Słowa: _Vilk_
Siedziałem na trawie przed domem czekając na Arthura, który o dziwo zgodził się pójść ze mną na spacer- może miał wyrzuty sumienia po ostatniej kłótni... nakrzyczał na mnie, a ja po raz pierwszy od dawna porzuciłem maskę niewinnego dziecka. Nawet pojedyncza łza popłynęła mi po policzku!
Trawa na której siedziałem była perfekcyjnie zielona... Pewnie jeszcze dostanę ochrzan od Athura, że siedzę na niej swoim niegodnym tyłkiem, łamiąc pojedyncze źdźbła. Czy on zawsze był taki sztywny?!
Kiedyś Hiszpania powiedział mi, że z Anglii to był całkiem niezły pirat- a oni na pewno nie byli jak teraźniejszy Kirkland... Nie umiem sobie wyobrazić starszego brata. Arthur Kirkland- postrch mórz. To nawet brzmi zabawnie!
Spojrzałem na błękitne niebo... ani jednej chmurki! Nawet księżyc był ledwo dostrzegalny na bladym niebie! To idealna pogoda na spacer- szkoda tylko, że Arthur każe mi tutaj czekać już z dziewięć minut, jak nie dłużej.
Gdy przyszedłem do niego do gabinetu, by zapytać czy się ze mną przejdzie, siedział przy biurku z jakimś kawałkiem materiału w ręce. Jak się później okazało, był to jedwab, który znalazł w szafie... Coś tam wspominał, że da go do krawcowej by uszyła sukienkę dla "córki" Francji.
Zauważyłem, że na jego biurku panował bałagan, a długopis leżał porzucony na podłodze... Arthur musiał tego nie zauważyć, bo szukał go przez chwilę pod stertą papierów, po czym westchnął:
"Peter poczekaj na mnie, zaraz skończę to pójdziemy na ten spacer."- Odparł, przekładając kartki. Pewnie nadal szukał długopisu...
-Na ziemi.- Wskazałem na szykany przez brata przedmiot, po czym wyszedłem z jego gabinetu.
Tak właśnie było... teraz muszę czekać na brata, a jedynym towarzystwem jakie mam to stara kura, której nikt nie chce przepłoszyć z naszego terenu. Może to przez to, że należy do naszej sąsiadki, która by nas pozabijała gdybyśmy coś zrobili jej zwierzątku! Ta kobieta jest przerażająca! Nawet Allistor się jej boi... a to już musi być jakiś znak.
Zauważyłem, że obok mnie rośnie mały, samotny dmuchawiec. Zerwałem go ostrożnie, nie chcąc by za wcześnie nasiona poleciały z wiatrem... zdmuchnąłem je delikatnie.
Szybko uniosły się w powietrze, gdzie porwał je delikatny wietrzyk... po chwili już ich nie widziałem.