Słowa: LinsyCat
Czym jest śmierć?
Wszyscy kiedyś ją spotkamy, chociaż nikt jej nie zna... Tylko dlaczego, do niektórych z nas przychodzi ona szybciej, a innych omija szerokim łukiem? Co nią kieruje? Wybiera swoje ofiary, czy po prostu zabiera ze sobą przypadkowych ludzi?... tyle pytań, a brak na nie odpowiedzi.
Gdybym tylko mógł znów z tobą porozmawiać, Arthur... może ty zdołałbyś mi odpowiedzieć na moje pytania?
List w mojej dłoni jest ostatnią pamiątką... to na tej małej kartce, na którą wylałeś niechcący atrament, są spisane twoje ostatnie słowa. Pożegnanie, którego nie umiałeś powiedzieć nagłos.
Jak ja mogłem być, aż tak ślepy, by nie dostrzec twojego cierpienia? Czy naprawdę byłem głuchy na twój krzyk pełen błagania o pomoc? Dlaczego nie dostrzegłem tych wszystkich sygnałów w tym całym chaosie, który mnie otaczał?
Przepraszam, że przybyłem za późno...
Może gdybym wcześniej przyszedł, powstrzymałbym cie... nie odnalazłbym tego listu. Krew nie pokryłaby podłogi, na której kiedyś bawiłem się żołnierzykami.
Westchnąłem, po raz ostatni przekraczają próg domu w którym się wychowałem...
-Chcesz bym poszedł z tobą?- Mój młodszy braciszek stał na ganku, gotowy w każdej chwili mnie wesprzeć.
-Chcę zostać sam.- Wyznałem, powstrzymują łzy... Płacz nie zwróci życia Arthurowi.
-Rozumiem.- Uśmiechnął się delikatnie, mocniej otulając swojego misia.- Jakby coś się działo, wołaj.
Skinął głową... Dobrze, że na brata zawsze mogę liczyć. Bez niego nie poradziłbym sobie z tą stratą, która pochłonęła całe moje serce bólem.
Powoli wszedłem do sypialni Arthura. To w tym pomieszczeniu mogę znaleźć najważniejsze dla niego rzeczy... Rozejrzałem się po pokoju, który prawie w ogóle się nie zmienił od moich ostatnich odwiedzin. Nadal było w nim czysto, pomimo, że właściciel odszedł z tego świata jakiś tydzień temu.
W oczy od razu rzuciła mi się mała klepsydra... automatycznie, tak jak w dzieciństwie, obróciłem nią, by piasek powoli opadł na drugie dno.
W kącie stały stare skrzypce na których próbowałem kiedyś nauczyć się grać... szło mi to okropnie. Może dlatego wolałem jak Arthur ożywiał ten magiczny instrument-przecież jego muzyka była o wiele lepsza od mojej.
Najwidoczniej nawet stara szafa, która nie pasowała kompletnie do wystroju, się zachowała... czyżby Anglik miał do niej sentyment? Ciekawe czy patrząc na ten mebel, przypominał sobie dzień w którym się w niej ukryłem. Biedny myślał, że gdzieś się zgubiłem...
Na zewnątrz usłyszałem pisk opon... najwidoczniej przyjechał już Francis, by zabrać nas na cmentarz. W końcu musiałem odwiedzić grób Arthura... przecież ktoś musi położyć świeże kwiaty na marmurowej powierzchni.
Spojrzałem po raz ostatni na dobrze znany mi pokój... nawet ten jebany pamiętnik leżał na swoim miejscu! Nikt nie chciał go zabrać- najwidoczniej każdy chce uszanować prywatność Anglii. Nawet po jego śmierci...
Zgasiłem światło...
Czas zakończyć ten rozdział w swoim życiu, Alfredzie...
-Mam nadzieje, że niebo przyjęło cię z otwartymi ramionami...- Wyszeptałem w głąb domu, przyglądając się jak piasek w klepsydrze usypuje się na dno.-... tato.