Feliks, Warszawa 1944
Warszawa płonęła, a powstanie, w które wszyscy wierzyli, runęło. Zostało zgaszone, jak niewinny płomień świeczki na grobie jednego z poległych żołnierzy...
Między gruzami byli martwi i ranni ludzie, którym nikt nie zdoła już pomóc. Dzieci, kobiety, mężczyźni- nie tylko żołnierze... W tym całym zamieszaniu, znalazłem się i ja...
Leżałem na plecach obserwując szare od dymu niebo... Warszawa upadła. Niemiecki szef kazał zbombardować moją piękną stolice, a Niemcy nie przejmując się, że między ruinami byli niewinni ludzie, zrobili to. Nawet się nie zawahali- najwidoczniej przestali mieć jakiekolwiek ludzkie odruchy...
W niektórych miejscach ogień powoli dogasał... Nie było ani kropli wody do gaszenia. Do picia.
Brakowało także jedzenia, broni, leków. Wszystkie co potrzebne by przeżyć ten koszmar.Ludzie umierali z głodu i pragnienia. W rany wdawały się zakażenia... Ludzie szukali swoich bliskich, zanosząc się płaczem- mając nadzieje na ich odnalezienie.
Zostały tylko ruiny z mojej pięknej Warszawy...
W miejscu gdzie dostałem kulką od jakiegoś Niemca, sączyła się krew. Sporo czerwonej cieczy, która nie powinna być, aż tak obfita... Nie mogłem się ruszyć. Ze strachu? Bólu? Może z powodu szoku? Przecież to się stało tak nagle.
Było mi słabo. Straciłem mnóstwo krwi...
Czułem, że moje serce biło coraz słabiej... Wewnętrzny ból spowodowany zniszczeniem stolicy doskwierał coraz mocniej.
Czy to już koniec? Czy tak przyjdzie mi umrzeć? W takim momencie? Przecież wojna się nie skończyła... muszę przeżyć by walczyć- za Polskę. Za ludzi w niej zamieszkujących. Dla tych, którzy odnaleźli w moim kraju spokój i postanowili potraktować go jako swój nowy dom.
Nazywam się Feliks Łukasiewicz. Jestem personifikacją, która w 1025 stała się samodzielna, przeżyła rozbicie dzielnicowe, walki z Krzyżakami, a nawet rozbiory... Czekałem 123 lata by w końcu odzyskać kraj. Po co? By wrogowie znów mi go odebrali?
Czy jeśli umrze teraz... czy zginę jako bohater? Czy w ogóle byłem nim?
Miliony zginęły za kraj. Za niego... Czy zasłużyłem na to? Czy moja kochana kraina znowu będzie na mapach? Odzyskam swoje ukochane tereny, które pamiętam z czasów młodości?
Przez całe swoje życie dawałem Polakom nadzieje, wolność i przede wszystkim dom. Robiłem wszystko by czuli się w Polsce jak najlepiej. Chciałem by wiedzieli, tak jak ja, że są wolni.
Nie zawsze mi to wychodziło, ale próbowałem, bo Polak nigdy się nie podda... a jeśli on tego nie zrobi- to personifikacja jego kraju tym bardziej!
Zamknąłem oczy.
To już koniec...
"Żegnaj Toris."- Pomyślałem, przypominając sobie jego twarz... na pewno, gdyby teraz przy mnie był, próbowałby zrobić wszystko by mnie uratować.-" Jestem dumny, że mogłem nazywać cię swoim przyjacielem. Że zawsze byłeś przy mnie. Chroniłeś, a przede wszystkim wytrzymywałeś ze mną."
Pojedyncza łza spłynęła po moim bladym policzku.
"Przepraszam, że nigdy ci tego nie powiem."- Jeden kącik ust podniósł się minimalnie do góry. - "Dziękuje za wszystko bracie... Niech Bóg cię chroni."
Straciłem przytomność... już chwile później moje serce zabiło po raz ostatni...
To już koniec...
***
Toris, Moskwa 1944-Nie żyje.- Ivan, tak jak zawsze miał w zwyczaju, wszedł do mojego pokoju bez pukania. Przecież to on był tutaj Panem i mógł robić co chciał.
Tym razem na jego twarzy nie było wrednego uśmiechu, którym zawsze mnie witał... W oczach nie zauważyłem dziecinnej brutalności, która zawsze była u niego doskonale widoczna.
- Słucham?- Zapytałem uprzejmie.
Kto nie żyje?... To musi być ktoś ważny skoro zachowanie Ivana, aż tak się zmieniło- on nie przejmowałby się byle kim.
- Feliks nie żyje.- Spuścił głowę, jakby było mu przykro.
Feliks nie żyje?! Nie... Boże to musi być kolejna chora gra Rosji. Znów mnie sprawdza- zła reakcja równa się kara.
- To nie możliwe...- Wyszeptałem załamany, mając nadzieję, że to kłamstwo.
- Zginął w powstaniu Warszawskim. - Ivan podał mi grubą teczkę.- Niemcy mówią, że powstańcy uważali go za bohatera, Toris.
Powstańcy? Oczywiście, że uważali go za bohatera- przecież nim był! Nie znam- znałem- drugiego takiego człowieka, który bez namysłu leciał na złamanie karku, gdy tylko ktoś zagroził jego krajowi.
Jestem zdziwiony, że Ivan mi o tym mówi... Rosjanin wyszedł z mojego pokoju zamykając za sobą drzwi. Nie powiedział nic więcej- pozwolił mi na chwilę żałoby. W samotności.
- Boże...- Otworzyłem teczkę, którą otrzymałem od Ivana.
Były to wszystkie informacje o Feliksie... wyciągnąłem akt zgonu, który był na samym wierzchu.
Godzina zgonu: Nie określona.
Przyczyna: Rana postrzałowa.Tak dawno nie widziałem Felka...
"Teraz już go nie zobaczę..."- Pomyślałem, czując jak łza spływa po moim policzku.
Powinienem być silny... on nie chciałby, żebym płakał. To oznaka słabości, a przecież ja muszę mieć teraz siły za nas dwóch. To ja będę od dzisiaj pielęgnować wspomnienia o tak wspaniałym człowieku...
"Feliksie... Dlaczego mnie zostawiłeś? "- Pytam sam siebie.
Przejrzałem wszystkie dokumenty, dokładnie czytając każde słowo. Tyle wspomnień... wzmianki o tych wszystkich wojnach. Bitwach. Powstaniach- w końcu zrozumiałem, jak mocno Feliks próbował odzyskać to co mu odebrano...
"Przepraszam, że nie zawsze byłem przy tobie."- Myślę, czując ból w sercu.- "Wybacz mi, przyjacielu..."
W końcu biorę się za poprawianie tych "pierwszych" shotów.