Słowa: WendyWyKirkland
Śnieg w tym roku był zadziwiająco lepki- idealny, by ulepić bałwana. Nienawidziłem takiego... przyklejał się do butów, przez co szybciej przemakały. Wystarczyła chwila- dosłownie kilka kroków, bym zaczął się zastanawiać, czy na pewno nie stoję w kałuży.
W końcu wróciłem do domu...
Mogłem zrzucić maskę wesołego chłopaka, którą zakładałem za każdym razem gdy wychodziłem... Przecież teraz nikt mnie nie obserwuje. Mogę być sobą- tutaj w domu, jest bezpiecznie. Świat nie może mnie zranić w tych pustych, czterech ścianach.
Zdjąłem przemoczone buty i rzuciłem je w kąt przedpokoju, nie martwiąc się, że nie zdążą wyschnąć do rana. Na szczęście jutro nie muszę wychodzić z ciepłego domu...
Westchnąłem... chyba znów nie ma prądu.
Skierowałem się do kuchni, gdzie w jednej z szuflad znalazłem świeczkę- przeznaczoną właśnie na taki wypadek. Długa jeszcze szukałem, na oślep oczywiście, zapałek... w końcu jednak znalazłem je i zapaliłem knot, by chodź trochę oświetlić pokój.
Mogłem zacząć pracę...
Usiadłem przy dużym biurku, ziewając... byłem zmęczony po całym dniu, ale nie mogłem iść spać. Musiałem jeszcze coś zrobić- a to nie mogło czekać do jutra.
Spojrzałem przez okno na księżyc, który skrył się za chmurami. Gdyby nie one, w gabinecie byłoby jaśniej...a tak to jedynym źródłem światła jest świeca, która do rana zdąży się wypalić.
Wypuściłem głośno powietrze, czując jak ból ponownie mnie atakuje... Przyłożyłem pięść do swojej klatki, próbując wyczuć bicie serca. Kiedy w końcu nadejdzie koniec?
Poczułem jak przepełnia mnie żal... to wszystko przez te dni, których mogę nie dożyć. Przez osoby, których mogę już nigdy nie zobaczyć. Wyobraziłem sobie ich twarze- niektóre uśmiechnięte, inne skupione, obojętne... już nigdy ich nie zobaczę.
Nadszedł mój czas...
Szkoda, że w te ostatnią noc nie będę mógł zobaczyć jak jasne są gwiazdy- to wszystko przez te cholerne chmury, które muszą psuć cały klimat. Z bezsilności pchnąłem porozrzucane po całym biurku przedmioty. Usłyszałem jak książka, którą do niedawna czytałem, upada na podłogę... miałem zrobić porządek, ale to nie jest teraz najważniejsze.
Teraz najważniejszy jest list, który muszę skończyć...
Poczułem jak zagubiona łza spływa po moim rozgrzanym policzku, gdy pisałem kolejne zdania... Tyle wspomnień, żalu i bólu zostały przelane na papier. Mam nadzieję, że ONI to zrozumieją.
Spojrzałem na otwartą szufladę biurka w której leżała naładowana broń- przedmiot, który pomoże mi odejść z tego świata.
Koniec mojego czasu na tym świecie.
Koniec historii, którą próbowałem pisać.
Żegnajcie bracia...
*Ogłoszenie*
Tak głupio po takim rozdziale, ale ogłaszam, że biorę sobie tydzień przerwy. Muszę zająć się drugim kontem, gdzie mam do napisania parę zamówień.