{XXVI} Let her go.

2.8K 184 37
                                    

-Jughead, jesteś pewny? - Dziewczyna z niepokojem dotknęła jego policzka.
Przez cały dzień wydawał się zdenerwowany i oschły, a teraz, kiedy mieli jechać do domu Betty, było coraz gorzej. Był blady jak prześcieradło i co chwila zaciskał pięści, aż w pewnym momencie zauważyła strużkę krwi spływającą mu po ręce. Wzięła wtedy jego dłoń, rozwarła palce i obmyła ślady po paznokciach, zabandażowała i po wszystkim je pocałowała. Nie uspokoiło go to jednak na długo. Szalał przez cały dzień i nie dało się z nim normalnie porozmawiać. Próbowała nie tylko Betty, ale też Ronnie i Archie. Nikt nie rozumiał tego dziwacznego, irracjonalnego według nich zachowania chłopaka. Nawet wyjazd blondynki nie mógłby spowodować aż takich zapaści nastroju! Nikt za to nie domyślił się istnienia i zawartości wiadomości od tajemniczych "G".

Teraz powstała kłótnia, bo Jughead koniecznie chciał pojechać razem z nią i dopilnować, żeby jej rodzice wysłali ją do Nowego Yorku, a nie na przykład zamknęli ją znów w pokoju. Betty, zirytowana już trochę jego zachowaniem, chciała pojechać sama, ale miała świadomość, że tej walki nie wygra. Ostatecznie siedli razem na motocykl i po pożegnaniu z Ronnie i Archiem, a także Cheryl i Kevinem, którzy przyjechali w ostatniej chwili, zjawili się u rodziców Betty.

-Co on tu robi? - Odezwała się od drzwi Alice.

-Pilnuję, żebyście dotrzymali umowy. Wam nie można ufać. Będę z Betty aż do jej wejścia do autobusu, czy czegokolwiek innego, czym miała pojechać.

-Dobrze, Alice, to nawet lepiej. - Odezwał się ojciec Betty, zawalisty, zmęczony życiem mężczyzna. - Umówiłem się na obiad u Breckenów, a moglibyśmy nie zdążyć, odwożąc ją. - Nawet nie spojrzał na córkę.
Wyciągnął z kieszeni bilet i telefon Betty i podał jej bez słowa.

-Polly będzie miała na koncie odpowiednią kwotę, żeby cię utrzymać. - Dodała sucho matka dziewczyny i zamknęła drzwi. Żadnego słowa pożegnania. Jughead zapomniał na chwilę o swoich problemach i przytulił Betty do siebie, pragnąc ją trochę podbudować po nieprzyjemnym spotkaniu.

-Jug... Musimy jechać. Autobus mam już za piętnaście minut. - Dziewczyna oderwała się od niego i podeszła do motocykla. Chłopak przełknął ślinę i pokiwał głową. Jego szczęście za chwilę bezpowrotnie minie.

•••

-Jak tylko dojadę, zadzwonię do ciebie. - Powiedziała Betty, ledwo powstrzymując łzy. Była w nim zakochana. Wiedziała, że go kocha i nie chciała go opuszczać. Ale nie miała wyboru. Po jej policzku poleciała pojedyńcza łza, którą chłopak zcałował.

-Jakoś damy radę, prawda? - Spytała się, patrząc mu w oczy. Będę do ciebie dzwonić i pisać, i te parę miesięcy...

-Spokojnie, Betts. - Uśmiechnął się smutno. - Betty... - Zaczął po chwili, zupełnie innym, napiętym tonem. - Betty...

-Co się dzieje, Jug?

-Nic. Zupełnie nic. Ja... Ja cię kocham, Betty. - Spojrzał się jej prosto w oczy. - Wiem, że pewnie nie czujesz tego samego, ale ja cię kocham i zawsze będę kochał. Pamiętaj o tym.

-Jugheadzie Jones - Uśmiechnęła się radośnie dziewczyna. - Kocham cię. Chciałabym być z tobą do końca życia. Tylko ty sprawiasz, że czuję się bezwarunkowo szczęśliwa. Kocham cię.

Jughead pochylił się nad nią i pocałował ją mocno. W tle usłyszeli nadjeżdżający autobus, ale nie przerywali. W końcu Betty to przerwała, przytuliła go z całej siły, pocałowała jeszcze raz i weszła na schodki autokaru.

-Zadzwonię, jak tylko będę u Polly. Kocham cię!

-Ja też cię kocham. - Wyszeptał chłopak, machając ręką. Dziewczyna usiadła przy oknie i wpatrywała się w Jugheada, który stał bez ruchu, dopóki autobus nie zniknął za zakrętem. Już teraz czuła dojmującą pustkę i tęsknotę. Tu, w ciemnym wnętrzu autokaru, w końcu pozwoliła sobie na łzy.

•••

Pojechała. Jughead poczuł, jakby razem z nią pojechała cząstka jego samego. Tak bał się, że nigdy więcej jej nie zobaczy. Nie miał pojęcia, co przyniesie jego wieczorne spotkanie z bandytami. Co mógł zrobić jego ojciec, że ktoś po prawie dwóch latach postanowił zemścić się właśnie na nim? I na czym miała polegać ta zemsta? Czy przetrwa dzisiejszą noc, czy już nigdy nie zobaczy miłości swojego życia?

Te wszystkie pytania kotłowały mu się w głowie, kiedy odpalał motocykl i wracał do domu. Miał jeszcze godzinę. Veronica i Archie jeszcze u niego byli, co zauważył z niejakim rozdrażnieniem, bo chciał teraz pobyć sam. Jednak kiedy tylko wszedł do mieszkania, Ronnie zaczęła go przytulać i się z nim żegnać.

-Dziękuję ci jeszcze raz, Juggie. Za całą twoją pomoc i za uratowanie mnie.

-Nie musisz mi dziękować, V. Pamiętaj, że jeśli będziesz w niebezpieczeństwie albo będziesz potrzebować lokum, to dzwoń do mnie.

-Oczywiście, Jug. Będę pamiętać. - Przytuliła go jeszcze raz, a potem pocałowała w policzek. - Trzymaj się. Wiem, że już teraz za nią tęsknisz, ale jakoś dacie radę. Miłość wszystko przetrzyma. Do zobaczenia jutro w szkole!

Archie podszedł do niego i uścisnął go mocno. - Taak, dziękujemy ci, chłopie. Do jutra!

-Do jutra. - Jughead machał im od drzwi, a po chwili zamknął je i poszedł zrobić sobie kawę. Być może ostatnią w jego życiu.

•••

Serce podchodziło mu do gardła. Szedł powoli ścieżką w stronę przyczepy. Z daleka zobaczył, że pali się tam światło. Zawahał się na chwilę w wejściu i usłyszał cichą rozmowę.

-Myślisz, że ten chłystek przyjdzie? Może mu nie zależy na tych sukach.

-W sumie nie wiem. Jego ojciec był fiutem, to może on też. Zostało mu pięć minut. Jeśli się nie zjawi, potniemy te dwie kurwy, a potem może jeszcze skorzystamy co nieco.

Jughead już nie mógł tego słuchać i popchnął drzwi.

Wszedł do środka i powiedział:

-Jestem.

Cichy Krzyk // BugheadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz