{IX} You make me rise when I fall.

3.7K 249 59
                                    

Betty już od wejścia poczuła, że w domu jest coś nie tak. W powietrzu wisiała burza, którą może rozpętać przypadkowe słowo.

-Elizabeth Cooper, gdzie byłaś przez cały ten czas? - dziewczyna usłyszała ostry głos matki, kiedy próbowała przekraść się niezauważenie do pokoju.

-Na randce z Archiem. Mówiłam ci przecież.

-Taak? A jak wytłumaczysz mi, że ten rudy był tu nie dawniej jak dwadzieścia minut temu, mówiąc, że uciekłaś z Pop's i że chciałby z tobą porozmawiać?

-Mamo, zezłościłam się na niego. Chciałam się przejść i ochłonąć.

-A co on ci niby takiego zrobił, że narażałaś się na złapanie przez jakiegoś psychopatę z nożem?

-Pocałował mnie, mamo! A ja tego nie chciałam! To było prawie jak napastowanie. A zresztą, co cię to obchodzi? Gdyby mnie ktoś zamordował i do tego jeszcze zjadł, nie musiałabyś się martwić o pogrzeb!

-To prawda, kanibale są ekonomiczniejsi. Ale to by źle wyglądało, Elizabeth. Sąsiedzi mogliby pomyśleć, że skusiłaś go swoim niemoralnym wyglądem czy coś w tym stylu.

-Pomyliło ci się z gwałtem, mamo.

-Gwałt byłby sto razy gorszy! Plotki, pomówienia i jeszcze w najgorszym wypadku jakiś bękart! I ty byś przeżyła.

-Taak, wiem, ze to ostatnie, o czym marzysz. - Betty zaczęła wchodzić po schodach, próbując się nie rozpłakać. Wiedziała, że matka jej nienawidzi. Dla ojca jest obojętna, ale matka najchętniej sama by ją zlikwidowała, ale co wtedy powiedzieliby sąsiedzi? To jedyne, co liczyło się dla Alice. Dziewczyna spojrzała na zdjęcia na tablicy korkowej. Jej siostry nie ma. Fotografii rodziców nigdy nie powinna tu przyczepiać. Z jej przyjaciół zostali tylko Kevin i Cheryl, a i tego nie była pewna. I gdy miała się załamać kompletnie, pomyślała nagle o czarnowłosym chłopaku. "On mi został" uśmiechnęła się. Ostatnią rzeczą, o której myślała przed zaśnięciem, było jego ramię wokół niej.

•••

-Hej Betts. - dziewczyna podniosła głowę znad papierów i uśmiechnęła się do Jugheada.

-Znów przyszedłeś po swoje rzeczy, panie Jones? Masz ich tu chyba coraz więcej, bo musisz je wynosić już trzeci dzień.

-Hmm, a co by powiedziała pani na to, pani Cooper, że zostawiłbym je już w spokoju?

-Czyli jednak zostajesz? Super! - Betty podeszła do chłopaka i krótko go przytuliła.

-Powiedzmy, ale najpierw musisz mi odpowiedzieć na jedno pytanie. - blondynka spięła się, obawiając się, że może ono dotyczyć ich wczorajszej rozmowy o jej problemach, a na następną nie była na pewno gotowa. Chłopak ją jednak zaskoczył.

-Czemu mnie wcześniej wyrzuciłaś? Tylko szczerze proszę.

-Ahh... Z jednej strony na pewno z powodu Veronici, która mnie do tego namawiała prawie ciągle i miałam już dosyć. A z drugiej byłam cholernie zazdrosna. - Dziewczyna spuściła oczy.

-Zazdrosna? O co?

-O ciebie, Jug. O to, jak dobrze piszesz. O to, że nigdy nie będę taka dobra jak ty. Byłam po prostu głupią, zazdrosną suką.

-Hej hej hej! - chłopak uniósł jej podbródek i zmusił do popatrzenia sobie w oczy. - Jesteś wspaniałą pisarką, a jeszcze wspanialszą dziennikarką. Masz zmysł i umiesz zwracać uwagę na intrygujące szczegóły. Piszesz świetnie i zawsze podobał mi się twój styl, bo był zupełnie inny od mojego. Nie powinnaś być o mnie zazdrosna. Nigdy.

-Łał, Jug, teraz moja pula komplementów od ciebie powiększyła się parokrotnie. - zaśmiała się dziewczyna, patrząc chłopakowi z wdzięcznością w oczy. Piękną chwilę zakłócił Archie, wchodząc z rozmachem do sali.

-Betty, Betty, przepraszam. Chciałem cię przeprosić. To było głupie. Ale zadziałałem instynktownie! - w tej chwili zauważył Jugheada. - Co wy tu robicie? - spytał podejrzliwie.

-Nie twoja sprawa, Arch. Co ty tu robisz? - powiedziała chłodno Betty, a czarnowłosy chłopak zaczął przesuwać się w stronę drzwi.

-To może ja już pójdę...

-Nie! Zostań, Jug. Proszę. - Betty spojrzała się na niego błagalnie, a ten westchnął i usiadł za swoim biurkiem.

-Ponawiam pytanie, Archie.

-Chciałem cię przeprosić, Betty, za wczoraj! Zachowałem się jak idiota. Zobaczyłem chłopaków z drużyny, a oni wcześniej nie chcieli mi uwierzyć, że idziemy na prawdziwą randkę i nie chcieli mi cię uznać. To pomyślałem sobie, że jak cię pocałuję, to na pewno już to zrobią!

-Myślenie nie jest twoją dobrą stroną, Andrews. W ogóle niewiele ich masz w mózgu. Większość znajduje się poniżej - zauważył kąśliwie Jughead.

-Uważaj do kogo mówisz, Jones! Może i teraz czujesz się nietykalny, ale mogę się wkurwić i wszystkie umowy weźmie szlag!

-Archie! - krzyknęła Betty. - Zamknij się!

-Jakie umowy, Andrews? - spytał chłopak ze zmarszczonymi brwiami.

-Ohh... Żadne. Zapomnij. - Rudowłosy zorientował się, że powiedział za dużo. - W każdym razie, jeszcze raz bardzo cię przepraszam, Betty. Nie chciałem, żeby ten wieczór tak się skończył. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i nie chcę cię stracić. Proszę, wybaczysz mi?

Dziewczyna potarła twarz w namyśle.

-To, co zrobiłeś, Arch, zraniło mnie. Bardzo. Ale w sumie dzięki temu spędziłam potem jeden z przyjemniejszych wieczorów, więc wybaczam ci, ty idioto.

-Dziękuję, B! W ramach przeprosin chciałem cię zaprosić do Pop's na shake'a waniliowego, ale doszedłem do wniosku, że to nietrafiony pomysł. - Wyszczerzył się chłopak. - Ale jeśli wymyślisz, co chciałabyś w ramach podziękowania za przebaczenie, odezwij się do mnie, B. Muszę już teraz lecieć na trening. Do zobaczenia, Betty! Bywaj, Jones.

Archie wyszedł, a Jughead spojrzał się ze zdumieniem na Betty.

-Czy nasz kapitan Buldogów właśnie powiedział mi cześć?

-Taak w sumie, to powiedział ci "Bywaj, Jones". Fonetycznie brzmi trochę inaczej niż "cześć", Jug. - zaśmiała się Betty.

-Wiesz, co mam na myśli. To przez ciebie? To o to chodziło z tą randką? - dziewczyna zdziwiła się, że tak szybko połączył fakty.

-Jug, tylko się nie obraź. Ten głupek obiecał mi, że jeśli pójdę z nim do Pop's, to da ci spokój. Uznałam, że to niezły sposób, żeby wynagrodzić ci wszystkie głupie rzeczy mówione wcześniej  przeze mnie.

-Ale czemu wczoraj skłamałaś?

-Widziałam, jak reagowałeś wcześniej na to, że byłam dla ciebie miła i nie chciałam, żebyś się znów zezłościł. Wolałam, żebyś mnie nie zostawiał samą w lesie po zmroku. - Uśmiechnęła się figlarnie.

-Nie zostawiłbym cię... Chyba że nie założyłabyś kasku. - we wzroku chłopaka zamigotały złośliwe iskierki.

-Czyli nie jesteś zły? - spytała się Betty.

-Nawet gdybym chciał, nie mogę. Na ciebie nie można się długo gniewać.

Dziewczyna zaśmiała się perliście.

-To co, opracujemy ten twój ostatni artykuł? Z tym morderstwem Calloweyów?

-To będzie dla mnie przyjemność, Betts. Przez te trzy dni stęskniłem się za pisaniem.

-Bierzmy się więc do roboty! - wykrzyknęła, uśmiechając się, dziewczyna. Miała przeczucie, że nawet jeśli jej rodzice zrobią coś gorszego niż zazwyczaj, ten dzień i tak będzie można zaliczyć do udanych.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz