{XXIII} Everything's falling apart.

3.2K 198 19
                                    

-Betts, pomyślałem sobie, że przecież nie będziesz wiecznie chodziła w moich ciuchach. Nie żebym narzekał... - Tutaj Jughead obrzucił długim spojrzeniem smukłe nogi dziewczyny, leżące na jego kolanach. - Ale do szkoły tak nie pójdziesz. Może spróbowałbym przywieźć ci jakieś rzeczy z twojego domu?

Betty podniosła się z kanapy, na której leżała wyciągnięta i czytała książkę. Był wieczór, a Veronici jeszcze nie było, chociaż umówili się, że spędzi u Jugheada jeszcze jedną noc.

-Jak chcesz to zrobić, Jug? Przecież moja mama cię nie wpuści do środka.

-Betts, zaufaj mi. - Uśmiechnął się chłopak, dotykając nosa. - Mam swoje sposoby. Jutro zjawię się z całym naręczem twoich ciuchów.

-No dobra, Jug. Ale jeszcze nie chcę wracać do szkoły. - Dziewczyna delikatnie się skuliła, a chłopak widząc to, przygarnął ją do siebie i przytulił.

-Wrócisz kiedy będziesz chciała, skarbie. Nikt cię do niczego nie będzie zmuszał.

Betty oderwała się od niego i uśmiechnęła z niedowierzaniem.

-Czy ty właśnie powiedziałeś do mnie skarbie?

Jughead zaczerwienił się.

-Raczej nie...

-Powiedziałeś! - Dziewczyna pocałowała go w usta. - I to bardzo miłe, że tak mnie nazywasz, skarbie. - Wymruczała mu do ucha.

•••

-Gdzie ona jest? - Zaczęła niepokoić się Betty, kiedy Veronica, spóźniona już godzinę, nie dawała żadnego znaku życia.

-U Archiego jej nie ma. - Powiedział Jughead, odkładając telefon. - Wyszła od niego półtorej godziny temu.

-Boże, Jug, a jeśli jej się coś stało?

-Spokojnie, Betts, nie martw się. Jestem pewien, że nic jej nie jest. - Chłopak szybko pocałował dziewczynę i zaczął zakładać kurtkę.

-Co robisz? - Spytała się Betty ze zmarszczonymi brwiami.

-Arch pojechał do jej rodziców, sprawdzić, czy jej nie ma, a ja zacznę przeszukiwać okolicę. Może wysiadła z taksówki w złym miejscu i teraz nie może trafić, a telefon jej się na przykład rozładował.

-Dobrze, idź. Tylko bądź ostrożny, okey? - Dziewczyna zadrżała lekko. Jughead, widząc to, przytulił ją mocno, pocałował w czoło i jeszcze raz zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Potem wyszedł na ulicę, a Betty zamknęła za nim drzwi. Bez niego dziewczyna nie czuła się już bezpieczna.

•••

-Veronica! Ronnie! Veronica! - Jughead chodził już od pół godziny i szukał bezskutecznie dziewczyny po całym osiedlu. Nigdzie nie było nawet śladu po brunetce. Dopiero kiedy zbliżył się do płotu okalającego jedną z ostatnich posesji, zauważył torebkę powieszoną na sztachetce. Nie rzuconą gdzieś na ziemi, tylko dyndającą w dobrze widocznym miejscu. Chłopak poczuł nieprzyjemne mrowienie na skórze. Coraz bardziej bał się o przyjaciółkę, a znak zostawiony przez kogoś go nie uspokoił. Był prawie pewny, że to torebka Veronici, ale kiedy podszedł i zajrzał do środka, zyskał pewność. Spojrzał na wąską ścieżkę, ciągnącą się za ogrodzeniem i jego niepokój się podwoił. Krzaki, które zwykle rosły bujnie i bez przeszkód, pożerając wąską dróżkę, teraz były potratowane i powyginane. Jedyną rzeczą, która znajdowała się na końcu trasy, była stara przyczepa jego ojca, w której ten mieszkał jeszcze w czasach kawalerskich. Po wypadku Jughead żył właśnie tam, chociaż wszystko było w opłakanym stanie. Nie mógł się jednak przemóc, żeby mieszkać normalnie w domu dopóki nie zmienił totalnie wystroju wnętrza. Teraz poczuł gryzący lęk, bo uświadomił sobie, że o miejscu, które trzymał w tajemnicy przed wszystkimi oprócz ciotki, wie ktoś jeszcze. I ten ktoś porwał Ronnie.

•••

Betty, która przysypiała na kanapie, rozbudziło nagłe walenie do drzwi. Przekonana, że to Jughead z Veronicą, być może ranną, bez wahania otworzyła. Okazało się, że do mieszkania Jugheada wparowała ostatnia osoba, jaką chciała zobaczyć.

-Elizabeth! Wszędzie cię szukałam! Wracasz ze mną do domu!

Betty zaczęła się trząść.

-Nnnie. Nigdzie z tobą nie idę.

-Idziesz, bez dyskusji. I tak zbyt długo nie było cię w domu.

-Nie! - Krzyknęła zdesperowana dziewczyna, zaczynając drapać z nerwów świeże opatrunki na nadgarstkach. Matka to zauważyła i krzyknęła:

-Nie rób scen! I tak nie mogłam doczyścić kafelków z twojej krwi!

-Nienawidzę cię. - wyszeptała dziewczyna, a potem głośno i dobitnie powtórzyła: -Nienawidzę cię! Za nic nie wrócę do domu. Możesz mnie próbować wyciągać siłą, ale będę się bronić. A potem Jughead opublikuje wszystkie brudy twojego życia. Z dowodami! - Chłopak wcześniej powiedział jej całą historię romansu ich rodziców. - Jesteś potworem. Nie, nie ja jestem potworem, tylko ty! To dziecko, które oddałaś, miało szczęście, że nie musiało wychowywać się z taką matką!

-Zamknij się bezczelna gówniaro!!! - Wrzasnęła Alice. - Wszyscy usłyszą!

-I bardzo dobrze. - powiedziała gorzko dziewczyna. - Niech wszyscy wiedzą, że to ty, a nie Ronnie, byłaś pospolitą dziwką, która w dodatku nie chciała wziąć odpowiedzialności za własne błędy!

-O nie, tak nie będzie. Chciałam po dobroci, ale zrobimy inaczej. Masz do wyboru dwie opcje. Albo wracasz do domu, a my wysyłamy cię do Polly, do Nowego Yorku, albo załatwiam papiery o twojej niepoczytalności i zostaniesz umieszczona w zakładzie psychiatrycznym.

-Nie zrobisz tego. - Sapnęła przerażona dziewczyna. - Jughead mnie uratuje, on ma na ciebie haka...

-Uwierz mi, twój chłoptaś nic nie zdziała. Kiedy będziesz zamknięta, może publikować nawet milion artykułów. Nic cię nie uratuje.

-Więc jaką mam alternatywę?

-Tak jak mówiłam. Wyślemy cię do Polly. Umowa będzie taka, że do ukończenia pełnoletności nie masz prawa pojawić się w Riverdale. Potem - już nic mnie nie będziesz obchodzić.

-Ale... Moi wszyscy przyjaciele... Jughead...

-Masz wybór.

-Daj mi się zastanowić. - Powiedziała dziewczyna płaczliwym głosem. - Do jutra.

-I ani dnia dłużej. - Powiedziała Alice, kierując się do wyjścia. - Jeśli jutro się nie pojawisz, przyjadą po ciebie i wylądujesz w wariatkowie. Gwarantuję ci to.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz