-Ivan?- Cichuteńko szepnęłam w stronę lekko uchylonych drzwi.
W pokoju, który chłopak używał jako mały gabinet, gdzie potrafił przesiadywać godzinami, nie świeciło się światło. Tylko lekka poświata, sugerująca, że zaświecił świeczkę, dawał mi do zrozumienia, że musi on siedzieć w środku. Raczej nie zostawiłby zapalonej świeczki bez jakiejkolwiek kontroli- on był zbyt ostrożny.
-Ivan?- Zbliżyłam się do drzwi i lekko je pchnęłam, zaglądając do pokoju.
Pomieszczenie było pochłonięte ciemnością. Tylko malutki promyk świeczki leżącej na biurku, sprawiał, że można było rozróżnić rzeczy, jakie się w nim kryły.
Mój wzrok od razu skierował się, na wielki obraz jednego z przywódców ZSRR, który wisiał nad biurkiem, delikatnie otulony flagą państwa, którego chłopak był personifikacją.
Kiedy pierwszy raz weszłam do tego pokoju, przepełniał mnie lęk i tęsknota za swoją ojczyzną, którą musiałam zostawić razem ze wspomnieniami, za sobą. Tak było prościej dla mnie i wszystkich bliskich, których porzuciłam. Teraz zostawał mi tylko on- chłopak siedzący w ogromnym fotelu za biurkiem, odwrócony do mnie plecami.
Widziałam zarys, pustej już, szklanki w jego dłoni... znowu pił, a obiecywał, że robić tego nie będzie.
-Ivan?- Powtórzyłam.
Nie poruszył się. Nadal trwał bezruchu...
-Podejdź.- Rozkazał stanowczo.
Nie lubiłam, gdy się tak zachowywał. Nienawidziłam, kiedy mi rozkazywał i traktował jak jedną ze swoich służących- chodź to zdarzało się już o wiele rzadziej od kiedy zostaliśmy parą. Nawet jeśli ukrywaliśmy to przed wszystkimi, a drobne gesty, jak trzymanie za rękę musieliśmy wykonywać niezauważalnie...
Mimo to nadal miał złe nawyki wielkiego państwa, które mnie okropnie irytowały, ale wiedziałam, że łatwo było go rozgniewać. Trzeba było z nim obchodzić się jak z jajkiem- czasami.
-Nie zwracaj się tak do mnie.- Odparłam, zbliżając się do niego.
Mglisty promień rozświetlał jego twarz... był rozżalony. Smutny.
Znowu miał ten dzień, kiedy całymi czas rozmyślał o przeszłości i błędach jakie popełnił... te były najgorsze. Trudno było go wtedy zrozumieć.
-Przemyślałaś moją propozycję?- zapytał, kierując smutne spojrzenie na moją dłoń.
Dłoń na której miał spocząć któregoś dnia pierścionek zaręczynowy, który miał mi wręczyć... zapytał mnie o to wczoraj. Nakazałam mu dać mi czas... zniósł to całkiem dobrze. Nie wpadł w szał, że nie otrzymał tego czego tak mocno pożądał. Tylko kiwnął głową i odszedł, dając mi czas o który prosiłam.
-Ivan...
-Nie musisz teraz odpowiadać.- Przerwał.- Nie musisz odpowiadać wcale... wiem, że nie chcesz dać się komukolwiek dać złapać i okiełznać. Jesteś jak nieuchwytny wiatr...
Powiedział ze smutkiem... doskonale widział, jaka jestem. Wiedział, że kiedy tylko zostanę jego żoną, to poczuje się zniewolona. Jakby odebrano mi wolność.
-Ivan.- Chwyciłam za pustą szklankę i odłożyłam ją delikatnie na puste biurko.- Przemyślałam to.
Spojrzał na mnie ostrożnie, delikatnie ujmując moją dłoń. Jego kciuk przesunął się po jej wierzchu- delikatnie. Prawie nie wyczuwalnie.
-Jaką podjęłaś decyzję?- Zapytał z nadzieją w głosie.
Długo myślałam na tym co mi powiedział- żebym była jego i tylko jego, już na zawsze... i wydaje mi się, że podjęłam odpowiednią decyzję. Chodź wiele mnie to kosztowało- ale został mi tylko on i musiałam zatrzymać jedyną bliską mi osobę przy sobie.
-Nie złapiesz wiatru, ale...- Zatrzymałam się, wpatrując się w jego oczy.- Ja nie jestem wiatrem...