się z nim nie pokłócił tylko po prostu zniknął. Może został porwany? Może upił się i zasnął gdzieś, a teraz nie zna drogi powrotnej? Może wpadł pod samochód? Albo po prostu potrzebował chwili dla siebie, by odpocząć od tego wszystkiego, wyciszyć się i przemyśleć to wszystko? Możliwości było wiele i żadnego tropu. Opierał się o ścianę, a wyjście Stefana najwyraźniej przerwało jego rozmowę z Thomasem.

-On... On myśli, że to tylko halucynacje, że Andi, Cene i... i Kam, że oni... że oni żyją – Tym razem nie dał rady powstrzymać łez, a przynajmniej tej jednej, która wypłynęła z jego oka samowolnie.

-Och Krafti, zapomniałem ci powiedzieć – Morgi w znużeniu pomasował swój kark, przetarł zmęczone oczy i westchnął. Tymczasem Markus podszedł do Stefana i objął go. Czuł, że właśnie tego teraz potrzebuje niski Austriak.

-Morgi, ja myślę, że powinniśmy mu powiedzieć.

-Nie mogę, nie potrafię! On jest taki uśmiechnięty, taki radosny! Znowu się szczerze uśmiecha. Nie mogę mu odebrać tej radości – Stefan otworzył szeroko oczy ze zdumienia, wpatrując się w Thomasa ponad ramieniem Markusa. Zaskoczyło go to, że Morgi odczuwał to samo, co on.

-W takim razie powiemy mu razem. Nie mamy prawa go okłamywać, musi wiedzieć.

-Eisei, czy ty wiesz, co to znaczy kochać kogoś? I chcieć mu oszczędzić bólu i smutku?

-Oczywiście, że tak, Morgi. Nie jestem takim tępakiem uczuciowym, na jakiego może wyglądam. To nie zmienia faktu, że Schlieri musi wiedzieć.

-Nie mów o nim Schlieri, nie lubi tego – Pouczył go jeszcze Austriak, po czym kiwnął głową na zgodę i ruszył w stronę sali, gdzie leżał Greg.

-Markus? Co ty tutaj robisz? I gdzie jest Michi? Spodziewałem się raczej jego tutaj – Schlierenzauer oczywiście od razu dostrzegł dziwaczność składu ekipy, która weszła do jego sali. Uniósł w górę brwi w geście całkowitego zdziwienia i zaskoczenia.
-Cześć Gregor. Przyszedłem tutaj ze Stefanem, ponieważ Michael gdzieś zaginął, a nasz kochany Kraftuś miał ochotę zamknąć się w pokoju i już do usranej śmierci z niego nie wychodzić.

-Co?

-To. Nie można się z nim skontaktować. Zniknął.

-Jak to? A Kamil? Cene? Andi? Oni... Oni żyją, prawda? Powiedzcie, że tak! Błagam, powiedzcie, że Kamil żyje! Przecież ...

Milczeli. Krafti wbijał spojrzenie we własne buty, Markus spoglądał za okno, jakby tam było coś naprawdę godnego uwagi, a Thomas patrzył smutno na Gregora.

-Nie! To nie może być prawda! Nie Kamil! Nie! Błagam! Tylko nie on! Już lepiej, żebym ja umarł!

-Nie krzycz. No już, już cichutko, wszystko będzie dobrze – Teraz Morgi przemawiał do niego zupełnie tak samo, jak do swojej córeczki, kiedy przyśnił jej się koszmar. Podszedł do Grega, chciał go przytulić, ale ten zaczął się wyrywać i bić go po plecach. Gdy jednak Thomas się nie odsunął, Schlierenzauer w końcu wtulił się w niego zrezygnowany. Zaczął płakać jak małe dziecko.

Przecież to było niemożliwe! To nie mogła być prawda! Kamil? Ten Kamil Stoch, który każdemu pomagał, każdemu potrafił posłać ciepły uśmiech i który potrafił uciszyć nawet najbardziej wygadanych dziennikarzy, właśnie ten Kamil nie żyje? I już nigdy nie wjadą razem na górę skoczni, rozmawiając ze sobą o wszystkim i o niczym? Nie mógł w to uwierzyć. To było dla niego zbyt wiele.

_*2_*#_*#_*#_*#_*#

Jesteście super, więc macie jeszcze jeden rozdzialik 😁😍😘😘😘
Dobrej nocy, skocznych snów i udanej reszty tygodnia Wam życzę, Kochani! ❤💖💖❤
~Wasza Annie

Letters: the King is dead Kamil StochOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz