Słowa: @kitabu757
-Abonent jest tymczasowo niedostępny...
- Cholera!- Zakląłem, gdy po raz kolejny nie udało mi się nawiązać połączenia.
Spróbowałem jeszcze raz, ale z takim samym skutkiem... w końcu nie wytrzymałem i rzuciłem telefonem o ścianę, która od rana mnie wkurzała. Denerwował mnie jej nijaki kolor- i jeszcze ta plama. Niby nie widoczna, a jednak...
Wszystko mnie dzisiaj drażniło...
Od rana miałem ochotę rozwalić wszystko co znajdowało się w małym, szpitalnym pokoju. Było tego nie wiele, ale może pomogłoby mi to wyładować swoją frustracje. Chodź troszkę...
Najbardziej jednak wkurzał mnie zapach, jaki unosił się w całym szpitalu. Środki dezynfekujące połączone z odorem choroby i co gorsze- śmierci... Cudowne połączenie! Nic tylko umrzeć.
Na zewnątrz nie było lepiej... śnieg padał od kilku dni. Temperatury były przeraźliwie niskie i niestety nic nie wskazywało na ich podwyższenie. Na dodatek, wyglądając przez okno, dostrzegłem lód, który pokrywał chodniki.
Odechciewało się wychodzić... ale nie zamierzałem siedzieć wieki w tym ohydnym szpitalu. Musiałem wyjść jak najszybciej. Chciałem zaciągnąć się zimnym powietrzem. Poczuć ból, który będzie towarzyszył mi do końca życia, przy każdym kroku. W końcu chciałem się do niego przyzwyczaić...
-Siedzisz tu jak jakiś generał.- Śmiał się mój jedyny przyjaciel, wstawiając świeże maki do wazonu.- Sam w pokoju, chodź szpital ledwo znajduje miejsce dla kolejnych chorych.
Spojrzałem mu w oczy... Nie musiałem długo czekać, by strumień wspomnień zalał mój umysł.
***
Drewno w kominku w końcu zajęło się ogniem... czajnik w końcu da o sobie znać. Wystarczył tylko poczekać, by drewno zaczęło oddawać upragnione ciepło.
Potrzebowałem go... a w szczególności ona. Kobieta życia, która siedziała w fotelu, patrząc na kominek. Czekając, aż w pokoju zrobi się wystarczająco ciepło.
Jej koc nie dawał wiele... Jednak nigdy nie narzekała.
Dlatego ją kochałem... bo umiała odnaleźć w każdym dobro. Dla niej świat był plątaniną dróg- to ona decydowała gdzie pójdzie- nie jej lud.
Nie słuchała tego, co mówili inni. Sama doskonale wiedziała co chce robić, gdzie i z kim. To ona trzymała los w swoich rękach- nie inni.
Nawet ja nie umiałem przekonać jej do zmian... sama musiała się na nie zdecydować.
Dom w którym żyliśmy był okropny. Ledwo utrzymywał się w całości... Czasem nawet można było dostrzec, jak jakiś samotny szczur, przebiega przez obskurny pokój.
Uśmiechnęła się, przejeżdżając zimną dłonią po zaokrąglonym brzuszku.
***
Chciałem dla niej jak najlepiej... Może dlatego tamtego dnia postanowiłem ocalić jedno z niewielu wspomnień jakie posiadała.
Czarna nić- bo tylko taką udało mi się zdobyć- musiała wystarczyć... to ona miała za zadanie scalić wspomnienia. Nadać im nowego kształtu- pozwolić im, znów stać się jednością.
Flaga- jej flaga. Ta, którą straciła lata temu...
***
Nastał wieczór.
Znów próbowałem dodzwonić się do niej... może nie potrzebnie pożyczyłem telefon o przyjaciela. Przecież ona i tak nie odbierze.
-Słucham?- W słuchawce usłyszałem jej głos.
Była zdenerwowana- najwidoczniej nie chciała mieć ze mną nic do czynienia... w sumie nie dziwie jej się. Po tym co zrobiłem...
Chciałem dobrze... a zostawiłem ją samą. Z dzieckiem.
-Możesz przyjechać?- Zapytałem, mając nadzieję, że się zgodzi.- Jestem w szpitalu.
Cisza... Myśli. Zastanawia się, czy warto rozdrapywać stare rany.
-Mówiłam ci już...- Warknęła.- Zapomnij o nas.
-Chciałem dobrze...- Próbowałem się wytłumaczyć, chodź dobrze wiedziałem, że nie ma wyjaśnienia dla tego co zrobiłem.- Pozwól mi chociaż zobaczyć córkę...
-To nie jest twoje dziecko!- Warknęła, kończąc połączenie.
Kłamała... aż tak daleko się posunęła, bym je zostawił? A może mówiła prawdę- zdradzała mnie?
Ziarnko niepewności zakwitło- a chciałem dobrze...