{XVI} How to safe a life.

3.4K 239 14
                                    

Leżała w wannie. Krew. Wszędzie była krew. Wszędzie. Z nadgarstków skapywała na podłogę i do wanny. Jughead nie zorientował się, kiedy zaczął krzyczeć. Wyciągnął ją z wody i sprawdził puls. Był ledwie wyczuwalny, ale był. Po twarzy zaczęły mu skapywać gorące łzy, ale nie dbał o to.

-Co się... O mój Boże!!

-Ona jeszcze żyje! Veronica, wezwij karetkę! Natychmiast! I znajdź mi jakieś paski, materiał, cokolwiek! Trzeba zatamować krew!

-Co to za szopka? Jones, zapłacisz za drzwi!... - w tej chwili matka Betty zaczęła wrzeszczeć. Veronica odsunęła ją na bok i zaczęła szukać jakiś pasków w komodzie przyjaciółki. Dzwoniła w tym czasie na pogotowie.

-Jughead! Masz tutaj paski! Owiń nimi ręce Betty! Karetka już jedzie! Musi wytrzymać jeszcze tylko chwilę!

-To moja wina, moja wina, moja... - chłopak płakał, przytulając do siebie bazwładne ciało Betty. - Moja!!!

-Jug, weź się w garść. Ona jeszcze żyje, pamiętasz? Musimy ją znieść na dół - karetce łatwiej i szybciej będzie ją zabrać.

Chłopak w końcu kiwnął głową, wziął Betty na ręce i zaniósł, tuląc do siebie, na werandę. Jednocześnie z wyciem syren usłyszał krzyk Archiego.

-BETTY! Co jej się stało? O mój Boże, Betty!

-Proszę się odsunąć, musimy zabrać pacjentkę.

-Proszę ją puścić, proszę pana, tak nie będziemy jej mogli pomóc!

Jughead w końcu pozwolił im zabrać Betty do karetki. Sam wsiadł z Veronicą na motocykl i jechał za nią. Cały czas bał się, że jest już za późno.

•••

Był cały w jej krwi. Veronica zresztą też. Siedzieli w szpitalnym lobby już pół godziny i nie było żadnych wieści. Chwilę wcześniej dołączył do nich Archie, który teraz płakał w objęciach brunetki. Ta patrzyła się jednak zaniepokojona to na drzwi od sali operacyjnej, to na Jugheada, głaskając machinalnie rudowłosego po plecach.

Jughead nie dawał rady. Nie chciał myśleć, nie chciał tego przeżywać. Chciał tylko przytulić Betty, zapewnić, że wszystko będzie dobrze i nie wypuścić jej już nigdy że swoich ramion. Chciał jej powiedzieć, że ją kocha. Że nie może jej stracić, jak reszty. Że jej pomoże. A nawet nie wiedział, czy jeszcze żyje! Wyszedł z lobby na powietrze, kompletnie złamany. Tylko Betty byłaby w stanie złożyć go z powrotem w całość.

•••

Pływała w chłodnej wodzie. Znajdowała się na środku bezkresnego oceanu. Nigdzie nie widziała lądu, żadnego brzegu, do którego możnaby dopłynąć. Nie przeszkadzało jej to jednak zanadto.

•••

-Jug... - Veronica wyszła do niego przed szpital. - Jughead. Musisz wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Musisz w nią uwierzyć. Poradzi sobie. Betty jest silna.

-Ale ona nie chciała sobie z tym radzić. Ona wolała umrzeć i mnie zostawić. Wcale jej się nie dziwię. Pewnie to wszystko jest w większości moją winą.

-Jak możesz tak mówić, Jug? Przecież widziałeś jej matkę. To nie jest twoja wina w żadnym stopniu. Jughead... - Dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu, bo chłopak cały czas siedział w bezruchu i patrzył się w przestrzeń, a łzy skapywały z jego nosa na koszulkę.

Po chwili wahania włożył rękę do kieszeni i wyciągnął koperty. - Zapomniałem o nich wcześniej. Znalazłem je na szafce u niej w pokoju. Może... Może coś w nich wyjaśnia.

-Pokaż. Dziewczyna wzięła koperty z jego rąk. - To pismo Betty... Polly. Jej siostra. V... Arch, Kev i Cher. Napisała do nas wspólny list... - Łzy zaczęły kapać na papier, więc szybko wytarła oczy. - I osobny dla ciebie, Jug. Myślę, że możesz to przeczytać. Ja reszty wolałabym nie otwierać. Zrobię to, kiedy będą wszystkie z wymienionych osób.

Chłopak przez chwilę się wahał, ale kiwnął głową. Wziął list podpisany swoim imieniem, głęboko odetchnął i rozpieczętował go. Kiedy zobaczył napisane ręką Betty słowo Juggie, myślał że zacznie się rozpadać. Z coraz większym bólem czytał każdą kolejną linijkę.

•••

Wreszcie uwolniła się od bólu. Nie czuła żadnego, chociaż podświadomie wydawało jej się, że powinny ją boleć nadgarstki. Po chwili przestała zastanawiać się, dlaczego i po prostu unosiła się na wodzie bezkresnego oceanu. Było jej przyjemnie.

•••

-Napisała... Napisała, że mam się nie obwiniać. Że to nie moja wina. Ale to nieprawda. Tyle rzeczy mogłem zrobić lepiej. Dla niej. A teraz ona... Ona... Ronnie, ona napisała, że mnie kocha. Ja się zabiję, jeśli ona... Jeśli... O mój Boże, ja rzeczywiście przyciągam śmierć. Miałaś rację, Ronnie. Nie powinienem wtedy przeżyć. Nie zasługiwałem na to...

-Jughead! Przestań! Proszę, przestań. Myliłam się. Byłam głupia. Przestań. Betty cię kocha. A skoro cię kocha, to wróci do ciebie. Nawet jeśliby tego nie chciała.

•••

Spokój i ciszę na jej oceanie ktoś zakłócił. Słyszała jego ból. Chciała się od niego odgrodzić za wszelką cenę. Nie po to umierała, żeby znów cierpieć! Ale jego ból sprawiał ból również jej. Nie chciała tego. Nie chciała go ranić. Był jedyną osobą na świecie, którą na to nie zasługiwała.

-Ja się zabiję, jeśli ona...

Poczuła ogromny niepokój. Wiedziała, że mówi prawdę. Ale to nie tak miało być! Na jej cierpieniu miało się zakończyć cierpienie innych! Kiedy zobaczyła Jugheada, dryfującego obok niej z zamkniętymi oczami, zrozumiała, że wszystko spieprzyła.

•••

-Jughead! Veronica! Co się dzieje! Co z Betty!? - Cheryl i Kevin właśnie dotarli do szpitala, przerażeni plotkami i wyglądem chłopaka i Veronici.

Dziewczyna próbowała im coś przez łzy tłumaczyć, ale Jughead wszedł do lobby i w tej samej chwili zobaczył lekarza na korytarzu, zmierzającego w stronę samotnie siedzącego Archiego.

-To wy przyjechaliście tu z Elizabeth Cooper? Kim dla niej jesteście?

-Jesteśmy jej przyjaciółmi. Co z nią? Co z Betty? Żyje? - chłopak wyrzucił na jednym tchu. Lekarz spojrzał się na niego ze współczuciem i zaczął mówić.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz