Szum miasta.
Oddech na plecach.
Szybszy chód.
Strach.
Niepokój.
Ciemne alejki, które za dnia wydają się przyciągać każdego turystę, teraz wydawały się straszne. Obce... nijak nie przypominały tego co widuje tu za dnia. Cienie biegały po kolorowych ścianach domów, gdy próbowałem zgubić to, co mnie śledziło.
Nie możesz pozwolić sobie na błąd.
Wystarczy jedna zła decyzja, a skręcę w złą uliczkę... to co mnie śledzi na pewno tylko na to czeka. Wyczekuje mojego błędu. Chwili nie uwagi- rozkojarzenia.
Muszę uciec.
Znaleźć bezpieczne miejsce- albo dotrzeć do swojego domu. Tam będę bezpieczny... nie dopadną mnie.
Muszę tylko logicznie myśleć.
Muszę przeżyć...
***
Ból przychodzi nagle. Nie zaproszony przez nikogo.
Łapie się za ramię i już wiem, że czerwień farbuje moją dłoń i ubrania. Krew jest ciepła i lepka- przeszywają mnie dreszcze. Wyobrażam sobie martwe ciało w kałuży krwi- zostawione by któryś z przechodniów go odnalazł. By policja mogła zrzucić winę na jeden z gangów panujących na ulicach, albo na samą ofiarę. Samobójców w tym kraju nie brakuje.
Muszę biec dalej... oni muszą poznać prawdę.
Muszą wiedzieć o nim...
Próbuje biec, ale rana boli niemiłosiernie. Przyćmiewa mój umysł. Powoduje, że nie umiem się skupić na celu.
Tracę kontrolę...
Moje kroki coraz bardziej nierówne. Coraz wierniejsze.
Skręcam w uliczkę, która prowadzi w nieznane mi miejsce. Jak na złość nie umiem sobie przypomnieć, gdzie prowadzi.
Ściana.
Ślepy zaułek.
Ostatnie co próbuje zrobić to zawrócić, a wtedy na początku alejki pojawia się on.
Mój prześladowca.
Długi elegancki płaszcz łopocze na wietrze. Dostrzegam, że w prawej dłoni dzierży pistolet, a dłoń jego drży lekko.
-Witaj synu...- Jego głos jest pusty. Nijaki.
Uderza we mnie fala wspomnień... kiedy jeszcze głos ten był pełen emocji. Karcił mnie, śmiał się z moich głupich pomysłów i radził- jak prawdziwy ojciec.
-Arthur, proszę.- Błagam go, nie mając już innej opcji.
Przegrałem.
-Za późno.- Mówi spokojnie i bez cienia żalu. Jakbym nigdy nic dla niego nie znaczył.- Mogłeś nie odchodzi...
-Chciałem być wolny!- Krzyczę ze łzami w oczach.
Wolność... tylko tego chciałem zasmakować- a u boku Anglii nie byłem w pełni docenić tego przywileju. Musiałem odejść. Musiałem zranić.
-Będziesz wolny.- Arthur odbezpiecza pistolet i celuje nim we mnie.
Moje życie tutaj się zakończy.
Mój bieg został brutalnie zakończony.
Zrozumiałem czym jest wolność. Jakie niesie ze sobą konsekwencje... wiem już czym jest rodzina.
-Śmierć to wolność.- Jego głos łamie się. Jest to pierwsza i ostatnia oznaka jakiegokolwiek uczucia z jego strony.- Żegnaj Alfredzie...