Śnieg- biały i puszysty, na dodatek lepki... idealny, by ulepić bałwanka, który mógłby przystroić nudny ogród na tyle domu.
Domu- dużego budynku, który kiedyś tętnił życiem. Teraz to tylko puste ściany, między którymi przechadza się samotna bestia.
Bestia, która myślała, że ma wszystko... zobaczył jak bardzo się mylił, dopiero niedawno. W chwili, gdy wszyscy bliscy odeszli.
Wspomnienia- jedyne co bestii pozostało... wraca do nich, za każdym razem, gdy siedzi przed kominkiem. Kiedy próbuje zawołać jednego z nich, ale nagle przypomina sobie, że ich już nie ma... cisza sprawia, że bestia czuje.
Czuje smutek i żal... zaczyna rozumieć, co zrobił źle.
Czyżby bestia, był potworem?
Przecież czuje... płacze, jak każdy. Śmieje się, rzadko, ale dźwięk ten jest szczery.
Ból, który zadawał w końcu zostaje przez niego zrozumiany. Wie, co czuli oni i żałuje tego...
Bestia stał się potworem... dlaczego?
Tyle razy to słyszał. Tak wiele razy mu to mówiono, że w końcu zaczął w to wierzyć... i stał się ucieleśnieniem strachu.
Najpierw bali się go wrogowie, później sąsiedzi, którzy z lękiem w oczach, przyspieszali kroku, gdy tylko przechodzili obok dużego domu. Na koniec, zaczęli bać się go bliscy.
Nie widzieli w nim człowieka, jakim był... a on tylko utwierdzał ich w swoich przekonaniach.
Siostry- dwie ukochane osoby, dla których bestia mógłby się zmienić, gdyby tylko mu powiedziały prawdę- zaczęły go unikać. Nie przychodziły już do jego gabinetu, by zapytać czy wszystko w porządku. Nie opowiadały mu już historii, jakie im się przytrafiły. Nie próbowały wyciągać go na długie spacery po mieście...
Bestia zapadał w samotność...
Nie było odwrotu.
Bestia obudził się pewnego ranka. Spojrzał na piękny śnieg za oknem, który wywoływał u niego poczucie bezpieczeństwa... nie wiedział jednak, że gdy wejdzie do jadalni na śniadanie, gdzie wszyscy domownicy się spotykali, nie będzie w niej nikogo.
Nikogo.
Furia.
Bestia wpadł w paniczny gniew... wiedział, że go zostawili bez słowa.
Nie umiał logicznie myśleć... ból zaćmił mu oczy. Sprawił, że wewnętrzny potwór zawył i spuszczony z łańcuchów, w końcu zaczął szaleć.
Śnieg... puszysty i zimny, niczym serce bestii, powoli zaczął nabierać koloru szkarłatu.
Pocięte dłonie nie bolały... odłamki szkła, które zostawił za plecami, w domu, były jedynym symbolem porażki.
Bestia uwolnił potwora... już nie mógł tego zmienić.
Tak pielęgnował, żeby był ujarzmiony. Spał w jego wnętrzu. Nie zerwał się z łańcuchów.
Teraz gdy stracił wszystko... już nic go nie powstrzymywało.
Przegrał... i w końcu stał się tym, za kogo wszyscy go mieli.
Był potworem...